to właśnie jak z komorami deprywacyjnymi
Też mi się przypomniały, tylko zapomniałem nazwy.
Ile tam ludzie wytrzymywali - kilka godzin?
Chyba zależy od rodzaju komory - czy basenówka czy pomieszczenie wyciszone i wyciemnione - takie poza poczuciem czasu, ale z możliwością ruchu.
Ciekawe, że takie komory maja skrajne zastosowania: od nakłaniania więźniów do zeznań, do uzdrawiania zestresowanych jednostek, przez obniżanie spożycia alkoholu. Podobno to spożycie po sesyjkach spada o ponad 50%. I taki stan utrzymuje się od 3-6 miesięcy. Jeszcze inni kontaktują się tam z bogiem - ot, taki telegraf;) Uniwersalne jak vegeta;)
http://en.wikipedia.org/wiki/Sensory_deprivationczy wieczne trwanie w cielesnej formie (ze świadomością, duszą - zwał, jak zwał ) - czyli w znanej postaci - jest mniej koszmarne?
Noależeco?
Abstrahując od faktu, że potrzebnych tutaj mnóstwo założeń i przeróbek - w nośniku;)
Poza tym - w takim układzie - można pomyśleć o przemieszczeniu w prądy golemowe:)
Chyba niezbyt... Nie sądzę, by taka dusza:
Napisałam to w kontekście Twoich "wynurzeń" owej duszy - gdyby była zdolna do tego, mogłaby też się rozwijać i może przemieszczać na inne nośniki, by jej nie brakło pamięci - czego Decantor się obawiał. A
taka dusza...pewnie nie może:)
A'propos zamrożenia... A może ta dusza wcale nie cierpiała, tylko miast postrzegać czas zawieszona była w jakimś wiekuistym Teraz, jak jacy medytujący? Taka zatrzymana w kadrze?
Musiałbyś zapytać;) Ale Decorcoran mówi wprost - co niby stworzył:
Niech pan sobie wyobrazi, że z tą sekundą przestaje pan otrzymywać jakiekolwiek wieści z zewnątrz, jak gdyby pana mózg został wyosobniony z ciała, lecz istnieje nadal, w pełni żywotnych sił. Stanie się pan, oczywista, ślepy i głuchy, w pewnym sensie także sparaliżowany, ponieważ nie będzie pan miał już do swojej dyspozycji ciała, wszelako zachowa pan w pełni wzrok wewnętrzny, to znaczy — jasność rozumu, polot myśli, będzie pan mógł swobodnie dumać, rozwijać wyobraźnię, kształtować ją, przeżywać nadzieje, smutki, radości, pochodzące z przemieniania się ulotnych stanów duchowych — a więc dokładnie to właśnie dane jest tej duszy, którą kładę na pańskim biurku...Czyli nie jest zatrzymana w tym sensie - zdaje sobie sprawę, że nie jest zatrymana, a skazana na wieczne trwanie. Tylko nie wiem co niby miałoby napędzać tę wyobraźnię?
Coś mi się widzi, że Decantor wynalazł jednak perpetuum mobile
Noproszsz...i kto to mówi? To już Ci tak ładnie nie pachnie ten transhum? Jeszcze nie tak dawno - np. w wątku o Wizji lokalnej - broniłeś go przede mną:) I pamiętam - tylko nie wiem gdzie - że napisałeś, iż zrezygnowałbyś z ludzkiego bytowania - a to oznacza przestrojenie paru parametrów:)
I nadal bronię, tyle, że zagrożenia widzę. Z drugiej jednak strony wszelki postęp niesie za sobą plusy dodatnie i plusy ujemne, a jednak - jak Męber napisał:
Jednak w cywilizacyjnym bilansie ludzkości zycięża dobro i prawda, a nie zło i fałsz.
Być może to powierzchnia, a gdyby zajrzeć głębiej, zastanowić się nad motywami, podszyciem itp. - wtedy wcale to tak jednoznacznie nie wygląda. Mam podobne wątpliwości do tych, o których napisał
maziek.
If...Twój cytat z
Aristoi jest o czymś innym - gdyby ta dusza mogła się kontaktować - miałby inne możliwości (o czym pisałam wyżej) egzystencji - żyłaby w jakiejś społeczności, to byłoby to inne opowiadanie, z innymi problemami.
ps. Przyszło mi na myśl pytanie jedno jeszcze: może ci Indioci na płytki przerobieni jako takie uwięzione w płytkach duszyczki skończyli?
Odpowiem Ci cytatem:
A nie sądzisz, że szczyt - to właśnie kamienie połączone w zorganizowane społeczeństwo? Wielka Operacja i Maszyna Dobroczyńcy.Zamiatin.1921.
W każdym razie mógł raczej zarządać dorobienia ciała, a przynajmniej zmysłów tej biedaczce i się następnie jej spytać, co myśli o swoim stanie. A może jej sie podobało?
Decantor sam to proponuje - że może dorobić sztuczne zmysły tej duszy (nie byłaby ona wtedy wieczną). Ale po co?
By widziała...rozpad galaktyk...gaśnięcie gwiazd w czarnej nieskończoności?Tutaj chodzi o sam efekt uzyskania nieśmiertelnego wymiaru - że kiepsko wyszło? To się zgadzam:)
Chyba jest to paszkwil na duszę w zamyśle, ale moim zdaniem Lem zrównał duszę w sensie "religijnym" (czyli nie wiadomo jakim, ale w końcu każdy ma jakąś duszę) ze świadomością zwyczajną po prostu - i nie tłumaczy ani chwili, dlaczego takie zrównanie jest uprawnione.
Tłumaczy:
Czym jest nasza świadomość? Kiedy pan patrzy na mnie, w tej oto chwili, ze swego wygodnego fotela, i czuje pan zapach dobrego cygara, którym nie uznał pan za wskazane mnie
poczęstować, kiedy widzi pan moją postać w świetle tej egzotycznej lampy, kiedy zarazem waha się pan między uznaniem mnie za oszusta, wariata i człowieka niezwykłego, kiedy
wreszcie oczy pana chwytają wszystkie blaski i cienie otoczenia, a nerwy i mięśnie posyłają bezustannie pilne depesze o swym stanie do mózgu — to wszystko razem stanowi
właśnie pana duszę, mówiąc językiem teologów. My z panem powiedzielibyśmy raczej, że jest to aktywny stan pańskiego umysłu. Tak, przyznaję, że używam nazwy „dusza” przez
pewną przekorę, choć ważniejsze jest to, że nazwa ta, tak prosta, cieszy się powszechnym zrozumieniem, albo, powiedzmy ściślej: każdy człowiek sądzi, że wie, o co chodzi, kiedy ją słyszy.Ten nasz materialistyczny punkt widzenia czyni, ma się rozumieć, fikcją istnienie nie tylko duszy nieśmiertelnej, bezcielesnej, ale zarazem i takiej, która nie byłaby tylko chwilowym stanem pana żywej osoby, ale pewną treścią niezmienną, ponadczasową i wieczną — takiej duszy, pan się zgodzi ze mną, nie było nigdy, żaden z nas jej nie posiada. Dusza młodzieńca i dusza starca, choć zachowuje rysy identyczności, gdy mowa o tym samym człowieku, a dalej: dusza, z czasu, gdy był on dzieckiem, i z chwili, kiedy, schorowany śmiertelnie, stoi przed agonią — to stany świadomości nadzwyczaj różne. Ilekroć jednak mówi się o czyjejś duszy, ma się, odruchowo, na myśli psychiczny stan tego człowieka w pełni dojrzałego, cieszącego się najlepszym zdrowiem — zrozumiałe więc, że ten stan wybrałem dla mego celu, i moja syntetyczna dusza jest utrwalonym raz na zawsze przekrojem aktualnej teraźniejszości normalnego, pełnego sił osobnika. Zgadzam się, że duszny paszkwil. Także na człecze marzenia/wiarę w nieśmiertelność jakiejkolwiek ludzkiej cząstki.