Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Czas

Strony: 1 [2] 3 4 5
16
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 18, 2011, 11:15:37 pm »
O nie. Ty i ja myślimy tak, bo jesteśmy tworami ewolucji, biologicznej i kulturowej. Czas myśli klasycznie, bo obiektywny (czy w tym obiekcie jest subiekt?) ład Wszechświata przezeń mówi  ;D.

Po pierwsze: ciekawe podejście, dyskutowanie o kimś. Rozumiem, wspomnienie, nawiązanie w związku z inną treścią. Ale ok, niech będzie, że nie narusza to etykiety.

Cytuj
Ja też coraz bardziej tęsknię za wpadającym tu jak burza Termem...
Zwł w tym kontekście.::)

To Wasz jakiś guru? Rozumiem, że zajmuje się matematyką. Tylko, że tutaj nie prowadzi się technicznej dyskusji o matematyce.

Cytuj
Niestety, sam ze statreka.peela przyszedł (widać za często tam niniejsze Forum za przykład dawałem). To mój stary towarzysz świętych bojów o wyższość kapitana Picarda, nad resztą kapitanow wszechświata serialowego.

Tamto forum akurat nie ma nic wspólnego z moją bytnością tutaj. Jak widzę tutaj na więcej sobie pozwalasz, więc może rzeczywiście nie dawaj tam linków, bo będzie bigos ;)

Cytuj
Staram się ;)

Tyle, że to żadne Bingo. Logiki nie są uwarunkowane kulturowo. To co piszecie, w tej kwestii, się zresztą samoobala. Azjaci są mistrzami systemów komputerowych, a ich podstawą działania są właśnie - o zgrozo - stany zero-jedynkowe. Ot i wartość Waszego rozumowania w tym względzie: zerowa.

Cytuj
Ba, nawet w naszym kręgu kulturowym istnieją - za prof. Świderkówną - dwie definicje prawdy. Helleńska - prawda jako wierne odbicie rzeczywistości opisem; oraz hebrajska - prawda jako opis, który jest najlepszą podporą w życiowej praktyce. Kreacjonizm np. powstał z bezmyślnego rzutowania helleńskiej definicji prawdy na - postulowaną religijnie - prawdziwość przekazu biblijnego ("prawdziwość" postulowaną w znaczeniu hebrajskim).

Byle podręcznik logiki - nawet dla studentów filologii, by to stwierdzenie sprowadził do parteru. Od wieków w naszej kulturze istnieją różne definicji prawdy. Faktem jest, że najpowszechniejsza była klasyczna (przystawanie do rzeczywistości). Jednak jak piszesz jak o jakimś odkryciu o podejściu hebrajskim, które jest zwykła definicją pragmatyczną znaną już doskonale Grekom Starożytnym, to normalnie... Starożytnym była już zresztą też znana koherencyjna definicja prawdy tj. spójność systemu. A pewnie znalazło by się wiele innych. I tyle.

Cytuj
Owszem, a np. hinduski termin maya - wraz z reperkusjami, oczywista - powoduje, że wszystkie paradoksy wirtualizmu, do których roztrząsania nam trza było Dicka i Lema, oni tam - w Indiach - w kulturowym bagażu noszą od wieków.

Zbytnio się podniecasz innymi kulturami, a wygląda na to, że skrajnie mało wiesz o własnej. I tutaj kolejny raz tego dowodzisz. Dicka i Lema, no nie mogę. Rzeczy znane od Starożytności. Serio Q - tutaj to polecieliście po bandzie, że trudno by to powtórzyć.

Teraz to już się zupełnie nie dziwię, że Ty uważasz Lema za jakieś objawienie nie tylko literackie, ale filozoficzne. Lem miał parę oryginalnych koncepcji dotyczących współczesnych tematów: jak np. sensem przekaźnika jest przekaz. Poza tego typu rzeczami i poza dość ograniczoną poznawczo literaturą polską, to Lem - pod względem sensu - powiela tematy często znane już Starożytnym. Nie mówię, że nie jest świetnym pisarzem, bo jest; nie mówię, że nie miał genialnej zdolności przewidywania, bo miał; nie mylmy jednak twórczości literackiej, oryginalności pewnych koncepcji na tym gruncie, odświeżającej formy ich przedstawienia, czy wyczucia rozwoju społeczno-technicznego, z oryginalnością koncepcji "filozoficznych" (w sensie jakichś paradygmatów ujmowania rzeczywistości). Prawdę mówiąc, to z polskich literatów, w innych dziedzinach, ale jednak, znacznie bardziej oryginalny wydaje mi się np. Gombrowicz.

17
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 18, 2011, 02:06:09 pm »
Posunę się do twierdzenia, że istnieją opisy jego działania lepsze - tzn. bardziej przystawalne do faktów - od innych. Nie zaryzykowałbym jednak tezy, że którykolwiek opis będzie przystawalny idealnie.

Praktycznie. Ok, jesteśmy niedoskonali. Czy potencjalnie też żaden by nie mógł przystawać?

Cytuj
Dobra. Tylko czy jeśli czytamy np. "Solaris" w amerykańsko-angielskim przekładzie z francuskiego przekładu z polskiego, to znaczy, że jest on de facto amerykańsko-angielski?

Kiedy czytasz książkę w przekładzie z a, na b, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś nauczył się myśleć w a. Można więc przypuszczać, że języki te są wyrazem jakiejś głębszej struktury, przejawem, modyfikacją.

Jeśli logika nieklasyczna ma być porządkiem całkowicie różnym, niż logika klasyczna, to można pytać czy możliwy byłby przekład. Przekład jest - zdaje się - nie tylko możliwy, ale nieustannie faktycznie stosowany. Chyba, że nie jest to wcale przekład!

Pytanie zatem, czy logiki nieklasyczne - przynajmniej takie, jak je stosujemy - nie są po prostu modyfikacją logiki klasycznej, albo czegoś czego modyfikacją jest również logika klasyczna, ale niczego istotnie nam obcego.

Z teorii kwantów wysuwa się np. wnioski o możliwości myślenia niealgorytmicznego. Tym czasem człowiek myśli algorytmicznie. Jeśli istnieje jakaś rzeczywiście nieklasyczna logika, to czy przypadkiem nie musiałaby być ona niealgorytmizowalna (tj. rozumowania w jej ramach, być takie)? Logiki nieklasyczne, jakie znamy, nie są - zdaje się - takie.

Procedura wykonywania w nich rozumowań, to - jak już pisałem - coś jak przeprowadzanie klasycznych czynności na ich aksjomatach. To jak programowanie. Możesz, używając w pełni klasycznych operatorów, stworzyć sobie funkcję, która będzie zwracała prawdę jeśli wprowadzisz do niej argumenty: ~a i a. Możesz potworzyć różne takie funkcje. Możesz nawet używać tych funkcji na wynikach funkcji itd. Język w którym to robisz, nadajesz te znaczenia, jest jednak w pełni klasyczny. Tego co jest nieklasyczne: że możliwe jest a i ~a od wewnątrz nigdy w tym nie ma, jest tylko tego opis. Komputer nie może czegoś takiego przyjąć, nie może być w sprzecznym stanie. Po prostu. I tak samo jest z człowiekiem.

Być może więc takie logiki są jedynie klasycznymi opisami innych logik tj. jakby zewnętrznym, podbudowanym klasycznie, rozumowaniem o ich skutkach. Wszelkie te Twoje podejrzenia, że inni ludzie myślą jakoś zasadniczo inaczej, jak dla mnie są z tego względu czystą fikcją.

Pytanie natomiast o to, czy możliwa jest jakaś co do istoty odrębna logika, pozostaje nierozstrzygniętym, zważywszy, że wewnętrzna natura procesów kwantowych jest póki co zagadką. Fakt, że opis zakłada coś klasycznie niemożliwego, nie oznacza, że tak działa rzeczywistość. Tak jak fakty o jakich mówi teoria chaosu, nie oznaczają, że rzeczywistości o jakich mówi np. przewidywanie pogody (chociaż zmuszają nas do rachunków probabilistycznych), że te rzeczywistości są probabilistyczna metafizycznie, co do natury. Nie są, są zdeterminowane.

Nie przypadkiem pisałem o kijku do połowy zanurzonym w wodzie. Haokopoko to wyśmiał, ale nie przemyślał. W sytuacji związanej z takim kijkiem wzrok mówi: krzywy; dotyk: prosty. To jednak nie rzeczywistość dopuszcza sprzeczność, dwa stany przestrzennej formy kijka. To przejawy są sprzeczne. I skąd wiesz, że nieklasyczne wnioski płynące z teorii kwantowej nie mają w jakimś sensie analogicznej natury? Przecież z powodzeniem można sobie wyobrazić sytuację, która czyniłaby z tej metafory model rzeczywistości tj. sytuację w której nigdy nie możesz dotrzeć do rzeczywistej formy kijka i stwierdzić, że jest on prosty.

Cytuj
Ano absurdalnego z punktu widzenia logiki klasycznej, dla innych logik absurdalne to być nie musi.

Oczywiście, że musi. Tylko na innym poziomie. Jeśli sprzeczność zmiennych nie jest w takiej logice absurdem, to jest nim sprzeczność czegoś innego. Nie potrafimy się z tego wyzwolić, myśleć jakościowo inaczej. Nasz mózg nie przyjmuje sprzeczności inaczej niż: "załóżmy sprzeczność". Następnie traktuje ją jak nazwanie. Tak używamy logik nieklasycznych, nie inaczej. Oczywiście mówię o logikach, jako używanych rachunkach formalnych, nie o jakiejś przypuszczalnej innej logice w ramach której miałby działać np. poziom kwantowy.

Cytuj
No nie wiem. Logika klasyczna zamiast takiego znaku:

wydałaby raczej taki:

(I to najlepiej z grubą, CZERWONA liną podziału pośrodku.)

