Ostatnio po lekturze "Maski" rozmyślałem sobie nad wolną wolą. Tylko, że nie wnikałem w to czy jakieś niematerialne byty nią sterują, itp. to zostawiam z boku
. Mnie zastanawiało czy przypadkiem wolna wola nie jest jedynie funkcją intynktów przetrwania, taką jej nadbudową, która ma o wiele, wiele większe pole manewru, ale mimo wszystko jej przyczyny są zdeterminowane. Już tłumaczę dokładniej co mam na myśli.
Może po kolei. Po pierwsze trzeba się zastanowić czy w ogóle o czymś takim może być mowa. Ktoś może powiedzieć, że wszelkie zachowania społeczne, dążenie do wyższych celów, itp. to tylko zawoalowane działania instynktowe, które można i tak rozbić na kategorie - jeść, rozmnażać się, itd. Wybór najlepszego ubrania to de facto chęć przypodobania się największej liczbie osób płci przeciwnej. Szukanie dobrze płatnej pracy także sprowadza się do instynktu przetrwania. Po prostu niektórzy uważają, że jakkolwiek ładnie by ubrać w słowa dowolne działanie ludzkie, to zawsze na samym dnie, decydentem jest nasza zwierzęca natura. Z niej wszystko wynika, ona jest przyczyną, a jedynie skutek jest różny dla małp, nosorożców czy dla ludzi. Wolna wola w tym sensie manifestowałaby się ogromną rożnorodnością sposobów na jakie można "wykonać instynktowne zadanie". Powiedzmy, że organizm żąda więcej jedzenia do przetrwania, to ludzka mózgownica zaczyna działać i oceniać, tak żeby z tysiąca możliwości wybrać tę najlepszą "na teraz", "długoterminowo", albo "ryzykowną, z możliwym dużym zyskiem". Mimo wszystko człowiek może wybrać każdą z tysiąca możliwości, ale umysł podsyła je jakby w rankingu użyteczności
Oglądałem taki program na Discovery chyba o tym jak mózg radzi sobie w ekstremalnych sytuacjach. Pokazywali faceta, który przeżył w nieprzenikonionych ciemnościach jaskini ponad miesiąc. I z tego co on opowiadał (i jaka była teza w programie), to nie było tak, że on stracił świadomość i obudził się po zjedzeniu jakichś grzybów jaskiniowych. Tylko właśnie świadomość mu podsuwała, że te grzyby są TAKIE POTRZEBNE, że on ich aż TAK BARDZO CHCE, także szukał ich po omacku aż znalazł i zjadł cokolwiek.
Z drugiej strony, za Maksem Schellerem, mówią inni, że człowiek to istota, której sensem życia jest mówić NIE. Innymi słowy, to odróżnia człowieka od zwierząt, że potrafi tym mechanizmom wyżej powiedzieć NIE, STOP. Np. księża się wznoszą ponad tę zwierzęcość, bo potrafią odrzucić seksualność. (tak na marginesie dodam, że kiedyś w dyskusji z pewnym księdzem, dowiedziałem się od niego, że anoreksja to także zwycięstwo człowieka nad zwierzęcą potrzebą jedzenia [sic!]; pozostawię to bez komentarza
). Innymi słowy - najsilniej nas rzuca siła zwierzęcego balastu genetycznego, a rzecz w tym, żeby się jej ciągle sprzeciwiać. To taka katolicka wykładnia, ale oczywiście można pominąć cały religijny aspekt i po prostu w tym miejscu uznać, że sprzeciwienie się naturze jest możliwe. To jest drugi pogląd na tę sprawę.
Pytanie teraz brzmi czy rzeczywiście zawsze da się tak przeciwstawić? Czy ten biedak w jaskini mógł powiedzieć NIE? A co jeśli mamy sytuację 100% sprzecznych interesów w przypadku instynktu i wolnej woli? Co jeśli ktoś ma w instynkcie wpisane aby zabić (na takiej samej zasadzie, jak zwierzęta mają wpisane np. oddychanie), a jednocześnie czuje najwyższe uczucie miłości do tej samej osoby? W "Masce" to zostało niesamowicie pokazane, ale odpowiedzi Lem nie udziela (i w sumie dobrze, lepiej jest pomyśleć samemu
). Życie na szczęście nie podsuwa aż tak drastycznych problemów, nie mniej sprawa jest moim zdaniem ciekawa i warto się zastanowić zarówno ogólnie o człowieku, a szczególnie to o sobie samym - czy potrafiłbym zawsze zrobić na przekór głupiej naturze, jeśli całe moje doświadczenie życiowe i wiedza "chciałyby" decyzji jej przeciwnej?