Zatopiony statek Wilhelm Gustloff.
W pewnej rozmowie wypłynęło nazwisko, a nawet imię, Magdaleny Grzebałkowskiej, które to nazwisko kojarzyłem, ale nie czytałem żadnej jej książki.
Zajrzałem do Wikipedii, a w szczególności do hasła o jednej z jej książek „1945. Wojna i pokój”, która jest opisana następująco:
Ja akurat czytałam wszystkie jej książki.
„1945” mam w domu – przejrzałam rozdział o Gustloffie pt. „Czerwone znamię” - jak każdy rozdział zaczyna się od przeglądu prasowych ogłoszeń, a następnie przez pryzmat jednostkowej historii – w tym przypadku historii Lucie Rybant/Łucji Bagińskiej (uratowanej z katastrofy) i jej uznanego za zmarłego w katastrofie dziecka Hansa Jurgena (w 1998 roku z Lucie kontaktuje się dorosły mężczyzna, który twierdzi, że jest jej synem - również uratowanym z Gustloffa – Grzebałkowska pojechała w 2003 roku do Niemiec spotkać się z nim) – opisuje jak doszło do zatopienia Gustloffa.
Ona nie ocenia. Nikomu nie przyznaje racji. Ani kapitanowi Marinesko, ani uciekającym Niemcom.
Chociaż może wziąwszy pod uwagę życiorys Łucji ….
urodzona w 1923 w Elblągu, w 1939 wywieziona przez Niemców na roboty,
w Darłowie, na targu najemników, za 36 marek Łucję kupuje córka niemieckiego gospodarza.Gospodarze okazują się dla niej dobrzy, pomagają jej i ostatecznie popełnia swój największy grzech – w 1942 poślubia Niemca. Oczywiście żołnierza. Rodzi się ów Jurgen, który nigdy ojca nie widział. Rok 1945 – gospodyni u której wynajmuje pokój ma kajutę na Gustloffie dla 5 osób – 2 wolne miejsca – Lucie korzysta, bo ruscy nadciągają. Ocalała i po wojnie mieszkała w Gdyni – wyszła za mąż za Polaka, ma córkę.
...jednak w tle pobrzmiewa teza o uwikłaniu pojedynczych losów w historię i trudność oceny w stylu „siania wiatru”.
Ale:
W dalszym ciągu w.w. rozmowy zarysowała się różnica zdań, czy niemieckim cywilom (tym 6600, którzy zmarli z wychłodzenia, bo chyba nawet nie zdążyli się potopić, ale też generalnie) należy (przynajmniej w jakimś stopniu) współczuć, czy też, wedle maksymy,
„Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” dostali to, na co się pisali.
Kiedyśtam przeczytałam „Wielką ucieczkę” Thorwalda (tego od chirurgów):
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5176332/wielka-ucieczkaI z tej książki właśnie taka teza pobrzmiewa – ostatecznie Niemcy zebrali to, co posiali.
Z pewnym dysonansem – jakkolwiek książka jest zapisem upadku Niemiec 1944/1945 i wypunktowaniem błędów Hitlera i jego świty, to Thorwald kilka razy wtrąca, iż nadchodzący ruscy to brutalna, pozbawiona zasad hołota (zwłaszcza oddziały z głubinki) w porównaniu z kulturalnymi i czystymi Niemcami. Cóż.
I apropos – czy gdyby Ukraińcy trafili teraz w cel cywilny i zginęliby Rosjanie, to należałoby współczuć Rosjanom? Z pewnym zdziwieniem znajduję u siebie odpowiedź, że nie, nie należałoby.
Zdziwieniem, bo zawsze byłam przeciwna zbiorowej odpowiedzialności - zwłaszcza za decyzje polityków rządzących w sposób autorytarny, przymusem i siłą.
No i tak sobie niemiecki lud jęczał pod hitlerowskim jarzmem przez dwanaście lat, aż go alianci wyzwolili.
Dobre.
Niemniej – rok 1933 – wybory w Niemczech – frekwencja 88.74% - NSDAP dostaje 44.5%.
Populacja Niemiec to ponad 65 mln w 1933 roku.
Uprawnionych do głosowania 44 686 756 (o ile się nie pomyliłam).
Głosowało 39 655 029.
Na NSDAP 17 646 487.
Pozostałe partie: 22 008 542.
Te 44.5% zdecydowało o polityce Niemiec na następne 12 lat.
A nie były to uczciwe wybory.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Republice_Weimarskiej_w_marcu_1933_roku
Kolejne wybory ogólnoniemieckie to rok 1990.
W sumie jest to poniekąd przerażające jak działa demokracja – nawet jeśli częściowo zniewolona.
17.5 mln zdecydowało o ponad 65 mln.
Czy w kolejnych latach Niemcy dobrowolnie przechodzili na stronę tych 44.5% - nie wiem.
Czy Ci co nie przeszli spisywali swoje polityczne spostrzeżenia do szuflad? Wątpię.
Takie wspomnienia - od "zwykłych" ludzi (bo pamiętniki ofiar i oprawców są wydawane) są raczej spisywane doreportażowo, jako świadectwa w bardzo szczegółowych sprawach, jednostkowych, dokumentujących dzieje np. konkretnej wsi.
Nie sądzę by np. teraz
przeciętny mieszkaniec Moskwy spisywał swoje spostrzeżenia w temacie Putina i jego świty.
Psss...tutaj jest ten rozdział z Grzebałkowskiej:
https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,1542715.html