A najlepsze jest to, że jednoznaczna definicja planety tak na dobrą sprawę w ogóle nie istnieje. Bo czy można sklasyfikować cokolwiek, jeśli znane jest tylko dziewięć egzemplarzy tego czegoś? Raczej nie, a do niedawna tyle właśnie znano planet. I tym samym sprawa była prosta- planeta to Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun lub Pluton. I kropka. Innej definicji nie wymyślono, bo i nie było po co. A teraz przyszły nowe odkrycia, i wszystko się pogmatwało. Jak napisano w artykule, encykloedia podaje: "planeta to obiekt krążący wokół Słońca o średnicy co najmniej 1000 km"- też mi precyzyjna definicja. Czy gdyby obiekt taki krążył wokół Syriusza, to nie byłby planetą? Ta nieścisłość doskonale pokazuje, jak prowizoryczny ma ona charakter. Międzynarodowa Unia Astronomiczna powinna coś z tym zrobić, bo może się zaraz okazać, że 150 obiektów w systemie słonecznym pasuje do powyższego opisu, i dopiero narobi się zamieszanie.