Polski > Akademia Lemologiczna

Akademia Lemologiczna [Opowieści o pilocie Pirxie], czyli Zawód pilota

<< < (3/16) > >>

Hoko:
Mucha była chyba elementem testu - żywa czy nie, realna czy fantomowa, powinna być sterowana, a zdarzenia - zaplanowane. Tylko w takiej sytuacji - powtarzalności - test byłby miarodajny. W końcu tego drugie pilota, co się "rozbił" o księżyc, tez coś musiało doprowadzić do pasji. Stawiam, że była to taka sama mucha. Chyba że wpuścili mu mysz albo wiewiórkę  ::)

maziek:
Ogólnie rzecz biorąc myślę, po nocnych przemyśleniach, że Lem tę nieważkość wymyślał od zera i dlatego mu trochę jeszcze nie wyszło, ponieważ nigdzie jej nie można było zobaczyć, ewentualnie skąpo poczytać ale w opracowaniach naukowych, gdzie o takich dyrdymałach jak co zrobi mucha nie pisali. Postanowiłem zapuścić żurawia do książek i mam tu taką książczynę pt. "Fizyka czasoprzestrzeni" Taylor, Wheeler, wydana w Polsce - uwaga: w 1975 roku, pierwsze wydanie zaś w USA w roku - jeszcze większa uwaga: 1966. Rok 1966 był bardzo dobrym rokiem, głównie z powodu moich narodzin, tak brzemiennych dla świata i Galaktyki. 

A, nawiasem mówiąc, tło jest takie, że do roku 1966 ludzie polecieli w kosmos już 16 razy (wliczając dwie pierwsze misje suborbitalne Amerykanów, w ramach zdumienia lotem Gagarina) przy czy po serii misji jednoosobowych, w których piloci siedzieli jak w trumnie (a może i mieli ciaśniej) przyszły w 1964 misje wieloosobowe, w których użyte statki miały już trochę "powietrza" i załoga mogła zaobserwować coś więcej niż uciekający długopis. Zresztą jak pamiętam któryś Amerykanin napisał wprost, że w Mercurym nie jechał do Rygi, bo było tak ciasno, że wszystko nadal wyglądało z grubsza na lot myśliwcem, a w Gemini już było z tym gorzej, bo więcej powietrza.

Cóż więc w roku 1966 piszą na temat nieważkości dwa tuzy fizyki, jeden od jej nauczania, a drugi od stosowania? Ano w rozdziale o inercjalnych układach odniesienia przytaczają z niejaką dumą notatkę prasową z roku 1964, którą nieco streszczę: NASA ogłosiła przetarg na budowę wieży do badania stanu nieważkości. Nowa wieża umożliwi badanie tego stanu przez 10 s. Będzie miała wysokość 152 m, będzie w niej utrzymywane ciśnienie jak na wys. 80 km. Tłokowy mechanizm wyrzuci poddawany eksperymentom obiekt do samego szczytu. Lot do góry potrwa 5 s, drugie 5 s swobodny spadek - razem 10 s nieważkości, przy możliwej średnicy obiektu aż 1,2 m i masie 2,7 t. Obecnie istniejąca wieża zapewnia do 4 s nieważkości przy maksymalnej średnicy obiektu 25 cm. Rok 1964.

W roku 1959 świat miał za sobą (czy nad sobą) ledwie parę "sputników"... Przechodząc do konkluzji trudno orzec, czy Lem wymyślił aż tak źle, czy aż tak dobrze, ale myślę, że jeszcze nie wlazł w te buty do spodu i dlatego na początku zdarzały mu się kiksy.

liv:

--- Cytuj --- Wszyscy palili wszędzie
--- Koniec cytatu ---
Taa, rajt. Choć u mnie w domu nie palili. Nie smakowało, nie mogli bo mdłości...jakoś tak tłumaczone.
Co nie znaczy, że w te progi  zawał nie zapukał, a zaraz potem udar.
W wojaku jedyna szansa na przerwę w "bardzo ważnych zajęciach" to iść zajarać.

--- Cytuj ---http://kabinydlapalaczy.eu/wp-content/uploads/2015/01/64-palarnia-cena-by.jpg
--- Koniec cytatu ---
Brrr...jak widzę coś takiego, i że będzie jeszcze gorzej to nie żałuję, że po 30 latach przestałem palić.
To jest jakoś  - upokarzające.

--- Cytuj ---Mucha była chyba elementem testu - żywa czy nie, realna czy fantomowa, powinna być sterowana
--- Koniec cytatu ---
Też tak się pomyślało.
Zwłaszcza że muchy ostatecznie były dwie - do tego odpadła osłona kabli wysokiego napięcia odsłaniając niezaizolowane żyły przewodów i jedna z much akurat pomiędzy te żyły postanowiła się wcisnąć z radosnym bzykiem :D I dopiero na takie truchełko spopielone, spowodowało zwarcie, trza było całą rakietę-makietę odpalać do 2 i więcej g. Cóż za dysproporcja w nakładzie sił i środków względem celu, czyli zdmuchnięcia kawałka popiołu, że nawiążę do wyjściowej przyjemności.  Ale tak - zadziałało.

--- Cytuj ---Rok 1966 był bardzo dobrym rokiem, głównie z powodu moich narodzin, tak brzemiennych dla świata i Galaktyki.

