Nie robić nic i zobaczyć jak będzie? No to jest jednak dosyć miałkie podejście, bo opcje do wyboru to nie "jest dobrze, jak jest teraz" vs. "wszelkie pomysły UE będą gorsze". Trzymając się Twoich przykładów - emisja spalin czy smog w miastach to są fakty - więc wcale dobrze nie jest. Stąd też pomysły (lepsze i gorsze - np. ślepe potępianie silników dieselowskich czy elektrowni atomowych). Nie rozumiem też tej perspektywy (tzn. rozumiem, ale uważam za błędną), w której pisze się o Unii per "oni". Jacy oni? Jesteśmy w Unii, więc: my. I niespecjalnie można to przeczekać - jeżeli gdzieś mieszkasz, to podejmujesz decyzję, skąd brać energię; jeżeli się przemieszczasz, to podejmujesz decyzję, jakim środkiem transportu; jeżeli jesz lub się ubierasz, to podejmujesz decyzję co i skąd; etc. Unia oczywiście próbuje tworzyć bodźce, które będą popychać ludzi do takich a nie innych decyzji, ale jeżeli zgadzamy się co do istnienia problemów, to możemy dyskutować o możliwych rozwiązaniach, a nie podchodzić na zasadzie "Unia źle, ale żadnej konstruktywnej alternatywy nie potrafię wymyślić". Czy wręcz twierdzić, że problemu nie ma.
A "Fit for 55" jeżeli atakować, to z głową, a nie obrażając się na Unię. Z naszego punktu widzenia zakwestionowałbym punkt odniesienia dla owej redukcji emisji o minimum 55% - rok 1990, do którego porównujemy, był rokiem, w którym nastąpiło wyraźne tąpnięcie emisji CO2 w PL w porównaniu z latami osiemdziesiątymi. Innymi słowy, zaproponowane wyliczenie jest dla nas bardzo niekorzystne - gdyby przyjąć inną formułę (np. właśnie średnią z N lat), to by się okazało, że "na dzień dobry" mamy o jakieś ~15% mniej do redukowania. Ale nie będę eurosceptykom podpowiadał...