Pomijając fakt, że to mieszanie wyobraźni z rzeczywistymi rozumowaniami, nie ma nic w pierwszym znaku, co miałoby być jakoś "nieklasyczne", cokolwiek miałoby to znaczyć poza faktem, że logika klasyczna jest dwuwartościowa.

Cytuj
Czyli to "ukojenie w obiektywności" o którym pisałeś (i to posuniete dalej niż u materialistycznego ateisty)? ;)

Tak, w tym sensie tak jest :)

Cytuj
(W dodatku ta obiektywność  -na oko - b. subiektywnie wykoncypowana...)

Jak każda, jak każda. Jeśli według Ciebie konstrukty nauki są czymś obiektywnym, to ok. ale to nie uczyni tego faktem. Tak naprawdę obiektywność to zawsze mętne pojęcie. Można mówić o intersubiektywności: jako sprawdzalności. Wszystko inne, to filozofia ;)


Cytuj
Nauka może wszystko? O,nie wiem skąd taka teza. Ja słyszałem raczej, że Nauka jest b. mizernym i niedoskonałym narzędziem, ale lepszego nie mamy.

To teza scjentystyczna: nauka jako obiektywny wzór poznania, który kiedyś pozwoli pojąć wszystko.

18
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 18, 2011, 11:08:27 am »
Nadużywasz pojęcia "metafizyka". Co niby ma być "metafizycznego" w w teorii kwantów?

Oczywiście, że nie nadużywam. Co ma być metafizycznego w konsekwencjach teorii kwantów? Już sam fakt, że oznacza ona, iż na pewnym poziomie świat jest probabilistyczny ma tutaj ogromne konsekwencje. Wywraca do góry nogami całe pojmowanie rzeczywistości.

Metafizyka to - już według Arystotelesa - "nauka o bycie" w najogólniejszym sensie, a więc o jego naturze. Poza tym nauka o pierwszych przyczynach, ale to można pominąć.

Więc oto raptem byt świata jaki bezpośrednio znamy okazuje się być uśrednieniem losowych zjawisk na niższym poziomie. Jeśli dla Ciebie nie ma to metafizycznych konsekwencji, to nie wiem co ma mieć. Jak stwierdził Einstein, który z tymi konsekwencjami nie mógł się pogodzić: "Bóg nie gra w kości" (mając na myśli oczywiście nie jakąś teologię, a metafizykę: podstawową naturę rzeczywistości). Okazuje się, że jednak gra. Zarazem okazuje się, że rzecz tak podstawowa dla myślenia jakim go znamy, jak logika klasyczna, raptem staje się podejrzana: być może świat w samej istocie działa według innego "rachunku". O współczesnej fizyce wprost się wręcz mówi, że weszła na teren metafizyki. Podejrzewam, że po prostu błędnie rozumiesz ten termin.

Cytuj
Po wtóre, nie napisałem, że "tak działa świat". Owszem, twierdzę, że na poziomie kwantów świat tak właśnie działa, ale na innym poziomie może działać inaczej - więc, by sparafrazować Twoją pretensję, uważam że twierdzenie "skoro teoria zawiera elementy logiki klasycznej, to tak działa świat" - jest co najmniej mocno dyskusyjne.

Co to ma znaczyć, że na poziomie kwantów działa tak, a na innym inaczej. Tj. nielosowo? To niemożliwe. Losowość może się uśrednić, ale zdeterminowanie nie może przejść w losowość, może najwyżej dawać złudzenie losowości (dokładnie jak losowa w pewnej mierze wydaje się gospodarka, w istocie jednak jest zdeterminowana, tylko niemożliwa do ogarnięcia).

Stąd osoby, które nie chcą się zgodzić na naturę zjawisk kwantowych dowodzą np. możliwości własności ukrytych. Które po uwzględnieniu znoszą losowość na poziomie kwantowym. To jednak nie znaczyłoby, że nagle rachunki dotyczące poziomu kwantów, tak jak są obecnie przeprowadzane, przestałyby działać.

Musisz rozróżnić rachunek probabilistyczny (nawet niezbędność tego rachunku) od probabilizmu metafizycznego. Gospodarka (również np. pogoda) zmusza nas do stosowania rachunków probabilistycznych, w istocie jest jednak zdeterminowana; o porządku kwantowym mówi się, że jest probabilistyczny metafizycznie tj. ze swej natury. I o to się rzecz rozchodzi, a nie o to, czy probabilistyczne rozumowania dobrze do poziomu kwantowego przystają.

Cytuj
Zaś fakt obserwacji jest znaczącym elementem nie tylko w mechanice kwantów, dziedzin takich jest coraz więcej, i jest to fakt stricte metodologiczny, a nie tylko "filozoficzny".

I co z tego, że nie jest jedynie filozoficzny? Skoro wprowadza do nauki dyskusje, które od wieków toczą się na arenie filozofii, np. dyskusję między idealizmem, a realizmem, odnoszącą się do tego, czy fakt poznania może stanowić - w jakimś sensie - rzeczywistość.

Znowu stosujesz jakieś nie mające sensu powiązania: fakt obserwacji można było uwzględniać zawsze. Oczywistym jest, że fakt obserwacji może np. wpływać na wyniki badań psychologii, albo w etologii. Kawki, dajmy na to, przejawiają inne zachowania związane z pożywaniem się, kiedy mają świadomość, iż są obserwowane. Tylko to ma się absolutnie nijak, do związków między obserwacją, a jej wynikiem w teorii kwantowej.

Cytuj
Owszem. Jest również całkiem możliwe, że pod fizyką kwantową nic nie działa, albo działa coś, co nie tylko nic nie tłumaczy, ale jeszcze bardziej komplikuje. Możliwości jest wiele, tylko że niewiele z nich, jako możliwości, wynika. Dla przywiązanych do tradycji mogą one być jednak jakim takim pocieszeniem.

Nie chodzi o żadne przywiązanie do tradycji, ale o możliwość wywrócenia do góry nogami całego pojmowania natury rzeczywistości, stąd próby upewnienia się, czy nie da się tego sprowadzić do "naturalnych" kategorii.

Cytuj
Że świat na pewnym poziomie nie słucha logiki klasycznej, sam stwierdziłeś - mając co prawda pocieszenie w nadziei, że jednak coś jest pod spodem.


Błędnie rozumiesz: pod spodem. Albo zjawiska kwantowe są nieklasyczne, albo nie są. Właśnie to pod spodem może rozstrzygnąć, że są takie tylko pozornie, więc nie są. Ta nieklasyczność wiąże się z nieokreślonością i losowością tych zjawisk. Ta może być natomiast pozorna.

Obrazowo: gdybyś był na statku kosmicznym, który na zasadzie obrotu wytwarza sztuczną grawitację, ale nie byłbyś w stanie wyjrzeć poza statek tj. pojąć, że jesteś na jakimś statku, zmiany grawitacji mogłyby wydawać Ci się losowe. Tym czasem byłoby zupełnie inaczej.

Można to sobie uzmysłowić jeszcze prościej: rzeczywistość jest tworzona przez komputer podłączony do Twojego mózgu. W tej rzeczywistości badasz jakieś zjawisko, które zdaje się być losowe metafizycznie. Jednak nie jest, stoi za nim komputer. Tak jak za zjawiskami kwantowymi, może stać deterministyczny proces.

Cytuj
Na dzień dzisiejszy nie ma jednak żadnych danych po temu - na dzień dzisiejszy świat na poziomie kwantowym rządzi się swoimi prawami, za nic mając klasyczne pretensje. Tak mówi nauka; kto chce się pocieszać, niech się pociesza w filozofii czy religii, czy w McDonaldzie. Na dzień dzisiejszy to Twoje pretensje są kwestią wiary, nie moje.


To nie są żadne pretensje. Sądzę raczej, że takie samozadowolenie płynące z zastosowania brzytwy Ockhama jest zabawne i ma charakter pretensji. Charakter pretensji świeżo nawróconego niepalącego do palących.

To jest w pełni zrozumiałe praktycznie; fizyk teoretyk nie musi się zastanawiać, czy świat tak działa w istocie, kiedy teraz zajmuje się jakimś konkretnym kwantowym problemem. Natomiast nie jest zrozumiałe w żadnym innym sensie. Człowiek ma pełne prawo się zastanawiać, a ci fizycy, którzy rozważają nie drobne problemiki, lecz gonią za nowymi, całościowymi teoriami, po prostu z natury się takimi rzeczami zajmują. Stąd takie dyskusje nie są nieobecne i w pełni naturalne.

Zawsze tak jest, że interpretacja teorii się ustala, tej teorii jeszcze się nie ustaliła, dyskusje wciąż są żywe. Zważywszy na rewolucyjną naturę problemu: prawdopodobnie ustali się dopiero wtedy, kiedy jakaś inna teoria ostatecznie liczne kwestie rozstrzygnie.

Cytuj
A jak się paradygmat zmieni, też nie będę płakał, bo do żadnego logicznego systemu nie jestem emocjonalnie przywiązany, a widziałem już tyle, że zaakceptować potrafię każdy.

Niektórzy działają w paradygmacie, inni zmieniają paradygmaty, jeszcze inni lubią sobie o tym pogdybać.

Cytuj
Kpisz czy o drogę pytasz?

Nie, mówię całkiem serio. Problem kijka w wodzie dotyczy tego, że można sobie wyobrazić modelową sytuację, w której nie mógłby być rozstrzygnięty. Jego rozstrzygnięcie polega bowiem na zastosowaniu danych wziętych skądinąd, a te mogłyby nie być dostępne. Dodatkowo jest to taki śmieszny problem, że stawia kwestię tego, iż dane empiryczne mogą być błędne, a zarazem rozstrzygnięty może być jedynie za pomocą danych empirycznych.

Cytuj
Nasze myślenie to wytwór świata, w jakim żyjemy. Gdyby małpoludom do przetrwania były potrzebne reakcje na bodźce ze świata kwantów, to i sposób myślenia mielibyśmy inny. Ale nie były potrzebne, więc mamy jaki mamy. To, jak myślimy, nie mówi nic o świecie jako takim, lecz tylko jest instrukcją działania potrzebną do przeżycia w konkretnej kosmicznie niszy środowiskowej. Niektórym to bardzo trudno pojąć.