--- Koniec cytatu ---
;D Ty kocurze... ale może tak być, nie, że się narodziłeś, ale że w latach 60-tych za mało pożywki dla wyobraźni jeszcze było. Natomiast starczyło, by w kolosie rakiety (to już na pewno nie makieta), która trochę czasu już nieużywana, ze tak to delikatnie ujmę, przemieszkiwał kot. Znaczy resztki jedzenia musiały się tam walać, skoro przeżył (choć wychudzony) i nawet niespecjalnie interesował się białymi myszkami. Ba, liczne białe myszki przetrzymywano tam w klatce jako naturalny czujnik promieniowania. Obok geigerów, tak na wszelki wypadek chyba.  Choć akurat białe myszki, Terminus jakoś dokarmiał.
To i tak nic (głodny kot-białe myszki), przy tym, że Pirx ubrany w przemoczoną jesionkę, mając w ręku ciężką walizkę  i kapelusz na głowie - wdrapał się po zewnętrznej drabince-trapie na 6 piętro.
6 piętro (sic!) i nawet nie tego nie zauważył. Przed pustką kosmosu wejścia to rakiety broniła przerdzewiała żelazna klapa z przetartą uszczelką. Dał radę, choć  jakieś straty były, po opisanej przeprawie...kapelusz stracił fason (no, ale to od deszczu)
 

Q:

--- Cytat: maziek w Luty 17, 2018, 08:15:23 pm ---Mnie bardziej uderzyło, że skoro ta rakieta stała na ziemi to znaczy, że umieli symulować nieważkość, czyli inaczej mówiąc wynaleźli antygrawitację. To rodzi się pytanie, na cholerę w takim razie były im silniki rakietowe i dlaczego latali przedpotopowymi rakietami jak Gagarin?
--- Koniec cytatu ---

Chyba, że nie wynaleźli, a haubach testowanych kadetów czy gdzieś w rakiecie był jakiś BCI (w pierwszym wypadku coś w rodzaju clarke'owskiego BrainCapa z "3001..", w drugim - tych siatek na motyle z "Ostatniej podróży Ijona Tichego") i Pirx z Boerstem, tuż po tym jak w fotelach pilotów zasiedli, zostali przez kierujących egzaminem poddani fantomatyzacji.
W czasach, w których byle automat pokładowy może od niechcenia symulować w sobie osobowości poległych, to chyba żaden problem.

ps. Może by ten wątek awanasować do "Akademii..."?

liv:
Była już lornetka, była mucha, był kot...czas na zegarek. Taki zwykły, na sprężynkę. Nakręcany.
Znaczy "odruch warunkowy", przeczytany.
Długie...z psychologizmami. Otóż Pirx ma problem - problem brzmi tak - jest za poczciwy!!!
To klamra która spina opowiadanie - ta poczciwość. Walczy z nią na różne sposoby, bo gdzie "Zdobywca Kosmosu" - poczciwy? Im bardziej walczy tym bardziej mu to mówią...dobry chłop...i poczciwy, a w porywach "szalenie poczciwy".
Co gorsza też dziewczęta.
Zdesperowany Pirx sięga zatem po broń atomową, coś, czego nie wybaczyłyby mu dzisiejsze Kingi, Pauliny, Agnieszki i Manuele - odprowadzając po potańcówce dziewczę hoże do domu "ocknął się w nim diabeł" i... i dał jej tego klapsa w tyłek...na pożegnanie. I to nawet mocnego.
Po czym uciekł.
A później dozgonnie unikał.
Gdy minęło później ale przed dozgonnie, dojrzalszy już o doświadczenie "macho", bez problemu dał radę w wannie deprywacyjnej, zdobył pierwsze miejsce i zasłużył na księżycową misję.
I na tym Księżycu, te zegarki.
Czy inna grawitacja ma wpływ na  mechanizm sprężynowy?
Bo nie to, że nie było innych - były, elektryczne, wiszące po ścianach, ale Pirx miał swój - tradycyjny, na ręku.
I takie oto zegarki odegrają swe rolexy w dalszej części, gdzie mamy do czynienia z zagadką śledczą.
Dwa trupy.
Kosmonautów w kombinezonach.
Wyszli na zewnątrz i zginęli.
A na rękach tradycyjne zegarki.
Jak na nie patrzyli przez te aluminia i folije?
Ważne te zegarki, bo wedle nich ustalono przebieg zdarzeń (później okaże się, błędny).
U jednego strzaskany cyferblat zatrzyma wskazówki na 12, choć nie wiadomo południowej, czy nocnej?
U drugiego, stanie już po śmieci gdyż jak odkryli po wnikliwych badaniach fachowcy na Ziemi, sprężynka do końca się rozkręciła.
I to jest dopiero Agata Christi...mieliśmy kota teraz do kompletu jest i trącona myszka (kryminału).
Pirx oczywiście zagadkę rozwiąże - wyjdzie, zaś błąd maszyny ratowany ludzką intuicją.
Zostawiając zegarki, wyskoczył też jeden ciekawy pomysł inżektorowy (w sensie warłamskim) - skafander do chodzenia po Łysym.
Pisałem o aluminiach i foliach ale nie... powłoka jest pojemnikiem z mas plastikowych z czymś pomiędzy - cieniutką szczeliną w której jest płyn - srebrny (aluminizowany) i czarny (nawęglany). W ustawieniu przodem do słońca dawał odbijające srebro, z tylu czerń. Plus pokrętło na wypadek zmiany kierunku marszu - wtedy płyn się przelewa - w tym momencie Pirx nie błysnął inteligencją i zadał bardzo głupie pytanie, widać każdemu się może zdarzyć.
Na koniec w nagrodę za rozwiązanie zagadki dowiedział się że - jest bystry i...zacny aż do poczciwości.  :)
https://i2.wp.com/www.luxmaniak.pl/wp-content/uploads/luxmaniak/2016/06/Bulova-Moonwatch_4.jpg?w=900&ssl=1

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej