Wszystko uklada sie naturalnie, nie dzieje Rachel 
Niestety nie wszystko. Postęp i rozproszenie narzędzi technologicznych nie jest naturalne, a sterowane odgórnie przez wytwarzających sztuczne zapotrzebowanie producentów. Obserwujemy to np. w przemyśle rozrywkowym (gdzie moc obliczeniowa komputerów jest w 80% przypadków nadmiarowa, jeśli ktoś nie gra w gry), lub w komunikacyjnym czy bankowości.
I tak do tematu.
1. Czy to cos zlego ze korzystamy z technologii?
To zależy. Są argumenty za i przeciw.
2. Czy aby napewno jestesmy tak zmuszeni i ograniczeni przez technologie? Czy ktos moglby podac jakikolwiek przyklad?
Setki.
Zaczniemy od sedna. Na przykład to, że pisujemy tu na poniższym forum dyskusyjnym, pozwala na wyekstrahowanie logicznej płaszczyzny naszych kontaktów z całej sfery kontaktów międzyosobowych. A zatem twierdzę, że gdybyśmy spotykali się osobiście i dyskutowali, to rozmowy byłyby bardziej rozwojowe - dawałyby możliwość doskonalenia taktu i ogłady, usuwałyby nieśmiałość i uczyły jasnego formułowania zwrótów, a także szybkiego i sprawnego argumentowania, a także dawałyby poczucie realnej wspólnoty. Podczas gdy wariant wirtualny daje poczucie wspólnoty wirtualnej. Pociąga to bagatelizację samego faktu spotkania się z kimś - bo czy my się tu naprawdę spotykamy? Bynajmniej. Wymieniana informacja staje się istotą rozmowy, bowiem niczego innego nie można przekazać. Zatem w toku działania wirtualnej dyskusji dokonujemy niepowstrzymanego gromadzenia informacji, w dużej mierze nadmiarowej - a po co nam informacja? A po to, aby używać jej w życiu, aby dzielić się nią i stosować w prawdziwym życiu. Ale my tego także nie robimy. Nabytą wirtualnie informację stosujemy wirtualnie. I tak - pewna część naszego życia wirtualizuje się. Część naszych sukcesów staje się niematerialna. Nie możemy się nią nikomu pochwalić, bo nikt tego nie rozumie, chyba że jest taki jak my - częściowo zwirtualizowany.
Inny przykład - telefonia komórkowa. Jej domyślne zasosowanie biznesowe zostało rozszerzone - nawet najbłahsze sprawy (kupno rzodkiewek, etc.) są teraz omawiane za pomocą transporderów GSM... a w krótce pewnie UTMS. Czyni to wielu ludzi mniej samodzielnymi, bowiem nie umieją działać na własną rękę, czując się zobowiązanymi do skonsultowania się z innymi przy pomocy nowoczesnej technologii.
Z kolei słowo pisane przybiera z powodu smsów obrzydliwą, skarlałą i zubożałą formę . To jest jeszcze zrozumiałe - nie trzeba krasomówstwa tam, gdzie informacja ma być krótka. Jednakże sms'y zyskują też inną rolę - na przykład ludzie używają ich do pochopnego obrzucania się zupełnie nieprzemyślanymi bzdurami, zaś możliwość podjęcia dialogu z innym człowiekiem bez konieczności słyszenia jego głosu powoduje, że niektórzy posuwają się do rzeczy tak śmiałych, że potem sami się nie rozpoznają.
3. Nawet jesli jestesmy zmuszeni to czy po pierwsze - tego nie chcemy, po drugie - naprawde to nam szkodzi i w jaki sposob? (przyklad)
Dziwi mnie, że nie potrafisz sam wymyśleć sobie przykładów, choć to takie proste.
Nadmienię tu: zwróć uwagę, że Bańka (ten od euryfroniki) zwraca uwagę na spustoszenie psychiczo/emocjonalne, a o ile Cię znam to wątpię czy to Cię przekonuje. Mam nadzieję że opisałem to conieco w powyższych przykładach. Jeśli chodzi o straty materialne, to można na przykład wspomnieć o pnishingu czy jak to się tam piszę - wyłudzaniu pieniędzy od naiwnych właścicieli kont internetowych; niszczycielskim wpływie fal radiowych na mózg itp.
Z kolei co do niszczycielskiego wpływu zmiany ludzkiem mentalności na ekologię ludzkości, jest to trudne zagadnienie, ale sądzę że wpływ można udowodnić. Otóż technokracja wiąże się z tym, że ludzie zaczynają cenić krótkoterminowe inwestycje przynoszące materialne korzyści. Ekologia nie jest dziedziną ani dającą szybkie zwroty, ani intratną. A do uwierzenia w jej ważność potrzeba nie tylko dużej wiedzy, ale także świadomości, że nie wszystko można odnowić, a człowiek nie jest wcale panem ekosystemu - a taką świadomość dawałaby mu rola wszechkonstrukora.
I tak bardziej do posta Deckarda: ok, i co w tym zlego? 
Czy nie jest tak ze takie podejscie wyplywa z naturalnej niecheci do zmian?
To takie nielemowe... 
Bynajmniej. Wynika ze zdrowego rozsądku. Twoje stanowisko, jak od roku można obserwować, to zdaje się naturalna niechęć do jakiegokolwiek konserwatyzmu; ale postęp w imię samego postępu jest próżnym i bezsensownym aktem. Dziwi mnie że człowiek na twoim poziomie intelektualnym nie docenia tej oczywistości i nie przykłada do niej wagi.
Postępujące wypaczenia emocjonalne są niezaprzeczalnym faktem. Jeśli ktoś tego nie widzi, to może po prostu dlatego, że nie wie, co traci.