Autor Wątek: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia  (Przeczytany 1360828 razy)

Mieslaw

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1530 dnia: Kwietnia 05, 2008, 09:18:56 pm »
Przed chwilą usłyszałem w telewizji takie zdanie:

Gotowi do przejęcia energii z całego świata.                   ;D

film "Nieśmiertelny II"




a przy okazji: czy o tym już ktoś wspomniał: "Metropolis" znowu w kinach ?
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 05, 2008, 09:39:00 pm wysłana przez Mieslaw »

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1531 dnia: Kwietnia 06, 2008, 04:11:55 pm »
Cytuj
film "Nieśmiertelny II"

Tandeta, Panie, tandeta. Denna, udająca SF, kontynuacja niezłej fantasy.

Ale plakacik dam... :P


Zresztą w tym tygodniu sama tandeta w TV...

Przedwczoraj był "Krzyk"

Co z tego, że kicz autoironiczny, skoro tym bezczelniejszy...

I "Statek widmo"

Na tą ghost story bym nie pomstował, bo znam stosunek Mistrza do gatunku (a i film na tle pozostałych nieźle wypada), ale... ile razy można??? A powtarzają toto z uporem maniaka...

Z kolei w najbliższą środę o 23:10, w TVP1, "Dentysta"

zaś o 00:15, TVP2, "Uniwersalny żołnierz II Towarzysze broni"

Jedno i drugie to już nie kicz nawet, a szmira najgorszego rodzaju...

Cytuj
czy o tym już ktoś wspomniał: "Metropolis" znowu w kinach ?

A to jest dla odmiany znakomita nowina :).

I też dam plakacik...
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 06, 2008, 04:13:15 pm wysłana przez Q »

Mieslaw

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1532 dnia: Kwietnia 07, 2008, 09:52:25 pm »
Do kin studyjnych. Taa... a u mnie kino studyjne w remoncie :(

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1533 dnia: Kwietnia 08, 2008, 01:14:36 am »
Z innej beczki... Właśnie skończyłem oglądać "Spider-mana 2". I cały czas nurtowało mnie pytanie: jakim cudem Doc Ock tak gładko znosił ciężar tych mechanicznych ramion i dlaczego ich gwałtowne ruchy mu nie szkodziły (otarcia skóry i takie tam).

Ech, dla komiksu najprostsze pytania bywają zabójcze :D.



EDIT:

Inna rzecz, że film ten (a także - tym bardziej - "Batman Begins") w swej kategorii należą do zdecydowanie udanych. Oto co pisał o nicb Wojciech Orliński:

Cytuj
"Spider-Man 2" [ch8211] Wojciech Orliński

Po prostu wzór dobrego kina rozrywkowego. Doskonałe wyważenie między trzymającą w napięciu akcją a autoironicznymi scenami komediowymi. Już pierwsza sekwencja z pizzą to znakomita komedia w duchu slapsticku (slapstick z superbohaterem - chyba pierwszy raz w kinie!). Potem jednak mamy żartobliwe sekwencje wykorzystujące inne rodzaje humoru, jest nawet humor jarmuschowski typu "dwie osoby stoją obok siebie i nic nie mówią" - nic się nie dzieje, a widownia pokłada się ze śmiechu (mówię oczywiście o scenie w windzie). No ale sekwencje akcji też są znakomite - Spider-Man i Doctor Octopus biegają po ścianach wieżowców i pędzących pociągów... Sequel lepszy od jedynki!
http://esensja.pl/film/filmy/obiekt.html?rodzaj_obiektu=1&idobiektu=749

