Ja też po raz pierwszy czytałem w tej kolejności (bo i tak się ukazywały w Polsce), ale teraz szedłem już wedle wydania zbiorowego. I tylko się dziwiłem, że tak niewiele mi się w głowie odtwarza - a Wydziedziczonych i Lewą rękę przed laty przerobiłem co najmniej dwukrotnie. Z Miasta nie zostało mi dosłownie nic, więc i odkrywanie było od nowa.
A czytać Ursulę bezwzględnie warto - i skoro sprzedają się te cegły Prószyńskiego, to chyba ktoś i dzisiaj po nią sięga. Sam zresztą kupuję większość, w tym i rzeczy, których wcześniej nie znałem.
Ogromnie mi przypadł do gustu zbiorek Wracać wciąż do domu, pomimo że skompletowany bez mocnego klucza.
Trylogia Zachodniego Brzegu - może i twórczość w zamierzeniu "młodzieżowa", ale ja już chyba dorosłem do tego, żeby takiej nie lekceważyć. Odpłaca z nawiązką.
Dzieło tytułowe - potęga wizji, unikat w literaturze światotwórczej. Rozważając na spokojnie, to może to być największe osiągnięcie Le Guin, nawet jeżeli w lekturze poddaje się bodaj najtrudniej. Za to wyjątkowo wdzięczna do wybiórczego powracania.
Międzylądowania - okruchy wyobraźni, trochę jak z Borgesa. Nierówne, niektóre chybione, ale mimo wszystko imponujące.