Jak tak Cię czytam, to Tobie jest wielce trudno niektóre kwestie pojąć. Teraz będziesz mi dowodził oczywistość tego, iż człowiek jest wynikiem ewolucji i jako takie jest przystosowany do radzenia sobie z otaczającym światem na poziomie niekwantowym, w tym do myślenia w sposób odpowiadający temu poziomowi? Poproszę większy banał.

Chodziło mi o coś zupełnie innego. O stosunek myślenia klasycznego do nieklasycznego. Skoro myślimy klasycznie, a możemy stosować logiki nieklasyczne, stawia to ciekawy problem tego, jaka w istocie jest natura logik nieklasycznych.

Cytuj
Zdefiniuj mi co rozumiesz przez "rachunek formalny" i "logika", bo raz gadasz, że jakoś tam zakładam logikę nieklasyczną, potem, że nie mam pojęcia o innych logikach (chyba nieklasycznych?), mieszasz do tego trzy po trzy te rozmaite rachunki, aż przestaję łapać, o co Ci chodzi.

Co tu definiować? Powiedz mi co jest niejasne, to Ci powiem o co mi chodzi. ( o ile sam to wiem) :)

Cytuj
Dlaczego? A co niby stoi na przeszkodzie, by zasady powstały wraz z "czymś"?

To stoi na przeszkodzie, że np. implikacja, jak już ustalą się zasady, zakłada, że jak jest zasada "a" i wiąże się ona w sposób "x" z zasadą "b", więc jeśli "a" to "b w sposób x", jeśli nie "b w sposób x" to nie "a". Jest więc, w jakimś niejasnym sensie, podłożem jakichkolwiek zasad.

Innymi słowy: to, że w ogóle mają być jakieś zasady jest już jakoś "logiczne". Niemożliwy jest całkowity "bełkot" rzeczywistości. Dlaczego jest niemożliwy, skoro nie ma nic?

I zaznaczam, że ja tutaj tylko pokazuję drogę rozumowań pewnej części platoników.

Cytuj
To sobie zakpię jeszcze raz: dwieście lat temu większość matematyków to były osoby wierzące, nieraz głęboko, w chrześcijańskiego Boga. Tyle warta Twoja statystyka.

To ja sobie zakpię jeszcze raz: platonizm współcześnie istnieje, pomijając religijne tratatatam, właściwie dzięki matematykom. Bo w tym środowisku jest względnie popularny. Sporo matematyków jest platonikami. Przeprowadzano takie wywiady.

Ciebie to jakoś boli, czy jak? To co powiesz na to, że Einsteina można podejrzewać o pitagoreizm tj. konotacje z ideą, że ostatecznie istnieją same liczby i związki między nimi.

Cytuj
Dlaczego?

Dlatego, że sam stwierdzasz totalną obiektywność: że prawda jest wewnętrzną zależnością systemu rozumowania.

Poza tym, skoro tak jest, to jako że ten system zawsze jest możliwy, prawda ta jest totalna. Przecież o tym właśnie mówi platonizm. Platonizm, to nie twierdzenie, że istnieją jedynie kwadraciki i trójkąciki geometrii euklidesowej.

Platonizm bierze się stąd, że jak się przyjmie pewien system zależności S, to odnośnie jakiegoś prawdziwego zdania x w tym systemie, nie może być inaczej niż x. System ten jest potencjalnie możliwy (jako możliwy do uruchomienia sens zawsze istnieje) i zawsze pewne stwierdzenia są w nim prawdą. Więc, jako całość odniesień, jest to prawda absolutna.

Inaczej: nie może istnieć rzeczywistość, w której zdanie x w systemie S nie byłoby prawdą. W sensie potencji, jest to faktem również "w nicości". I platonizm to pogląd, który uważa, że musi istnieć jakaś podstawa tej prawdy, jakieś podłoże sensów możliwych.

Oczywiście ukrytym założeniem tej filozofii jest to, że nie wszystko jest możliwe. Na to - jak widzę - nie chcesz się zgodzić. Twoje prawo. Nie widzę jednak nic absurdalnego w tym, że ktoś może uważać inaczej; że ktoś może sądzić, iż można coś opisowo pomyśleć, a nie jest to możliwe, bo byłoby czystym, samoznoszącym się bełkotem.

Cytuj
W tym sęk cały. Są ludzie i są ludzie.

W tym cały sęk: gdyby logika nieklasyczna nie była przekładalna na klasyczne rozumowania, nie dałaby się np. ująć w języku programowania (który operuje strukturami klasycznymi). A da się. Ot ci inni ludzie, heh.

W gruncie rzeczy, to jest świetne. Gdybym np. z powodów humanistycznych dowodził, że ludzkie rozumowanie angażuje poziom kwantowy, to pewnie byś się sprzeciwił. Tutaj jednak twierdzisz, że nie tylko w przekładzie, ale w istocie człowiek może rozumować nieklasycznie. Do tego musiałby mieć mózg, który działa w takiej fizyce.

Cytuj
Rany boskie, jak się Term dowie... Ciebie tu czasem nie nasłali ci z Opoki? Ty sobie w ogóle zdajesz sprawę z poetyki tego zdania?

Poczytaj o Cantorze, poczytaj o Godlu, poczytaj o dyskusjach wokół ich teorii, wtedy porozmawiamy. Tobie się chyba wydaje, że nauka nie ma nic wspólnego z filozofią. Czas by zejść na ziemię.


Cytuj
A dlaczego za Kantem?

A dlatego za Kantem, że on nie przewartościowywał pojęcia tego, czym jest metafizyka i rozważał możliwość rozstrzygalności jej sądów.

19
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 18, 2011, 10:03:30 am »
Nie o to idzie. Rzecz poniekąd uściślił Q, cytując Hume'a. Akt postrzegania (percepcji) może dotyczyć tak samo myślenia, jak i spacerowania. To akt świadomości, akt percepcji jest pierwotny, myślenie, a z nim język, tudzież owo "ja", przychodzą później. Co widać doskonale choćby w psychologicznych badaniach małych dzieci, u których we wczesnym okresie świadomość "ja" nie występuje w ogóle. "Ja" jest więc swego rodzaju konstruktem procesów psychicznych - czy dla świadomości koniecznym, czy po prostu tutaj warunkowanym ewolucyjnie, tego nie wiadomo. Stawiam na to drugie. Więc to już "ja" jest wtórne dla percepcji. Takoż język - który wg tego , co napisałeś, można by traktować jako związany z "ja", wg mnie jednak jest on od "ja" wcześniejszy (dzieci używają języka, nie mając jeszcze wykształconego pojęcia "ja").

Ależ właśnie dokładnie o to idzie. Kartezjusz bowiem wyciągnął "ja" z aktu percepcji.

Stwierdzenie Hobbesa jest tu o tyle mylące, gdyż odnosi się też poniekąd do tego czego jest to percepcja (czynności chodzenia), kiedy stwierdzenie "myślę" ma właśnie oznaczać tę bezpośredniość: myślę nie o czymś (w sensie rozważania), tylko po prostu myślę. Świadomość - jakakolwiek - jest bezpośrednia. Mniejsza z tym.

Tak więc Kartezjusz wyciągnął "ja" z tej bezpośredniości, a tego "ja" w niej nie ma. Kartezjusz nigdzie nie dowodzi "ja", zakłada je w tej bezpośredniości.

Według interpretatorów Wittgensteina "ja" jest natomiast językowe i pochodne do "ty". Pochodne względem innych umysłów i świata. Nie można więc dokonać tego typu wątpienia, że istnieje tylko "ja" jeśli się wcześniej nie założy innych umysłów i świata. Wątpienie to - w stylu kartezjańskim - jest więc, według nich, wewnętrznie sprzeczne. Przynajmniej taki tok rozumowania przypuszczam; tak czy owak to imho w żaden sposób nie uderza w solipsyzm.

Cytuj
I o tym właśnie mowa. Ten pierwotny i podstawowy akt percepcji to właśnie owo momentalne doświadczenie - to musi być doświadczenie "siebie" w tym sensie, że akt percepcji zakłada istnienie bytu percepującego. Nie musi być to jednak świadomość "ja".

Niczego innego od samego początku nie piszę.

20
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 17, 2011, 09:00:51 am »
Oczywiście, tym niemniej nie oznacza też, że Wszechświat działa w sposób przystajacy do logiki klasycznej - vide przywoływane zjawiska w skali kwantowej.

Oczywiście, że nie oznacza. Jest to jednak możliwe: mimo zjawisk w skali kwantowej. W każdym razie, z tego co się ogólnie orientuję, interpretacje fizyki kwantowej, pod tym właśnie względem, są różne. Chociaż rzeczywiście przeważa stanowisko, iż nieklasyczny rachunek odpowiada tutaj rzeczywistości.

Cytuj
Ba, posunąłbym się tu do twierdzenia, że wszelkie logiki są raczej próbą opisu niż podstawami działania czegokolwiek. Że nie są iniczym istniejącym a'priori tylko tworzonym aposteriorycznie. Znaczy: to nie Wszechświat rzadzi się logiką, to logiki są tworzone by jak najlepiej opisać funkcjonowanie Wszechświata. A i tak zawodzą.

Jednak Wszechświat jakoś funkcjonuje. Nie posuniesz się chyba do twierdzenia, że nawet potencjalnie nie jest możliwy opis jego działania.

Cytuj
Nawet jeśli - bo o ile wiem np. Azjaci wolą coraz częściej posługiwać sie w badaniach naukowych bardziej właściwą dla ich filozofii tzw. fuzzy logic (i do ekonomii bardziej pasuje, i w pracach nad AI zdaje sie być bardziej obiecująca) - to by tylko znaczyło że dla ludzkich (a może tylko euroatlantyckich) mózgów jest ona bardziej zrozumiała.

Jak już mówiłem. Mi się wydaje, że wszelkie to halo z pasowaniem do innych mózgów, to błędna interpretacja. Mam wrażenie, że kiedy tworzy się nieklasyczną logikę, to jej system wyjaśnia się albo przy użyciu logiki klasycznej, albo innej nieklasycznej logiki, która z kolei znajduje takie wyjaśnienie.

Jak by to ująć. Po prostu operatory i aksjomaty mogą prowadzić do nieklasycznych konsekwencji, ale to że w ogóle możemy rozumować o tym do jakich prowadzą konsekwencji, wynika z tego, że stosujemy rozumowania klasyczne.

Mówiąc żartobliwie: możesz przyjąć, iż Michał zjadł ciastko i je ma (czyli coś absurdalnego), ale oznacza to, że i jest najedzony i nie musi wydawać kolejnej kasy. Możesz założyć, że ciastko które ma chociaż je zjadł, zjedzone kolejny raz będzie trujące. To jednak oznacza, że jak je zje, to się otruje. Że tak samo otruje się Marysia, jeśli go spróbuje. Jak chcesz sprawdzić, czy Michał zjadł ciastko, to karmisz go nim po raz drugi i sprawdzasz, czy po 5 minutach jeszcze dyszy ;)

Z jakieś perspektywy przecież musimy mówić, czy np. system jest niesprzeczny.

Cytuj
Tu trzeba dodać, że np. taoizm - jeden z najmocniejszych nurtów filozoficznych Chin, który wpłynął także silnie na buddyzm chan/zen programowo pogardza tym co w naszym kręgu kulturowym zwane jest logiką klasyczną, co nie przeszkadzało Chińczykom dokonać sporej ilości odkryć przed ludźmi z naszego kręgu kulturowego, a i dziś stanowić potęgę gospodarczą.

Tak, tylko, że jak się czyta chińskich myślicieli, to są nadzwyczaj logiczni (w klasycznym sensie) w swoich rozumowaniach.

Cytuj
Skoro już bawiliśmy się w psychoanalizy (Ty np. poddawałeś - jak mawiają Czesi - psychoanalizmowi ;) wyindukowaną przez się zbiorową psychikę ateistów), to ja znów bym powiedział, że ku platonizmowi skłania raczej osobliwa pycha skłonna stawiać w centrum wszechrzeczy własny umysł, i mniemać, że jest on w stanie - w oderwaniu od empirii wręcz - robić za miarę wszechrzeczy.

Nie sądzę żeby takie za tym stały odczucia. Owszem istnieje czynnik taki, iż uważają, że możliwe jest poznanie czystych idei. Jednak zarazem występuje fascynacja światem tych idei, jako właśnie czymś nieskazitelnym, niezniszczalnym, wiecznym, co nad nas wyrasta, bo jest odkrywane. Natomiast ktoś kto nie wyznaje platonizmu, a jest skrajnym scjentystą, będzie uważał, że nauka może właściwie wszystko, a jest wyłącznym dziełem człowieka. Nie wiem która z tych dwóch skrajności bardziej się pyszni. Ta, która stwierdza, że odkrywamy harmonię świata, czy ta, która stwierdza, że gwałcimy świat łopata nauki ;)

21
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 17, 2011, 03:37:13 am »
Hoko, generalnie z przyjemnością czytam to jak podważasz to co Czas do wierzenia podaje, ale to jednak da się zakwestionować.

To miło, że przyjemnie Ci się to czyta :)
Szkoda, że nie zauważasz, że to co sam przytaczasz, ja wcześniej sam piszę.

I warto byłoby zauważyć, że ja niczego nie daję do wierzenia. Nie wyznaję platonizmu, pokazuję psychologiczne napięcia stojące za tą filozofią. Reszta to są fakty:

- Faktem jest, że platonizm jest poglądem względnie popularnym wśród matematyków

- Faktem jest, że to, iż nieklasyczne logiki znajdują zastosowanie w teoriach naukowych nie oznacza, iż fizyka Wszechświata działa w sposób odpowiadający tym logikom

- Faktem jest, że sam "przewód" naukowy prowadzony jest w zgodzie z logiką klasyczną. Zastanów się: "zjawisko 'a' działa według praw nieklasycznych, dając takie, a takie wyniki takiego, a takiego eksperymentu, według takich, a takich prawideł". Rozumowanie o samej tej prawidłowości, metarozumowanie, jest już klasyczne. Falsyfikujesz takie hipotezy klasycznie. Itd. System nieklasyczny służy jak gdyby temu żeby przełożyć dane doświadczalne na system klasycznego "przewodu" naukowego.

Możesz np. stworzyć implikację, która będzie znaczyła równoważność. Tzn. a->b będzie równoważne klasycznemu a<=>b. Rozumowanie jednak, że jeśli w tym rachunku 'a->b' i 'b' to zarazem 'a', jest jakby zastosowaniem klasycznej implikacji na aksjomatach tego rachunku. Tzn. rozumowaniem: jeśli 'a' i 'b' są powiązane operatorem '->' i 'b' jest prawdziwe, to 'a' jest prawdziwe. Cały sens tego operatora jest wyznaczony takimi klasycznymi zależnościami. Jeśli mi pokażesz, że kiedykolwiek dzieje się inaczej, to przyznam, że się myliłem.

Jeśli się natomiast nie mylę, to właśnie klasyczna logika jest - przynajmniej dla człowieka - podstawą możliwości sensu i znaczenia, a więc także "prawdy" jako "wewnętrznej zależności przyjętego systemu rozumowania". I w tym sensie jest to ta "totalna obiektywność", która niektórych skłania ku platonizmowi.

22
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 16, 2011, 06:01:39 pm »
Szmery bajery. Po pierwsze, chyba Ci się pokićkało z tymi "jeśli".

Nic mi się nie pokićkało. Może jedynie to, że nie potrzebnie użyłem "jeśli" przed 'a->b'. Więc inaczej: a->b <=> ~(a i ~b). Inaczej - niemożliwa jest wpółprawdziwość i współfałszywość zdań 'a->b' i 'a i ~b. Oznacza to, że prawdziwość pierwszego jest możliwa tylko przy fałszywości drugiego. Jeśli wtedy prawdziwe jest ~b, to fałszywe musi być a, a więc ~a jest prawdziwe.

Implikację a->b można też wprost zapisać jako: '~a lub b'. Jak widać to drugie zdanie jest fałszywe kiedy a i ~b. Jeśli zatem a->b i ~b, to ~a.

Cytuj
Ale mniejsza. Po drugie, nie mam świadomości niemożliwości "aby było inaczej", jako że wiem, iż istnieją rozmaite logiki, w których jedne formułki obowiązują, a inne nie. W logice klasycznej obowiązuje prawo wyłączonego środka, a w logice kwantowej - nie. Więc tak (lub owak) nie musi być "we wszelkim możliwym świecie" - to tylko złudzenie początkujących.

Po pierwsze dyskusje o tym jak rozumieć metafizyczne reperkusje teorii fizyki kwantowej są w toku. Stwierdzenie, że skoro teoria zawiera elementy logiki nieklasycznej, to tak działa świat jest co najmniej mocno dyskusyjne. Szczególnie w przypadku tak "filozoficznej" teorii, która zaczyna włączać jako element znaczący sam fakt obserwacji.

Jest całkiem możliwe, że pod fizyką kwantową działa inny poziom fizyki, który wszelkie te paradoksy tłumaczy. Oczywiście - i takie stanowisko prezentował np. Heisenberg - nawet jeśli istnieje takowy poziom, to z samej fizyki kwantowej wynika, że jest on niedostępny, należy zatem przyjąć, że po prostu tak działa świat. Tyle, że to kwestia wiary. Bzdurą jest zatem stwierdzenie, że "Ty wiesz", iż istnieją inne logiki (tj. jakoby wiesz, że świat nie musi się słuchać praw logiki klasycznej). Jedyne co wiesz, to fakt, że istnieją rachunki formalne odmienne od logiki klasycznej i że niektóre z nich znajdują zastosowanie w nauce.

Zabawne jest to, iż jest to w jakiejś mierze analogiczne, do problemu prostego kijka w wodzie. Kiedy go widzisz: jest krzywy; kiedy go dotykasz, jest prosty. Gwałci to prawo sprzeczności. Można więc uznać, że to świat działa wbrew temu prawu i kijek jest w dwóch stanach na raz (można się też wystarać o jakąś nieklasyczną logikę opisującą tego typu zjawiska). Tylko, gdybyśmy tę zasadę odrzucili, nie powstałaby nauka. Sytuacja ta stawia nas wobec faktu, że albo odrzucamy tę zasadę, albo nie. Jeśli nie, to uznajemy, że możliwe są sprzeczne postrzeżenia, ale nie sprzeczność rzeczywistości. I stąd wnioskujemy kijek jako stale prosty. Jako teoretyczny konstrukt, który jest rozwiązaniem równania naszych możliwych doświadczeń.

Po drugie jest jedna ciekawa rzecz związana z wszelkimi tego typu problemami: zakładanie logiki nieklasycznej i cały proces tworzenia teorii (w tym wykorzystujących te nieklasyczne rachunki formalne) odbywa się w ramach logiki klasycznej. I to jest właśnie fakt, który pomijasz: że myśląc w rachunku nieklasycznym zawsze ostatecznie myślisz klasycznie. Więc nie - nie masz pojęcia o tym, czy i czym mogłaby być inna logika.

Cytuj
Co to jest "nicość", skoro można ją sobie wyobrazić?
Pustka to nie nicość. Wyobrazenie pustki jest naiwnym wyobrażeniem przestrzeni bez materii. I niby jaka prawidłowość "jest"? Co to w ogóle znaczy?