Cytuj
"Batman Begins" [ch8211] Wojciech Orliński

Gdzieś w Hollywood musiała się odbyć taka rozmowa. Ktoś doświadczony i wysoko postawiony wziął Christophera Nolana na bok i tonem nie znoszącym sprzeciwu zaczął tłumaczyć reżyserowi, że obsada jego filmu jest kompletnie pomylona. "Gary Oldman gra zramolałego poczciwinę w filmie, w którym Tom Wilkinson gra głównego gangstera? Christian Bale jest herosem bez skazy obok Cilliana Murphy w roli psychopatycznego mordercy? Liam Neeson jest zabijaką-zakapiorem obok Rutgera Hauera w roli korporacyjnego biurokraty? Chris, musisz to chyba przemyśleć[ch8230]". Wyobrażam sobie odpowiedź Nolana [ch8211] "sp[ch8230], to mój film". Jak dobrze, że tak właśnie odpowiedział! Atutem nowego Batmana jest gwiazdorska obsada (dla samego Michaela Caine w roli najlepszego Alfreda ever warto odżałować dwie dychy na bilet). Dodatkowo jednak ten atut jest świetnie zagrany [ch8211] aktorzy, których twarze mogły nam już się co nieco opatrzeć grają tutaj role radykalnie odmienne od swojego typowego emploi. To jest kino autorskie [ch8211] Nolan zrealizował własną wizję mitu o facecie w trykotach i pelerynce, dzięki czemu dokonał niemożliwego. Chociaż wszyscy znamy tę opowieść na wyrywki, jednak ten film zaskakuje. I to na plus!
http://esensja.pl/film/filmy/obiekt.html?rodzaj_obiektu=1&idobiektu=1174



I jeszcze Orliński (ciekawie) o postaci Spider-mana, jej genezie i znaczeniach.
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 08, 2008, 04:31:47 pm wysłana przez Q »

NEXUS6

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1534 dnia: Kwietnia 08, 2008, 06:00:05 pm »

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1535 dnia: Kwietnia 08, 2008, 07:40:48 pm »
Cytuj
Kultowa scena z Star Trek ;D

Słynny pojedynek Kirka z Gornem?  ;) Fakt, tego nawet taki fan jak ja nie był w stanie oglądać...

(Ale weź pod uwagę jaki budżet wtedy mieli...)

Cytuj
No i niech mi ktos powie, ze forma sie nie liczy

Liczy się, liczy. Dzięki strawnej formie byłem w stanie obejrzeć "Spider-mana 2" z przyjemnościa znacznie większą niż by to wynikało z nieusuwalnej głupoty jego komiksowego scenariusza. (A w tym "słoneczku"* co je Octopus stworzył doszukać się aluzji do "sztucznych słońc" w "Astronautach" ;).)


(Inna rzecz, że w/w film nie poruszył mnie zbytnio, bo ja ostatnio mam gigantyczny przesyt fantastyką rozrywkową, zwłaszcza tą lekceważącą fizykę... Na space opery patrzeć nie mogę, komiksy mnie nużą... Czytam se Lema, Zajdla... Podniecam się opisami nieważkości, przeciążeń, napędów fotonowych, hibernacji, nieprzekraczalnej prędkości światła, paradoksów einsteinowskich, czarnych dziur i takich tam... Tęsknię do fantastyki jaką kiedyś serwował "Młody Technik" mimo całej jej literackiej toporności...)


*Wątek tego słoneczka to była prawie hard SF... ;)
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 08, 2008, 10:32:31 pm wysłana przez Q »

maziek

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1536 dnia: Kwietnia 08, 2008, 08:32:19 pm »
Cytuj
Podniecam się opisami nieważkości, przeciążeń, napędów fotonowych...
Ekhm...

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1537 dnia: Kwietnia 08, 2008, 09:02:38 pm »
Noo coo, Oramus też się podniecał... ;)


(I nawet przyznał to otwarcie w recenzji z "Eonu".)
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 08, 2008, 09:27:26 pm wysłana przez Q »

WIST

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1538 dnia: Kwietnia 10, 2008, 01:22:31 am »
Q
Cóż, jeśli ja zauważyłem pewne podobieństwa to faktycznie może za dużo zgapili, nawet ponad to co siłą rzeczy być musi. Natomiast widać przynajmniej dla mnie że im nowsze serie tym mnie odcinków o jakichś dziwnych kosmicznych wręcz magincznych istotach i światach. Wkracza pewien realizm, co by to było gdyby Q pojawił się w ST First Contant i Borga jednym pstryknięciem załatwił :-)

Jasne że próby wymyślenia jakiejś przyszłości muszą mieć ręce i nogi, nawet jeśli widzowie tego nie zauważą, wymga tego profesjonalizm twórców.

