4
« dnia: Stycznia 14, 2011, 11:27:53 pm »
Czytam sporo książek – z pewnością więcej niż przeciętny Polak. Osoby zainteresowane jakąś ciekawą lekturą często się mnie o nią pytają, ja – jeśli czytałem – opowiadam, jeśli trzeba to gorąco zachęcam. Mówię znajomym, co jest w danej pozycji takiego ciekawego, że warto po nią sięgnąć. Ale gdy ktoś pyta się mnie o „Solaris”, a właściwie o czym ta książka jest, odpowiadam: „Nie wiem. Ale musisz przeczytać”.
Zrozumie mnie każdy, kto tę książkę już przeczytał - „Solaris” jednocześnie jest o wszystkim i o niczym. Jest książką ciężką, przypomina czasami wręcz bełkot pijanego, a w swojej treści zawiera taki zasób przemyśleń i spostrzeżeń, jakiego próżno szukać w niektórych publikacjach filozoficznych. Nie ma czemu się dziwić – sam Stanisław Lem kiedyś powiedział, że książki „Solaris” do końca nie pojmuje. Jak więc czytelnik ma odnaleźć się w tej plątaninie myśli jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy XX wieku?
Jest to trudne, lecz nie niewykonalne. Ja sam się zdziwiłem, że pomimo braku zacięcia do tak poważnych dyskusji wyłapałem sporo rzeczy podczas lektury. W porę bowiem zrozumiałem, że „Solarisie” nie chodzi o to, żeby podążać za głównym wątkiem fabularnym, który – powiedzmy sobie szczerze – do najlepszych nie należy i chyba sam autor zdawał sobie z tego sprawę. Nie chodzi w tej książce jednak o perypetie głównych bohaterów, lecz o tło. Losy Kevina, Snauta i Sartoriusa na planecie Solaris, która jest jednym wielkim oceanem bliżej nieokreślonej mazi, to w zasadzie mało ważne epizody, poza oczywistym faktem, że jako jedyni muszą zmagać się z niejasnymi oddziaływaniami oceanu. Kevin poszukuje kontaktu z tym dziwnym tworem, lecz wszelkie jego działania idą na marne – ten aspekt jest dla mnie jawną krytyką współczesnej nauki, która za wszelką cenę stara się przegonić naturę i w ramach różnorakich poświęceń odnaleźć odpowiedzi na dręczące ludzkość pytania.
Ogrom stronic w książce zajmują wielorakie rozważania głównego bohatera, który dla czytelnika staje się niejakim myślicielem, starcem wygłaszającym teorie i hipotezy dotyczące świata, ludzkości, a nawet boskiej potęgi. Tak, nawet i tutaj Lem wtrąca piękne porównanie Boga do tego ogromnego, milczącego oceanu, z którym człowiek szuka kontaktu. Szuka jakiegoś znaku, lecz nie dostaje jednoznacznej odpowiedzi. Takie smaczki odkrywa się z uśmiechem na ustach i w pełni można się w nich zatracić, podziwiając elokwencję i siłę umysłową autora. Wątpliwości, które Lem podsuwa czytelnikowi (Bóg-dziecko, bawiący się swoimi zabawkami) sprawiają, że „Solaris” czyta się powoli i często wpada się w refleksję; nie da się tej książki przeczytać szybko, za jednym zamachem; ba – nie powinno się tego robić! „Solaris” trzeba dawkować sobie po kilka stron dziennie, aby delektować się każdą myślą, każdą hipotezą.
Ciężko znaleźć w tej książce „złoty środek”, punkt odniesienia. Wiedzą o tym najlepiej osoby, które starały się „Solaris” zekranizować – zarówno Andriej Tarkowski, jak i Steven Soderbergh zaliczyli wpadkę przy własnych adaptacjach tej książki. W jednym filmie reżyser skupił się na uczuciu Kevina do pewnej kobiety, przez co nakręcił raczej romans niż science-fiction. Natomiast drugi film to już mocno zamerykanizowana ekranizacja oparta na pięknej buzi George'a Clooney'a, paru patetycznych formułach i poza tym - nic więcej. Wszystkie głębsze myśli filozoficzne i społeczne zostały wyzute z fabuły. Od lat uważam, że są pewne książki których nie da się i nie można zekranizować, a „Solaris” jest na szczycie tej listy.
„Solaris” jest odważnym traktatem filozoficznym i społecznym o wielkich walorach intelektualnych. Jest negacją nauki, negacją szczęśliwego, spokojnego życia i świata, jest negacją dobroci działań Bożych, jest nawet negacją nie lubianego przez Stanisława Lema, a wytworzonego przez Amerykanów obrazu istoty pozaziemskiej – ocean ani nie przypomina wyglądem człowieka, ani też nie włada perfekcyjnym angielskim. „Solaris jest książką trudną i ciężką” – mówię zainteresowanym osobom, proszących mnie o polecenie tej książki. Ale uważam też, że każdy szanujący się czytelnik powinien mieć ją na swojej półce.