Interesujące, nicość to nie pusta przestrzeń. W życiu bym na to nie wpadł. Mógłbym zapytać skąd wiesz, że nicość to nie pustka, skoro nie wiesz co to nicość. Ot taka czysta złośliwość w odpowiedzi na stwierdzenia sugerujące, że nie pojmuję oczywistości tego, że rozmawiamy o niejasnych pojęciach. Co oznacza "jest"? Już Ci napisałem. Zakładając, że nie ma nic, jeśli następnie (tak, wiem, nie ma czasu) ma być coś, coś musi być według zasad. Innymi słowy: już w perspektywie nicości, nie wszystko jest możliwe.

Cytuj
Ta. Niech tu Terminus wpadnie, to będziesz inaczej śpiewał.

Bardzo statystyczne podejście, nie ma co. No, a popularność platonizmu wśród matematyków, ot tak sobie, nieco złośliwe wbrew Terminusowi i Twoim kpinom, jest po prostu takim małym statystycznym faktem.

Cytuj
Sorry, ale totalne to mogą być najwyżej głupoty. A obiektywność (prawda) są wewnętrzną zależnością przyjętego sytemu rozumowania.

Niesamowite. Jak rozumiem, to jest właśnie przykład totalnej głupoty? Stwierdzasz bowiem totalność, samemu sobie tym samym przecząc. I w dodatku nie przyszło Ci do głowy, że właśnie o tę totalność chodzi.

Żeby istniała wewnętrzna zależność jakiegokolwiek systemu rozumowania, w tym rachunków nieklasycznych, żeby istniała tak rozumiana prawda, u podstaw musi leżeć logika klasyczna. Inaczej nie ma mowy o żadnym rozumowaniu. Przynajmniej o wyobrażalnym dla człowieka rozumowaniu.

Odrzuć chociażby zasadę sprzeczności i dowodzisz sobie dowolnego zdania:

a i ~a
a
a lub c (mogę włączyć c, bo alternatywa i tak będzie prawdziwa)
~a
więc c (bo alternatywa była prawdziwa)

W gruncie rzeczy i to rozumowanie to bełkot, ale tak już jest jak się odrzuca zasade niesprzeczności. Możesz sobie zakładać, że w teorii kwantowej może być:

a i (b1 lub b2 lub b3...) prawdziwe
(a i b1) lub (a i b2) lub (a i b3)... fałszywe

Tylko jak już to zakładasz, to ograniczasz to do jakichś zjawisk, wyciągasz z tego wnioski, prowadzisz eksperymenty i stosujesz rozmaite rozumowania, wszystkie w... logice klasycznej. A zapewne i tak się okaże, że paradoksy fizyki kwantowej wiążą się z jakimiś utajonymi metafizycznymi rozstrzygnięciami w matematyce.

Cytuj
Chciałoby się rzec, że każdy ma swoją metafizykę - w tym temacie przewinęło się juz ich kilka. Metafizyka jako "inne rzeczywistości", metafizyka religijna, metafizyka metodologii naukowej, metafizyka "teleologiczno-sensowna", i jeszcze parę innych, jakby poszukać. A to są rzeczy tak rózne, jak jajko na twardo i tropicamidum.

Nie, metafizyka to pewna dziedzina sądów. To o czym piszesz, to są rozstrzygnięcia metafizyczne. Pytanie o możliwość metafizyki, należy rozumieć, za Kantem, jako pytanie o rozstrzygalność sądów z tej dziedziny.

To co napisałem stwierdza zaś, że można sobie uznawać absurdalność zajmowania się metafizyką jako dziedziną sądów nierozstrzygalnych (w czym lubują się np. scjentyści), tylko warto pamiętać, że branie na wiarę konkretnych rozstrzygnięć metafizycznych leży też u podstaw np. działalności naukowej. I jeśli nawet nie możemy rozstrzygnąć prawdziwości lub fałszu sądów metafizycznych, to warto mieć ich świadomość, oraz świadomość tego, gdzie takich rozstrzygnięć dokonujemy na wiarę.

23
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 16, 2011, 05:26:41 pm »
Hobbes, pokpiwając sobie trochę z Kartezjusza, stwierdził: Spaceruję, więc jestem. I stwierdzenie to wcale nie jest mniej głębokie niż myśl Kartezjusza. Czy więc spacerowanie zakłada język? Bo jeśli w jakikolwiek sposób moge siebie odczuć, to znaczy, że jestem. To jest swoista tautologia - z sentencji Kartezjusza nie dowiadujemy się niczego nowego, co nie kryłoby się już wcześniej w każdym z członów wypowiedzi z osobna. Język to sprawa wtórna, tu idzie o akt świadomości i jego konsekwencje na gruncie najbardziej podstawowym: doświadczenie siebie jest jedynym, którego nie sposób zakwestionować.

Oczywiście, że stwierdzenie Hobbesa jest mniej głębokie. W to, że się spaceruje można wątpić, co sam dalej podkreślasz: doświadczenie siebie jest jedynym, którego nie sposób zakwestionować. Doświadczanie czynności chodzenia nie jest owym bezpośrednim doświadczaniem siebie. Jako żarcik, całkiem zabawne.

Język - według interpretatorów Wittgensteina - nie jest tu właśnie sprawą wtórną. Chodzi o to, że doświadczanie siebie (to już jest mylnym sformułowaniem) nie zawiera pojęcia "ja" jako podmiotu różnych doświadczeń. "Ja" - z ich punktu widzenia - jako podmiot różnych doświadczeń wytwarza się w przeciwstawieniu siebie innym umysłom i światu, tak samo jak język. Żeby zatem mówić o "ja" jako podmiocie, trzeba już mieć język i trzeba by istnieli inni ludzie i świat. W innym wypadku skończymy na zwykłym, momentalnym odczuciu: "coś myśli się".

Jak ująłby to Russell: jeśli chce się wątpić w świat, należy też - konsekwentnie - wątpić, że istnieje coś poza momentalnym doświadczeniem, w to, że jest się jakimś podmiotem doświadczeń dla którego istnieje jakaś przeszłość i przyszłość. Zarówno bowiem świat, jak i podmiot jest wnioskowany. Jeśli wątpimy w jedno jako jedynie wnioskowane, powinniśmy tak samo wątpić i w drugie.

O co natomiast idzie Kartezjuszowi, to ja doskonale wiem.

24
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 16, 2011, 01:43:10 am »
dla neopozytywistow istnienie jest nieodlaczne od doswiadczenia/sprawdzalnosci tegoz i wyrazone w jezyku (ktoren jest rownie wazny co sama empiria). W sensie ze nie ma doswiadczania bez istnienia i odwrotnie.

Ale to byłoby błędne koło: wątpienie kartezjańskie jest fałszywe kiedy zakłada, że może istnieć doświadczenie bez istnienia, bo nie może istnieć doświadczenie bez istnienia.

A w wersji dłuższej. Wątpienie Kartezjańskie zakłada, że prawdziwe jest zdanie: mogę doświadczać x i x nie istnieje (a). .

Dowód ~a: Wątpienie kartezjańskie zakłada język. Nie może istnieć język, jeśli nie doświadczam x. Nieprawdą jest, że mogę doświadczać x i x nie istnieje (~a). A więc wątpienie kartezjańskie jest fałszywe (bo zakłada język i nieistnienie), tak więc ~a. To błędne koło. Wniosek występuje w przesłankach.

Natomiast jeśli chodzi o moment:

cogito ergo sum sprowadza się do punktowej świadomości tego, że myślę. W tej świadomości zawarte jest "jestem" (w bezpośrednim jej odczuciu). Na tym polega ta niezbywalna podstawa, w którą już nie można wątpić.

Oczywiście Kartezjusz zakłada, iż oznacza to "ja" jestem; jako podmiot, proces, osoba. Jednak to właśnie budzi wątpliwości. W takiej bezpośredniej świadomości z pewnością następuje bezpośrednie czucie, że "jest myśl", że jakby "coś się myśli", ale już nie bardzo, że to "ja" myślę.

W ang. Wikipedii mamy o tym dobry fragment:

The Danish philosopher Søren Kierkegaard provided a critical response to the cogito. Kierkegaard argues that the cogito already pre-supposes the existence of "I", and therefore concluding with existence is logically trivial. Kierkegaard's argument can be made clearer if one extracts the premise "I think" into two further premises:

"x" thinks
I am that "x"
Therefore I think
Therefore I am
Where "x" is used as a placeholder in order to disambiguate the "I" from the thinking thing.
Here, the cogito has already assumed the "I"'s existence as that which thinks. For Kierkegaard, Descartes is merely "developing the content of a concept", namely that the "I", which already exists, thinks.
Kierkegaard argues that the value of the cogito is not its logical argument, but its psychological appeal: a thought must have something that exists to think the thought. It is psychologically difficult to think "I do not exist". But as Kierkegaard argues, the proper logical flow of argument is that existence is already assumed or pre-supposed in order for thinking to occur, not that existence is concluded from that thinking.

25
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 16, 2011, 12:49:14 am »
Żaden platonizm nie jest tu potrzebny.

To nie jest takie proste. Owszem - można tak to rozstrzygnąć i więcej się nie zastanawiać. A jednak...

Prawa logiczne zachodzą na mocy samych znaczeń. Jeśli a->b, to jeśli nie-b, to nie-a. Podtrzymaj tę zależność w myśli. Masz świadomość całkowitej niemożliwości, aby było inaczej. Tak musi być we wszelkim możliwym świecie, bo nie zależy to od niczego. Prawda tego stwierdzenia się samoustala. Po prostu jest.

Platonizm bierze się stąd - i musisz to prześledzić we własnej wyobraźni, aby to poczuć - że można sobie wyobrazić całkowitą nicość. Nie istnieje nie tylko ten świat, ale jakikolwiek świat. Pustka absolutna. Jednak wydaje się, że i w tej absolutnej pustce, prawidłowość ta "jest". Skoro nie istnieje nic, nie ma niczego co mogłoby dawać podstawy zasad, żadnego bytu, jak mogą istnieć zasady? W jaki sposób jest tak, że kiedy nie ma nic, wszystko co mogłoby zacząć być, mogłoby zacząć być tylko według zasad. Gdzie są te zasady.

