Czytam i czytam, a im bardziej czytam, tym bardziej myślę sobie, że kolega "oświecony" uprawia najzwyklejszą (acz wyjątkową w formie) prowokację i sobie żarty stroi.
Inne wytłumaczenia są tak straszne, bądź nieuprzejme, że lepiej w ogóle nie zakładać, iż mogą one istnieć.