Może się myle ale nie jestem pewny czy technika Cylonów była jakoś szczególnie zadziwiająca. Potrafili unieszkodliwić wipery i dużo ich było, ale broń mają tą samą, atomówki i rakiety. Nie wiedze tutaj jakiegoś wielkiego postępu. Podczas II wojny radar był poważnym skokiem naprzód, ale czy była to jakaś technczna rewwolucja, czy to świadczy że np. Amerykanie byli jakoś szczególnie uzdolnieni?

Pytanie jak dla mnie jaki sens miałoby mieć wypuszczenie floty którą potem się goni przez cały kosmos. Ostatecznie 2 statki w poryweach przetrwały, dlaczego? Miały szczęście, ale cała flota? Jasne że BSG ma swoje zagadki, natomiast pamiętając starą serie i to że wtedy wylądowali na ziemi z naszych lat chyba 70-tych jestem ciekaw jak to teraz wyjdzie...

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1539 dnia: Kwietnia 11, 2008, 02:11:28 pm »
Cytuj
Cóż, jeśli ja zauważyłem pewne podobieństwa to faktycznie może za dużo zgapili, nawet ponad to co siłą rzeczy być musi. Natomiast widać przynajmniej dla mnie że im nowsze serie tym mnie odcinków o jakichś dziwnych kosmicznych wręcz magincznych istotach i światach. Wkracza pewien realizm, co by to było gdyby Q pojawił się w ST First Contant i Borga jednym pstryknięciem załatwił :-)

Cóż... Q jest w świecie "Star Trek" na swój sposób realistyczny jako przedstawiciel gatunku korzystającego z technologii, która nieodróżnialna jest od magii*... Zaś w "ST - First Contact" realizmu jest tyle co Polygeminus grex napłakał, bo otrzymujemy awanturę temporalną w ogranym stylu i historyjkę o skleconym metodą chałupniczą statku kosmicznym (która za realistyczną mogła ujść - od biedy - w czasach Wellsa). Tak nisko pod tym względem nawet oryginalna seria z lat '60 nie stała...

Cytuj
Jasne że próby wymyślenia jakiejś przyszłości muszą mieć ręce i nogi, nawet jeśli widzowie tego nie zauważą, wymga tego profesjonalizm twórców.

No właśnie. A nie znam ani jednej space opery która by ten warunek spełniała. Mówi się, że fantasy jest (niektórzy twierdzą, że była do czasu pojawienia się nurtu New Weird) "przypiskami na marginesie [dzieła] Tolkiena", space opera wydaje się być przypiskami na marginesie pulpy produkowanej przez "Doc'a" Smitha w latach '20. Obecna w space operach wizja przyszłosci stoi w miejscu (jest prawie identyczna w tych z lat '40 i w tych z lat '90) mimo, że cały świat (a z nim postęp technologiczny i poziom wiedzy naukowej) idzie do przodu...**

Cytuj
Może się myle ale nie jestem pewny czy technika Cylonów była jakoś szczególnie zadziwiająca. Potrafili unieszkodliwić wipery i dużo ich było, ale broń mają tą samą, atomówki i rakiety. Nie wiedze tutaj jakiegoś wielkiego postępu. Podczas II wojny radar był poważnym skokiem naprzód, ale czy była to jakaś technczna rewwolucja, czy to świadczy że np. Amerykanie byli jakoś szczególnie uzdolnieni?

Powiem tak. Moore kręcąc swój serial unikał skupienia na technikaliach (o co mam do niego zresztą pretensję skoro już zdecydował się na "ciężki" technologiczny sztafaż), ale widać, że Cyloni zbudowali statki zasadniczo różniące się zarówno zewnętrzną stylistyką (co - jeśli traktować serial jako poważną SF, nie durnowatą space operkę*** - też musi mieć poważne techniczne przyczyny), jak i zastosowanymi technologiami (te wszystkie elementy biologiczne). To oznacza, że rozwinęli swój przemysł kosmiczno-militarny od zera nie powielając ludzkich rozwiazań (choćby tych widocznych na samej Galactice), czyli zachowali się dokładnie odwrotnie niż - nie przymierzając - Chińczycy rżnący aż miło z Rosjan.

Cytuj
Pytanie jak dla mnie jaki sens miałoby mieć wypuszczenie floty którą potem się goni przez cały kosmos. Ostatecznie 2 statki w poryweach przetrwały, dlaczego? Miały szczęście, ale cała flota? Jasne że BSG ma swoje zagadki, natomiast pamiętając starą serie i to że wtedy wylądowali na ziemi z naszych lat chyba 70-tych jestem ciekaw jak to teraz wyjdzie...