Platonizm jest dosyć częstym poglądem wśród matematyków. Myślę, że dlatego, iż zdolności matematyczne wiążą się ze zdolnością odczuwania ostateczności praw, ich totalnej obiektywności.
_______________

Co do możliwości istnienia metafizyki, bo o tym zdaje się też dyskutowaliście, to sama nauka jest w pewnym sensie metafizyką. U samych podstaw przypisania sensu działalności naukowej, leży metafizyka (ot chociażby odrzucenie możliwego logicznie poglądu, jakim jest solipsyzm).

Wystarczy wziąć tak prostą rzecz, jak prosty kijek zanurzony do połowy w wodzie i fakt, że wydaje się on krzywy. Teraz zapomnij o wszelkich teoriach naukowych i spróbuj, z perspektywy tej niewiedzy, zrekonstruować rozumowanie, które prowadzi do wniosku, że kiedy widzisz ten kijek krzywym, jest on w istocie prosty. Zauważysz, że zawsze jest jakieś "ale". Coś musisz przyjąć na wiarę.

26
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 15, 2011, 10:04:53 pm »
Tak się przy okazji czepnę... Dlaczego z "myślę" ma w sposób konieczny wynikać "jestem"?

To pytanie do Kartezjusza. Prawdopodobnie z tego powodu, że w momencie świadomości jest się przynajmniej tą momentalną świadomością. Wydaje się to najskrajniej samooczywiste, a więc najmniej - a według Kartezjusza - zupełnie nie podatne na wątpienie.

Oczywiście inna sprawa czy z tej momentalnej świadomości można wyprowadzić jakieś "ja" jako podmiot. Wydaje się, że istnienie "ja" jako podmiotu wcale z tej pierwotnej, momentalnej świadomości nie wynika. Można skutecznie wątpić, czy istnieje cokolwiek poza danym momentem.

27
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 15, 2011, 08:15:57 pm »
Jak widzę dyskusja nadal się toczy :)

Pozwolę sobie wprowadzić nowy wątek. Uważa się, że pewną odpowiedzią na solipsyzm, na wątpienie kartezjańskie (hipoteza Złośliwego Demona), jest argument prywatnego języka Wittgensteina.

http://en.wikipedia.org/wiki/Private_language_argument

Pomijam to, że według mnie Wittgenstein ustawia cała argumentację. Albo ustawiają ją jego interpretatorzy, bo to co sam autor miał do powiedzenia nie jest jasne. Wydaje się bowiem, że język prywatny można pomyśleć na zupełnie inny sposób. Mniejsza z tym.

Chodzi o to, że nie bardzo rozumiem, jak ten argument miałby utrafiać w kartezjańską hipotezę złośliwego demona. Ja rozumuję tak (w skrajnym uproszczeniu):

1. "myślę więc jestem" wątpienia kartezjańskiego jest wyrażone w języku, samo to wątpienie zakłada język.

2. wątpienie kartezjańskie zakłada możliwość nieistnienia innych osób (i świata)

3. Jeśli zatem język byłby niemożliwy bez istnienia innych osób (czy świata), to wątpienie takie byłoby wewnętrznie sprzeczne.

4. Argument Wittgensteina stwierdza, iż nie jest możliwy język bez doświadczania innych osób (czy świata).

5. Doświadczanie, a istnienie to jednak zupełnie różne rzeczy.

6. Wątpienie kartezjańskie nie jest więc z konsekwencji tego argumentu wewnętrznie sprzeczne.

W gruncie rzeczy, tak jak ja to widzę, hipoteza Złośliwego Demona, jako że w ogóle jest stawiana przez człowieka, zakłada właśnie, że chociaż doświadczanie zachodzi, to możliwe jest nieistnienie jakiegoś świata poza czystym doświadczaniem. Może ktoś lepiej się orientuje skąd w ogóle teza, że argument ten podważa - przynajmniej w jakimś stopniu - solipsyzm.

28
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 04, 2011, 10:53:13 pm »
Jest jeszcze słynne partactwo ewolucji (w tym zwł. skłonność do stosowania prowizorki). I proste wyjaśnienie: tak po prostu wyszło...

No, to podpada własnie pod "skutek uboczny" ;)

Cytuj
Być może, tylko dlaczego w tym momencie absolutyzujesz człowieka i jego perspektywę uznajesz za wiążącą dla świata?

Zaraz. Wyjaśnijmy coś sobie: co oznacza, że "perspektywa jest wiążąca dla świata"?

Jeśli chodzi Ci o to, że byt samoświadomy, nie musi przejawiać cech człowieka, to odpowiadam: być może. Dla mnie jednak byt samoświadomy to taki byt, który jest, wie że jest i do pewnego stopnia zdaje sobie sprawę z tego jak jest tzn. jest w stanie pojmować świat. Według mnie taki byt zawsze będzie mógł zadać pytanie o sens, w tym również o sens bycia (swojego i świata).

Sens bycia, to jego celowość. Sens bycia to zupełnie co innego niż sens przeżywania, czy sens działania. Świat przypadkowy, życie skończone (przy skończonym Wszechświecie) nie mogą mieć sensu. Sens bycia mógłby być sensem przeżywania, gdyby przeżywanie nie było skończone. Sens bycia mógłby być nawet sensem przeżywania (jako dokonania), gdyby chociaż Wszechświat nie był skończony, a dokonanie na zawsze zachowywało znaczenie. Tak jednak nie jest. Sens bycia nie istnieje.

Jeśli natomiast masz coś innego na myśli, to potrzebuję wyjaśnień. W innych bowiem sensach "perspektywa wiążąca dla świata" wydaje mi określeniem pustym. Mianowicie absolutyzowaniem świata w tej mierze przynajmniej, że próbuje z przygodności człowieka wyciągać wniosek o jego niepełnej realności, naznaczać go jakąś fikcją; jest wskazaniem, że nad człowieka, potencjalnie, wyjść można. Tylko takie wskazanie jest pozbawione jakiejkolwiek treści. To tak jakby powiedzieć, że ten oto kamień nie ma określonego miejsca w strukturze świata, bo mógłby być inny.

Człowiek ma swoje miejsce w tej strukturze, to jest fakt i ten fakt ma sens (znaczenie). Twierdzę, że istota samoświadoma w sensie jaki pokrótce wcześniej opisałem, każda taka istota zajęłaby w świecie miejsce, które byłoby przynajmniej w tym stopniu analogiczne do ludzkiego, że wynikające z jej natury pytanie o sens bycia (swojego i świata) spotykałoby się z taką samą odpowiedzią.

Dodatkowo powiem tyle, że większość powyższego i tak jest bez znaczenia. Chodziło mi bowiem przede wszystkim o to, że wychodzenie ze wskazaniami na możliwość jakiegoś nadczłowieka nie ma tu nic do rzeczy. Jesteś człowiekiem, dotyczy Cię fakt ludzkiej nieprzystawalności do świata. I to jest ten fakt, który niepokoi. Jakakolwiek przystawalność innej istoty, nawet jeśli możliwa, niczego tutaj nie zmienia. Nazywanie tego jakąś "manią" uważam za skrajne nadużycie. To, że tragiczność nie dotyczyłaby innego bytu, nie oznacza, że nie dotyczy danego. Człowiek, nawet zakładając jego względem innych gatunków subiektywność, jest w niej całkowicie obiektywny tj. realny.


Cytuj
Ano właśnie. Mówiąc o absurdach, mówię o tym, że rzeczy, które intuicyjnie wydają się słuszne - i jako takie trafiły do kultury - niekoniecznie słuszne są (choćby ta samoświadomość  ;D).

Samoświadomość jest pojęciem niejasnym, ale jest pojęciem jak najbardziej słusznym. Już Arystoteles pisał, że nie w każdej dziedzinie możliwy jest, ani nawet pożądany ten sam stopień zrozumienia. Moim zdaniem wyjątkowo utrafił tu w sedno. Jesteś samoświadomy, bo potrafisz uświadamiać sobie nie tylko treść świadomego aktu, ale następnie uczynić w nowym akcie treścią sam poprzedni akt i odróżnić go jako takie (tj. jako refleksję).

Cytuj
Tylko, że "sens życia" to pojęcie względne (jeśli nie w jakimś sensie puste), a efekty są wymierne ;).

Nie, sens życia to pojęcie względnie jasne. Puste najwyżej w tej mierze, że możliwe do wypełnienia treścią jako forma. Sens życia to jego celowość. Np. sensem życia nie może być przyjemność czerpana z gry w siatkówkę - to jest sens przeżywania.

Sensem życia mogłoby być np. danie nowego życia i zabezpieczenie jego bytu. Byłoby tak, gdyby istniała trwałość dokonań. Niestety zarówno ludzkość jak i cały Wszechświat mają swój kres. Żeby coś natomiast było celowe absolutnie, a nie tylko względnie, albo samo dążenie do celu nie może się kończyć, albo osiągnięcie celu musi na zawsze mieć znaczenie (jako jakieś dokonanie). Gdyby człowiek był nieśmiertelny sam sens przeżywania mógłby być sensem życia np. jako nieskończony proces poznawania matematyki.

W gruncie rzeczy: życie ma sens, jeśli nie rozpada się w absolutną pustkę, jako ostateczne zniknięcie związanego z nim sensu.

Cytuj
Może dlatego tak mało jest konsekwentnych ateistów ;). Konsekwentnych teistów też jest zresztą b. mało. Zauważyłeś, że większość ludzi ma wogóle b. niekoherentne światopoglądy?

Zauważyłem, nic w tym dziwnego.

Cytuj
Kolejny dowód za partactwem ewolucji, której wystarczyło, by mózg ludzki myślał jakoś tam, nie musiał myśleć konsekwentnie.

