Mi o zaćmieniu przypomniał w ostatniej chwili,
via GG startrekowy współforumowicz. Faktycznie, przez okno było wówczas widać, że niebo jest ciemniejsze. Wylazłem więc przed dom, okazało się, że Słońce zasłaniają cokolwiek drzewa i okoliczne budynki, ale skojarzyłem, że powinienem mieć dobry widok z położonej na samym szczycie mojego domu kuchni (oglądałem z niej też zaćmienia Księżyca i - te dwa razy gdy nie spędzałem Sylwestra balując - noworoczne sztuczne ognie). Pognałem do kuchni jak głupi i z rozpędu popatrzyłem na Słońce gołym okiem (a nawet gorzej, tak się - już patrząc - uparłem, że jednak się na to Słońce pogapię, że choć mnie raziło wpatrywałem się tak w nie relatywnie długi kawałek czasu). Tyle moich obserwacji, bo zanim oczy wróciły mi do normy, zaćmienie zaczęło się kończyć (tzn. nie chodzi mi o to, że zaćmienie całkiem się skończyło, bo - wiadomo - że jeszcze potrwało, a o to, że skończyła się kulminacja; zaćmienie znikomego ułamka słonecznej tarczy to już nie to).
Powinienem był się zawczasu przygotować jak
maziek, który - widzę - zdjęcia nawet porobił
.