Może se Cyloni robili gigantyczny eksperyment socjologiczny by badać ludzkie reakcje?

(Choć chyba zbyt poważnie traktujemy tą "BSG" patrząc na space operę tak jak się patrzy na "problemową" SF. Serial ma świetny kilmat, ale chyba jednak należy oceniać go jak "Gwiezdne Wojny", nie jak "Fiasko" na przykład... Bo już sam kształt tytułowego BattleStara przywodzi na myśl wyłącznie pojazdy z okładek groszowych space oper, nie realne statki kosmiczne...****)

ps. może podyskutujemy dla odmiany o jakiej porządnej SF, bo brednie mnie lekko zmęczyły?


* Z nieuniknioną poprawką na uproszczenia startrekowej konwencji

** Tzn. poza space operami w stanie czystym, będącymi zwykłym kosmicznym łubudu, istnieją space opery z ambicjami posiadające elementy prawdziwej, dobrej SF, ich ten zarzut dotyczy w daleko mniejszym stopniu (ale i światy w nich przedstawione są znacznie mniej konwencjonalne)

*** Inna rzecz, że chyba jednak nieco na wyrost...

**** No, chyba, że mamy tu taki przypadek jak w co lepszych utworach Resnicka - umowne "fantastycznonaukowe" dekoracje służące jako tło do snucia poważnych rozważań ogólniejszej natury.
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 11, 2008, 02:14:12 pm wysłana przez Q »

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1540 dnia: Kwietnia 12, 2008, 10:33:18 pm »
Znów nienajlepiej w TV...

Wczoraj były "Dziewiąte wrota"

IMHO film całkiem bez wyrazu i jedna z największych wpadek w reżyserskiej karierze Polańskiego.

Za chwilę (o 21:30 w TVN7) "Maska" (powtórza jutro o 16:55)

Ekranizacja komiksu, która mi osobiście nie przypadła do gustu choć uchodzi za udaną w swej klasie.

Zaś po północy (o 00:25) w TV4 "Tajemnica Syriusza"

Jedna z najfatalniejszych ekranizacji Dicka. Stanowczo odradzam.

EDIT:
Bardziej zaciekawiło mnie, że w poniedziałek (o 22:10, TVP1) rozpocznie się emisja najnowszej rosyjskiej ekranizacji "Mistrza i Małgorzaty"

Zobaczymy jak im wyszło...
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 13, 2008, 06:25:33 pm wysłana przez Q »

WIST

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1541 dnia: Kwietnia 17, 2008, 01:49:04 am »
Q
Strasznie nisko oceniasz jak dla mnie jeden z lepszych filmów kinowych ST. Co do Q to dla mnie te istoty zawsze funkcjonowały jako swoiści bogowie, istoty w których naturze jest posiadać tak wielką władzę, niezależnie od techonologii. Swoją drogą dzięki First Contact w ST ENT mógły pojawić się 2 odcinki z Borgiem, który nijak tam nie mógłby się pojawić. Nie mam tutaj jednak na myśli jakiejś zasługi, czy pochwały, tylko czysty fakt. Natomiast co do jeszcze samego filmu to w sumie nie wiem czemu tak nisko go oceniłeś, a jestem ciekaw...

Jeśli zatem dobrze zrozumiałem problemem współczesnych SF jest to że nic nowego nie wnoszą. Ładniejsze dekoracje, czy efekty specjalne, natomiast żadnego nowego spojrzenia na przyszłość, a w niej ludzkość.