Nie istnieje żadne partactwo ewolucji. To lemowski wymysł. Mamiąca personifikacja. W dodatku absolutyzująca - paradoksalnie - właśnie człowieka, tylko w określonym jego działaniu: rozumnym. W sumie w jakim innym, skoro Lem sam był tutaj wyznawcą. Lem w Golemie XIV mówi mniej więcej coś takiego: nie absolutyzujcie tak swojej rozumności, bo okazuje się ona nie tak rozumna, jak się wam wydaje, a to w odniesieniu do... zabsolutyzowanej rozumności (tj. rozumności takiej, jak zabsolutyzował ją Lem). Czynienie z Rozumności absolutu jest tak samo niedorzeczne, jak czynienie tego samego z Uczucia.

Gdyby umysł myślał konsekwentnie, nigdy by się niczego nie nauczył. Tak się nie wydaje tylko dlatego, że rzutujesz sensy związane z myśleniem abstrakcyjnym, na całość ludzkiego doświadczenia. Ba! - nie tylko by się niczego nie nauczył. Zginąłby w pierwszej lepszej sytuacji paradoksalnej. W pełni konsekwentnie może myśleć tylko ten, co już wszystko wie i myśleć nie ma po co. Innymi słowy - Absolut. W każdym innym wypadku zawsze może zdarzyć się sytuacja, w której należy przewartościować pojęcia.


Cytuj
Teraz: jaki funkcjonowanie uznajesz za normę, bo możemy tu używać tylko krzywej dzwonowej (to ze środka to "norma"; tylko wtedy statystyczną normą może okazać się też: IQ około 100, wykształcenie podstawowe czy zawodowe i brak jakichkolwiek oszczędnosci).


To w gruncie rzeczy bardzo proste. Normalne, to tutaj takie, które jest zgodne z samym sobą. Po prostu człowiek pogodzony ze sobą i ze światem w tej mierze, w jakiej mógłby nie być ze względu na przekonania ateistyczne.

Cytuj
Jeśli, zamiast statystycznej, przyjmiemy definicję psychiatryczną (o braku kontaktu z rzeczywistością), to zdarzają się tezy, że ludzkość jako gatunek ogólnie jest nienormalna (w sensie, że ma solidnie zaburzony ogląd rzeczywistości), ale "z punktu widzenia" ewolucji jest to rozwiązanie skuteczne, bo pozwala podawać kod dalej...

Weź pod uwagę ustęp o tym, że pewne sposoby postrzegania są naturalne dla świadomości. Więc ateista musiałby - ze względu na konsekwencje ateizmu - mieć tutaj postrzeganie wyzbyte tej naturalności, a jednak być pogodzony ze sobą.

Cytuj
Zaraz... Czy jeżeli poczuje np zadrę wbijającą mi sie w nogę, a mimo to pójdę dalej (mimo zadry i związanego z nią bólu) to potrzebna do tego od razu metafizyka?

Nie, bo nie takich banałów uczy Buddyzm. Złapałeś się jakiegoś jednego elementu powiązanego z medytacją i go trywializujesz. Buddyzm stara się przekraczać absurd świata przez nawiązanie pewnej jedności z "porządkiem rzeczy", a to jest metafizyka. Panteizm - odrzucenie bólu egzystencji związanego z miejscem człowieka w strukturze świata, przez skupienie na fakcie bycia w strukturze świata, absolutyzację tej struktury jako "porządku rzeczy", wyzbycie się na tej drodze wszelkiej przygodności (oświecenie, wyzbycie ego), i - jako ostateczny skutek - zjednanie tj. wyrwanie z kręgu życia i śmierci w absolutną nicość.

W analogiczny sposób Wolkanie nie tylko używają logiki w celu poradzenia sobie z uczuciami, ale absolutyzują Logikę, ażeby tę konieczność radzenia uzasadnić, dać jej metafizyczną podstawę. Wolkanie to jednak zły przykład: oni jak spojrzą w uczucia, wariują. Czysto biologicznie.

Człowiek od ateizmu nie zwariuje, będzie mu się jednak żyło znacznie gorzej, gdy spojrzy w twarz uczucia z perspektywy ateistycznej. Nie robi więc tego ze zwykłej potrzeby kompensacji. Jak Wolkanie Logikę, on wynosi Rozum, czy Porządek Rzeczy, które dają metafizyczną podstawę tego, by tam nie patrzeć.

Cytuj
Jeśli zaś chodzi o niesłychane obciazenie, to mam wrazenie, że mierzysz inne umysły swoją miarą, zapominając - częste złudzenie filozofii - że nie są one jednak wszystkie identyczne (choćby z braku istnienia "czystego rozumu"). Być może nie dla każdego wcale jest to obciążajace, hę?

Twierdziłeś, że nie jest takim dla Ciebie. Tym czasem widzę w Twoich rozumowaniach całą masę filozofii (nie związanej w żaden konieczny sposób z ateizmem), która tak ustawia treści, żeby te konsekwencje ateizmu przekraczać w ich uczuciowym znaczeniu np. przez absolutyzację Rozumności, poczucie fikcji itd. Nie znalazłem jeszcze żadnego w życiu ateisty, który nie dokonywałby tego samego.

Cytuj
(Aha: zarzut o tym, że ateizm "przemilcza" pewne przeżycia wewnętrzne można łatwo skontrować, że to może raczej postawa, której bronisz, poniekąd absolutyzująca je, jest właśnie objawem gatunkowej mania grandiosa, robieniem z igły - wideł.)

Absurd. To, że człowiek ma uczucia, to fakt, a nie gatunkowa mania grandiosa. Tak samo faktem jest, że człowiek ma rozum. I to wynoszenie rozumu - współcześnie - znacznie lepiej odpowiada określeniu "mania grandiosa", niż wynoszenie uczuć. Sam fakt, że moje zabiegi o to, żeby przyznać uczuciom należne im miejsce, jako ani gorszym, ani lepszym od rozumu, po prostu realnym (i domagającym się, jako takie, takiej samej uwagi), tak Cię niepokoi, doskonale o tym świadczy. Wartościowanie względem praktycznej użyteczności - takiej jaką ją widzisz - przenosisz na wartościowanie metafizyczne.

Można przypuszczać, że jest tak dlatego, ponieważ sąd można oddzielić od osoby jako chcenia, przekonania, czegoś jej bliskiego; a więc swobodnie sobie wyczyniać w świecie dekonstrukcji osobowości (które widzi się wtedy jako - a jakże - pewne fikcje). W ten sposób rozumując jest oczywistym, że wyraz uczucia zawsze będzie pozbawiony większego znaczenia, a więc i ewentualnej "tragiczności". We śnie latać też można.

Faktem jest, że uczucie, jako osobiste, danej osobie bliskie, "hołubione", a zarazem puste, jest czymś tragicznym. Uderza bowiem w sam sens tej osoby. Jest uśmiechem w złudzeniu, potrzebą za która nic nie następuje. Chyba już Grecy, twórcy tragedii, określili to właśnie, że działanie (jak u Edypa) okazuje się mieć sens zupełnie inny, lub być w istocie sensu pozbawione, a więc metafizyczną pustkę osobowego chcenia i spodziewania się, za istotę tragiczności. Ty oczywiście powiesz: tragiczność to fikcja. No tak, w ten sposób to na wszystko ma się odpowiedź.

Ja tu cały czas mówię o osobach trzecich, jako widzianych przez ateistę. Konsekwencje dotyczące człowieka osobiście, jako oderwanego od innych ludzi, to nawet dziecko tutaj przezwycięży. To Drugi zobowiązuje. Nie znam po prostu ateisty, który potrafiłby dostrzegać tę tragiczność i nie być tym obciążonym o ile zaraz nie pomyśli o jakimś Rozumie, Fikcji itd. czyli nie ucieknie w spreparowaną na własne potrzeby metafizykę. Być może, że można tutaj być po prostu ślepym, ale cóż: ameba nie ma pojęcia o istnieniu matematyki, co nie oznacza, że matematyka nie ma swojej realności.

29
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 04, 2011, 10:37:11 am »
Przeczytałem i chyba rozumiem (choc miewam trudność z rozumieniem mędrców ze szkoły Sekułowskiego ;)).

No masz, że ja niby ze szkoły Sekułowskiego...  >:( ;) Jak się nie potrafi mówić jasno, należy milczeć? Niby tak, ale gdybyż jeszcze o wszystkim dało się z równą jasnością mówić. Różnie z tym bywa: i z winy osób i z "winy" samych problemów.

Cytuj
Tylko tu pojawia się bardzo podstawowe pytanie: czy - przyjmując nawet, że masz rację, jakoby umysł ludzki niedostosowany był do ateizmu - miałoby to świadczyć na niekorzyść ateizmu czy też... na niekorzysć ludzkiego umysłu skleconego byle jak przez ewolucję do dość prostych zadań, to i - być może - majacego kłopot z ogarnieciem rzeczywistości.

Ja nie utrzymuję, że skoro człowiek jest przystosowany do myślenia w określony sposób, to stoi za tym jakaś celowość.

Chociaż są filozofowie, którzy np. w ten sposób odrzuciliby determinizm: przypuszczenie, że ktoś jest zdeterminowany po temu, ażeby czuć się wolnym jest niedorzecznością. I rzeczywiście - jest to jakiś punkt wyjścia. Można się np. zastanawiać po cholerę człowiek uzyskał na drodze ewolucji poczucie wolności. Zdeterminowanie ku poczuciu wolności jest w istocie niedorzeczne w tym sensie, że jest zbędne. Jeśli i tak jesteśmy zdeterminowani, to po co jeszcze poczucie, że jest inaczej? Należałoby je zatem uznać za skutek uboczny albo determinizm odrzucić.

Nie będę jednak również utrzymywał, że człowiek to jakiś byt upośledzony. Człowiek jest. Jest jaki jest. I w tym jaki jest udowadnia sobą pewną realność. W tym realność świadomości. Niedorzecznym jest np. twierdzić, że skoro człowieka boli perspektywa śmierci, to znaczy to, iż nie ogarnia on świata. Co to w ogóle miałoby w tym kontekście znaczyć: nie ogarnia świata?

