Jak już powiedziałem temat jest ciekawy i chciałbym poznać odpowiedź i NIE WIEM JAKA JEST (możliwe, że po prostu są takie pamiętniki). Natomiast co do Twoich szacunków, jakie było prawdopodobieństwo, że ktoś komuś zajrzy do szuflady itd. Zakładasz jakiś standard działania śledczych w rodzaju drobiazgowego postepowania, adwokata, niezawisłego sądu i tłumaczenia wątpliwości na korzyść oskarżonego. Tymczasem aparat terroru Niemiec wraz z upływem czasu i rosnącą ilością zadań rósł w siłę z jednej strony a z drugiej upraszczał procedury, które na koniec polegały na wieszaniu kogo popadło pod byle pretekstem. Jeżeli dobrze pamiętam, to NSDAP (czyli Hitler) po dojściu do władzy (to jest po naznaczeniu przez Hindenburga Hitlera na kanclerza) zagwarantowała sobie jedynie dwa stołki w rządzie - ministrów spraw wewnętrznych (Niemiec i Prus, wówczas jeszcze osobne). Hindenburg zgodził się wówczas powołać Hitlera na szefa (kanclerza) "ponadpartyjnego rządu" (ponieważ NSDAP co prawda wygrała wybory parlamentarne, ale nie zdołała stworzyć większościowej koalicji) - rok 1933. Tak więc - jak widać, Hitler z pozycji mniejszościowej, otoczony przez większość niepopierających go najwyższych urzędników (prezydenta Hindenburga i pozostałych ministrów) dysponując jedynie ministerstwami SW, w ciągu dosłownie kilku lat (1-2?) zdołał, poprzez MSW, przeprowadzić państwo od republiki do totalitaryzmu. Sądzisz, że się patyczkował z kimkolwiek, na kogo padł choćby cień podejrzenia? Nie patyczkował się nawet z przyjacielem Rohmem i całą nazistowską organizacją SA w chwili, kiedy uznał, że stanowi dla niego zagrożenie - pomimo przejęcia przezeń pełni władzy, stanowiąc co prawda pozaparlamentarną ale jednak znaczną siłę (noc długich noży, rok 1934, coś pod setkę zabitych, w tym Rohm, bez wyroku). Oczywiście, na początek likwidował znaczniejsze osoby, stanowiące jakąkolwiek polityczną siłę na tym początkowym etapie jeszcze zdolną mu się przeciwstawiać. Potem zabrał się za wszystkich innych, poczynając od komunistów i nie-ludzi czyli Żydów oraz psychicznie chorych. A następnie katalog nie-ludzi i podludzi się rozszerzał - wedle potrzeb. Stopniowo niższą kategorią stawali się ludzie, którzy mieli żydowską krew sprzed pokoleń, małżeństwa mieszane (nieżydowskie) itd. Były w tym dwa cele - jeden to bezpośrednia likwidacja oponentów i potencjalnych zagrożeń - ale ważniejszy docelowo drugi - absolutny terror, aby nikt nawet nie pomyślał o oporze. W każdym przypadku jakikolwiek pretekst był na wagę złota, a taki dziennik niewątpliwie by nim był.
Oczywiście z drugiej strony w pewnym sensie Hitler miał dużo szczęścia i może długo nie było powodów, aby "porządni Niemcy" pisali coś do szuflady - raz że wybuchł wielki kryzys i było wielkie niezadowolenie a on jawił się jako cudotwórca (wykreował się na stwórcę odbicia po hiperinflacji, które w dużej mierze nastąpiło nim stał się kanclerzem), dwa że zmarł w 1934 Hindenburg co pozwoliło mu bez zamachu przejąć władzę absolutną, trzy że doskonale wczuł, że po pierwsze trzeba przejąć prasę a cztery, że zapewne wielu "prawdziwych Niemców" uważało, iż prawdą jest, że naród niemiecki i pokrewne to nadludzie, więc podludzie, coś w rodzaju krzyżówki bydlęcia z człowiekiem, nie podlegają tym samym prawom ani zwłaszcza zasadom moralnym, które należałoby stosować wobec ludzi. Wystarczyło więc przenieść kogoś z kategorii A do B i voila.
Tak więc ja bym nie oceniał, czy bezpiecznie było pisać do szuflady. Żyję na tyle długo, że na własnej skórze odczułem wszechmoc prawa Murphiego (na szczęście żyję, póki co przynajmniej, w czasach, kiedy po jego zadziałaniu można co najwyżej w papę zarobić, a nie dyndać smętnie na latarni).
Natomiast tak na marginesie mi się przypomniało, że pierwszy ostatni sekretarz PZPR M. Rakowski twierdził, ze pisał dzienniki w najczarniejszym momencie, kiedy obawiał się, że teoretyczni koledzy zrobią z nim mniej więcej to, co Hitler z Rohmem - i zakopywał je w słoikach czy butelkach w ogródku.
A z drugiej strony jakiś czas temu (parę lat) czytałem, że w czasie remontu mieszkania w Polsce zza futryny drzwi wypadł rysunek ośmieszający Stalina - już nie pamiętam szczegółów ale udało się dojść do osoby, która to narysowała w latach 50-tych - i ta osoba nic nie pamiętała, mimo, że potwierdziła, że to jej pismo. Raczej nie bała sie nadal Stalina czy innych towarzyszy (odkrycie nastąpiło bodaj po 2010 r.) - więc chyba rzeczywiście ulotniło się jej to z pamięci.
A z trzeciej - Lem tak pisał i nawet z kolegami teatrzyk odstawiał (czego zapewne nie pochwaliłby Anichwilij Tegonieradze) -
Korzenie – drrama wieloaktowe.
PS wyszukiwanie typu "diaries of German citizens WW2 period" zwraca nieco wyników - np.:
https://en.wikipedia.org/wiki/My_Opposition (nie rzeźbiłem głębiej...).