Co do Cylonów to ciekawe byłby gdybyśmy mogli zoabaczyć pojedynek w kośmosie między okrętami ludzi a okrętami Cylonów. Wydaje mi się jednak, nadal broniąc mojej wcześniejszej opinii, że konstrukcja statku wynika choćby z wymogów jej załogi. Cyloni to nie ludzi, zakładając że większość załogi to te blaszane roboty siłą rzeczy inny jest układ pokładów, a zatem i całego statku. Nie potrzeba tutaj elementów jakichś szczególnych nowych technologii. Ale fakt że z nikąd się nie wzięli, natomiast jak to maszyny mieli te plusy że nie musieli się tak liczyć z "życiem" pojedyńczych żołnierzy/robotników. Inne, bardziej skromne wymogi, moźliwośc pracy właściwie 24h na dobę, oraz spokój dały efekty. Według mnie tutaj nie potrzeba aż tak bardzo jakichś technologii. To co już jest czyli specyfika tych maszyn, minimum wymagań, maksimum wydajności sprawia że osiągnęli tyle. Może jedynie ta inżynieria bitechnologiczna, ale przez ten czas mogli ją rozwijać i tutaj faktycznie mogą przodować. Ludzie nie chcieli i nie musieli zamienać się w maszyny.

Eksperymenty socjologiczne to jakieś tłumaczenie ale bardziej jak dla mnie ze sfery - jakoś trzeba to wytłumaczyć.

Chętnie podejmętemat SF które uznajesz za bardziej ambitne, ale to już Ty musisz zacząć.

Tak patrze na plakat poniżej... Dziewiąte wrota. Oglądałem już jakiś czas temu w tv. W sumie skłaniam się do podpisu pod nim, bo właściwie o co tam chodzi? Tak żeby raz oglądnąć, nawet załapać sens, ale nie jest on jakoś szczególnie jak dla mnie jednolity. Natomiast ta aktorka Emmanuelle nadaje się na czarownice :-)

Tajemnica Syriusza też znam i też da się raz oglądnąć. Natomiast w sumie pytanie po co wklejać plakaty filmów które się odradza do oglądania?

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1542 dnia: Kwietnia 17, 2008, 02:06:58 am »
Cytuj
Strasznie nisko oceniasz jak dla mnie jeden z lepszych filmów kinowych ST.

O którym jeden z jego współtwórców, wspomniany Ronald Moore z przekąsam mówi popcorn movie...

Cytuj
Co do Q to dla mnie te istoty zawsze funkcjonowały jako swoiści bogowie, istoty w których naturze jest posiadać tak wielką władzę, niezależnie od techonologii.

Tego też w sumie nie wiemy. Roddenberry nigdy tego nie doprecyzował...

Cytuj
Natomiast co do jeszcze samego filmu to w sumie nie wiem czemu tak nisko go oceniłeś, a jestem ciekaw...

Bo jest filmem o niczym, w dodatku obfitującym w absurdy.

Cytuj
Jeśli zatem dobrze zrozumiałem problemem współczesnych SF jest to że nic nowego nie wnoszą. Ładniejsze dekoracje, czy efekty specjalne, natomiast żadnego nowego spojrzenia na przyszłość, a w niej ludzkość.

Tak, większość filmów/seriali SF pozostałą na poziomie hisoryjek, które już do "Astouding" w latach '40 niechętnie brali...

Cytuj
Co do Cylonów to ciekawe byłby gdybyśmy mogli zoabaczyć pojedynek w kośmosie między okrętami ludzi a okrętami Cylonów.

To by była SF co się zowie problemowa... :P

Cytuj
zakładając że większość załogi to te blaszane roboty siłą rzeczy inny jest układ pokładów, a zatem i całego statku.

Problem w tym, że nic takiego nie wiemy (a jest np. scena gdzie załogę statku stanowi cały tłum nagich Sharon...).

Cytuj
Ludzie nie chcieli i nie musieli zamienać się w maszyny.

Czyli zatrzymali się w miejscu...

Cytuj
Eksperymenty socjologiczne to jakieś tłumaczenie ale bardziej jak dla mnie ze sfery - jakoś trzeba to wytłumaczyć.

No i w tym problem. Nie tylko z nową "BSG"...

Cytuj
Chętnie podejmętemat SF które uznajesz za bardziej ambitne, ale to już Ty musisz zacząć.

Pisałem...

Cytuj
Dziewiąte wrota. Oglądałem już jakiś czas temu w tv. W sumie skłaniam się do podpisu pod nim, bo właściwie o co tam chodzi?

Co dziwne jest to ekranizacja b. przyzwoitego czytadła z pewną dozą ambicji...

Cytuj
Tajemnica Syriusza też znam i też da się raz oglądnąć.

Ja nie wydzierżyłem...

Cytuj
Natomiast w sumie pytanie po co wklejać plakaty filmów które się odradza do oglądania?