On jest częścią tego świata. Wraz z nieuchronnością śmierci, wolą życia, uczuciami; na co ten świat nie daje sensownej odpowiedzi. Jest momentem, który jako samoświadomy może się "domagać", wrzuconym w strukturę, która jest zupełnie obojętna. Uważam, że każdy byt samoświadomy mógłby postawić przynajmniej pytanie o sens. I każdy otrzymałby - z tego świata, jak go obecnie rozumiemy - odpowiedź: nie ma sensu. Jeśli przez ogarnianie świata chciałeś rozumieć pewne wpasowanie w świat, to wydaje mi się, że w świat taki, jakim jest, żaden byt samoświadomy nie byłby wpasowany. Nie jest to więc żadnym upośledzeniem człowieka, chyba, że za upośledzenie brać to, że jest samoświadomy.


Cytuj
Kolejnym potencjalnym "winowajcą" - obok natury - może być kultura, pełna takich nonsensów jak "wschody i zachody" Słońca (jakby to Słońca się ruszało), serce jako siedlisko uczuć (spadek po Arystotelesie), rozmaite zabobony etc. Skoro od dzieciństwa uczymy się kodu kulturowego, który przekłamuje fakty raz za razem, możemy z nawyku klepać (i - co gorsza - myśleć) różne bzdury.

Nie doszukuj się nonsensów tam, gdzie ich nie ma :) Przesadyzm! Z tymi zachodami itp.

Przypisywanie realności uczuciom, wolnej woli i "ja" jest najzupełniej naturalne i nie wynika z żadnych kodów kulturowych. Występuje już u małych dzieci, a zaburzenia w postrzeganiu tych kwestii są symptomami poważnych schorzeń psychicznych np. schizofrenii. Co oczywiście nie oznacza, że nie można intelektualnie dojść do wniosku, że rzeczy mają się inaczej, niż nam się to naturalnie wydaje.


Cytuj
ednak wydaje się, że zestawiając różne rodzaje ludzkiej działalności sensowniej będzie je oceniac nie pod kątem tego, że mogą dać życiowe zadowolenie (bo to mogą dawać różne rzeczy, jest to w sumie kwestia jednostkowa, acz dajaca się opisywać regułami statystyki), a pod kątem efektów.

My tutaj rozmawiamy o sensie życia, a Ty o efektach ;) Przecież ja nigdzie nie podważam sensowności działalności naukowej. Przeciwnie - dla mnie ma ona wartość sama w sobie (poznawanie jest satysfakcjonujące samo w sobie). Pozytywistyczne nastawienie na efekty uważam za uproszczenie.

Ja tylko twierdzę, że bez pewnego przepracowania w specyficzną metafizykę, lub metodyczne wrzucenie poza nawias pewnych myśli, konsekwentny ateizm jest niemożliwy, albo skrajnie trudny.

Nie w tym sensie jaki błędnie przypisał moim wypowiedziom tzok: jakoby wiedza o tym czym jesteśmy jako byty materialne zobowiązywała nas w celu zachowania konsekwencji do dostrzegania konkretnej mechaniki tej materialności.  W sensie zbieżnym, ale jednak innym: w takim mianowicie, że przy pełnym przyznaniu realności uczuć i całej dziedziny świadomości, zarazem treść tych uczuć (również myśli) zawiera odniesienia, o których należy z tej materialności wnioskować, że są puste. Odniesienia te są zaś niezbywalne, przynależą do konstrukcji tej dziedziny.

Już kiedyś, na USS, dawałem zobrazowanie takiego pustego odniesienia: dziecko ściskające lalkę. Uczucie jest realne, ale odniesienie do lalki, jako osoby, jest puste. Może kogoś to nie przekonuje, obraz zbyt się oklepał. Oglądałem kiedyś jakiś film, gdzie to dorosła kobieta (po jakichś przejściach chyba, może maltretowana) tuliła do siebie kurczowo lalkę. Może teraz obraz jest wyraźniejszy.

Jest całe mnóstwo takich traumatycznych - w świadomym ich odbiorze - ludzkich zachowań. Natomiast ateizm (i związane z nim przy obecnej wiedzy o świecie konsekwencje) odkrywa ten sens właściwie w samej istocie dziedziny świadomości, naznacza pustką odniesień niemal wszystkie akty ludzkiej świadomości np. radość z tego, że się coś osiągnęło (odniesienie do osiągnięcia jako dokonania wolnej osoby jest puste w obliczu determinizmu).

I teraz - nie sądzę, ażeby ktoś mógł być na co dzień świadomy pustki tych odniesień (w całej pełni), nie przekraczając ich pewną metafizyką, która ma na celu odwracać uwagę, inaczej rozkładać akcenty, i mógł normalnie funkcjonować.

Cytuj
Wreszcie: kwestia uczuć, ukojeń itd. Z tego co wiem nt buddyzmu to nie neguje on istnienia uczuć, uczy natomiast "nieczepiania sie ich", że tak powiem. Znaczy: czuję np. smutek, nie wypieram go, ale i nie zatracam się w nim, on gdzieś tam we mnie jest, nie neguję faktu, że go odczuwam, jednak umiem "robić swoje" niezależnie od niego. (Podobnie było ze startrekowymi Wolkanami - jeśli ktoś nie wie, ci szpiczastousi ;) - odczuwali emocje, ponoć b. gwałtowne, ale umieli postępować w poprzek nich, kierując się logiką.)

No tak, ale to jest właśnie "przekraczanie" ich realności przez jakąś ateistyczną metafizykę. Jeśli nawet teoretycznie realności się nie neguje, to tworzy się filozofię i kształtuje w niej osobowość w ten sposób, ażeby o pewnych sprawach, w pewien - wynikający z ateizmu, a niesłychanie obciążający - sposób nie myśleć. Szuka się tu ukojenia w obiektywności. Przecież np. Wolkan wyniesienie logiki, to czystej wody metafizyka: rozumność osiąga u nich wymiar Absolutu. Spełnia to oczywiście praktyczną rolę, z praktycznych przesłanej mogło też wziąć źródło, nie zmienia to jednak istoty tego, czym dla "pełnych" Wolkan jest obecnie Logika .

30
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 04, 2011, 12:13:34 am »
Których konsekwencji ateizmu nie można przyjąć?

Masz o tym dalej, w mojej dyskusji z Q


Cytuj
Jeśli nie ateistycznie to jak naturalnie myśli ludzki umysł? Teistycznie?

Nie, myśli ludzko. Nie dokonuje założeń np. odnośnie sposobu istnienia uczuć, własnego "ja", czy wolnej woli. Zakłada tu rozstrzygnięcia z góry tj. uznaje realność uczuć, "ja" i istnienie woli jako wolnej.

Cytuj
Skąd o tym wiesz?

Bo jestem człowiekiem.

Cytuj
I na jakiej podstawie wiedzę tę uogólniasz na wszystkich ateistów?

Nie na wszystkich. Psychopata mógłby np. bez najmniejszych trudności np. na łożu śmierci swojej matki na jej marzenia spojrzeć jak na wynik działania automatu z napojami i nic przy tym nie czuć. Natomiast nie sądzę, ażeby ktokolwiek kto ma uczucia, był w stanie w każdej sytuacji spokojnie sprostać konsekwencjom ateizmu.

Ba! Nie sądzę, ażeby dałby radę czynić to zazwyczaj, chyba, że by przewartościował sens pewnych faktów, pojęciowe stosunki, tworząc ateistyczną metafizykę. Tak jest kiedy np. mając uczucie drugiej osoby i nasuwający się wniosek o tym, że temu uczuciu (np. marzeniu) jako postrzeganemu przez tę osobę w rzeczywistości obiektywnej nic (co do sensu uczucia) nie odpowiada, znosi się to stwierdzenie naznaczając rzeczywistość obiektywną jakimś sensem (co jest metafizyką) np. poczuciem porządku rzeczy. Takie zachowanie określam "ukojeniem w obiektywności".

To jest kompensacja: przekroczenie pustki uczucia przez "porządek rzeczy" (które odnawia odpowiedniość między uczuciem, a obiektywnością na jakimś innym poziomie). Fascynujący mechanizm psychologiczny: uczucie się nie narzuca całą swoją realnością i nieodpowiedniością wobec bezsensu świata; jakoś tam istnieje, ale jako pewien pozór, fikcja, zastąpiona porządkiem rzeczywistości (który jakoby jest tę ważniejszą realnością, bo daje podstawy, również przecież uczuciu). Sprowadza się to - na zasadach analogii - do religijnej kompensacji: widocznie Bóg tak chciał. Związki z einsteinowskim pojęciem działalności naukowej jako doświadczeniem o quasi-religijnej naturze, z Buddyzmem (i samą Nirvaną), filozofiami panteistycznymi są oczywiste.

Już tak zupełnie ogólnie: zajmowanie się nauką to bardzo często po prostu kompensacja. Freud miał tutaj rację. Banach stwierdził, że powodem zajmowania się matematyką jest to, że wreszcie jest się po prostu w czymś dobrym. Inni znajdują w tym ukojenie: poczucie, że zajmują się czymś niezniszczalnym, wiecznym, wyrastającym nad nich (typowy wręcz przypadek "ukojenia w obiektywności"). Są i tacy, którzy maja natury mało refleksyjne, po prostu to lubią.

Piszę o tym, bo wielu ateistom się wydaje, że opowiadają się za jakimś metafizycznie lepszym podejściem: podejściem nauki. A to jest zwykła bzdura. Intelekt piękna rzecz, nauka to fascynująca dziedzina działalności, ale człowiek jest człowiekiem, tak samo ateista, jak teista. To, że ktoś zajmuje się nauką nie oznacza, że dokonał jakiegoś metafizycznie lepszego wyboru - często daje mu dokładnie to samo, co innym daje wiara w Boga: poczucie sensu, siłę by żyć. Jest o tym sporo w Solaris.

Strony: 1 [2] 3 4 5