A tak... ;)

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1543 dnia: Kwietnia 21, 2008, 02:31:42 am »
W sobotę po raz kolejny mozna było obejrzeć "Cube II hipersześcian"

IMHO wtórna słabizna z kilkoma interesującymi F/X.

Dzisiaj zaś "Raport mniejszości"

Który już chwaliłem i zdania nie zmienię. (Choć miałem dziś przyjemniejsze zajęcia ;) niż oglądanie filmów SF.)

Jutro (o 21:00, na Polsacie) "Punisher"

Kolejna przyzwoita (i nic ponadto) ekranizacja komiksu.

oraz (o 22:00 w TVP1) "Mistrz i Małgorzata" - już drugi odcinek

Prawdę mówiąc b. przyzowita (choć nie fenomenalna) ekranizacja. Bardzo ciekaw jestem Waszego zdania o tym serialu (choć będzie to OT).

Zaś we wtorek (21:35, TVP2) "Gattaca"

Kolejny bardzo dobry film, który też już chwaliłem.

Poprawiło się :).

EDIT: cebulowy ;) felieton a'propos kina SF (i nie tylko).

Dobry jest zwłaszcza ten kawałek:
Cytuj
dziś liczy się scenografia. Zakłada się czytelnika - idiotę, który w najlepszym razie chce usłyszeć historię. Pomimo, że to jeszcze bardzo wysokie loty, po wszystkich "społecznych efektach" fantastyki bohaterskiej, nie ma śladu. Czytelnik nie musi nic wiedzieć o pierwszej prędkości kosmicznej. Dzieło ma jedno zadanie: sprzedać się. Po okresie spłaty kredytu może sobie oczywiście funkcjonować w społecznej świadomości, ale generalnie musi dać dochód we w miarę przewidywalnym okresie 1 roku. Trzeba trafić do jak najszerszego odbiorcy. Tylko czekać, jak powstanie fantazy dla gospodyń domowych. To jest naprawdę cudowny rynek, chłonie wszystko jak gąbka. Może powstanie SF dla gospodyń. Udało się bowiem rozwiązać nader poważny problem techniczny: brak wiedzy czytelnika. O ile kiedyś musiał on cokolwiek wiedzieć, dziś już umiemy także SF pisać dla kompletnego idioty. Zbudowano coś na kształt interfesju użytkownika w postaci tematów samograjów, pól ksi i tuneli czasoprzestrzennych, które załatwiają problem ignorancji.

    Byłbym skończonym łgarzem, gdybym twierdził, że stało się to dopiero teraz. Lem pisał o tym już wtedy, gdy byłem licealistą. Jednak w tych czasach nie wydawano wszystkich idiotyzmów, jakie napisali "wielcy" z tamtej strony zachodniej granicy. Nie było jednak tylu filmów SF. O ile "za moich czasów" powstawało ich bardzo niewiele i były raczej ukierunkowane na widza - konesera, to dziś wyskakują jak z maszyny i są dla tzw. odbiorcy masowego.

   To dzięki filmom, nie sposób dziś bronić gatunku. Szmira jest widoczna gołym okiem. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że chodzi tylko o efekty specjalne. Faceci, którzy obsługują komputery są ważniejsi o wszystkich, zwłaszcza od tego co pisze scenariusz. Mam wątpliwości, czy jeszcze ktoś taki w ogóle występuje. W filmach nie ma już żadnej historii. Nie ma baśni, ani bajki, to nędzne widowisko cyrkowe. W przerwach występują klowni, jedyna reguła. Zero kompozycji, nawet z punktu widzenia wszelkich nieliterackich sztuk.


    Nie wiem jak często pisarze SF pisali z "potrzeby serca". Zapewne byli tacy którzy robili to tylko dla pieniędzy i tacy, którzy chcieli ludziom coś powiedzieć albo opowiedzieć. Istotne jest, jacy byli czytelnicy. Ci, którzy chcą się czegoś dowiedzieć, są bardzo kłopotliwi. Aby pisać dla nich trzeba albo się nauczyć, albo wymyslić. Dopóki jednak pisarze zakładali, że czytają ich tacy ludzie, jakoś to szło. W Młodym Techniku pisali marzyciele dla marzycieli. Pewnie podobnie było w Problemach.

    Dziś mamy sytuację taką: wszyscy wiedzą, że chodzi o rozrywkę.

/.../

     Otóż, twarda sf. miała zazwyczaj wszystkie możliwe wady: łatwy dydaktyzm, schematyczność, traktowała czytelnika jak... fana. Takiego, co zdając sobie sprawę, że to kit, przyjmie go, bo kit jest fantastyczny, ewentualnie z braku laku.

     Szczerze mówiąc, pisząc te słowa myślę o całkiem konkretnych akapitach z najbardziej konkretnych "dzieł". Tym niemniej, związek z nauką wymuszał pewien poziom. Dopóki nie zaczęto drukować wszystkiego, co było o rakietach i na obcej planecie, utwory musiały mieć przynajmniej jakiś pomysł. Zmuszał on do znajomości pewnej dziedziny wiedzy: do niekłamanej znajomości.

    Nabywanie wiedzy jest przykre. Dosyć niezawodna, choć archaiczna technologia przewiduje beczkę z rózgami. Bez wątpienia jej zasadą jest sposób na robienie przykrości poddawanemu procesowi uczenia. Nawet samodzielne zdobywanie wiedzy jest zazwyczaj związane z przeżywaniem chwil, w których człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że jest głupi, co na ogół nie jest przyjemne.

    Komercyjna, czyli zawodowa sf z nauką musiała czym prędzej zerwać: nie sposób skutecznie zdobywać klienta przez przypominanie mu, że jest niedouczony i powinien z owej beczki z rózgami skorzystać.

    Dobrym pomysłem okazała się dekoracja. Widać i słychać, jakby było naukowe, ale nauki ni czorta. Na wszelkie domysły, kombinowania zakładamy plombę z licencja poetica i koniec. Od tej pory mądry i głupi czytając sf ma takie same szanse.
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 21, 2008, 06:58:20 pm wysłana przez Q »

WIST

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1544 dnia: Kwietnia 22, 2008, 03:28:19 am »
Możesz mnie ukrzyżować wespół z Ronaldem Moorem ale mi ST First Contact się podobał :-) Tak naprawde to dobra zabawa dla fanów aby wytłumaczyć wszelkie sprzeczności tak aby jednak to jakoś pozornie pasowało do siebie. Star Trek chyba się już naprawde wypalił i jedynie co to czekamy na najnowysz kinowy który już jest w produkcji. Ale jak widać wykorzysta on stare pomysły, bo zostanie umiejscowiony w środku znanej nam chronologii tego świata przyszłości.

Jak dla mnie Q to już zbyt duża fantastyka, które nie mało we wcześnijeszych seriach.

Co do statków Cylonów, właśnie nasza skromna wiedza nie uprawnia nikogo do żadnych twierdzeń. Także dopóki nie zobaczymy jak taki statek się rozpada to cieżko ocenić na ile jest on technicznie zaawansowany bardziej od tych ziemskich, tych nowocześnijesych od Galactici, które już nie istnieją :-) Rzecz w tym że maszyna sama w sobie przewyższa człwowieka i tutaj nie potrzeba wielkich technologii. Zwykłe ramię robota jest poprostu silniejsze, a komputer szybszy w obliczeniach, broń celniejsza. Znajomośc systemów obrony, zaskoczenie itd. to elementy które sprawiły że Cyloni spokojnie mogli zwyciężyć, a to czy ludzie są technicznie za nimi 1 rok, czy 100 lat to już tylko dodatek.
Sami ludzie nie koniecznie musieli zatrzymac się w miejscu. Dlaczego wyznacznikiem postępu ma być zamienienie się w robota? Może uznano że skoro wojna się skończyła nie ma co rozwijać technologii, a jednak coś tam rozwijali, choćby te noweo myśliwce, których plany pewnie zostały wykradzine przez Cylonów, przez co mogli je unieruchomić. Lub to czemu Adam się sprzeciwł czyli instalacji na pokłdzie okrętu lepszych komputerów, jako uprzedzony do sztucznej inteligencji która przejmuje kontrolę. Rzecz w tym że technologie mogły byc na papierze, ale nie wprowadzone w pełni.

Niestety Mistrza i Małgorzaty nie oglądąłem zatem nie mogę się wypowiedzieć...