Q, coś kombinujesz... albo nieuważnie tego Prousta czytałeś...
Dlaczego?
"Sodoma i Gomora", poza swym teoretycznie głównym, homoerotycznym wątkiem jest też doskonałą subtelną satyrą na snobizmy wszelkich odcieni, doskonałym obrazem zakłamanego "życia salonowego" (owszem mamy to we wszystkich tomach, ale w tym przedstawione jest to IMHO najostrzej, najplastyczniej...), którego to życia salonowego byłem za młodszych lat koneserem, smakujac snobizm z perwersyjną rozkoszą...
Zasię baron Charlus, który tu, z racji swych upodobań, wysuwa się na plan pierwszy, był zawsze moim ulubionym z proustowych bohaterów... (Po prostu jest najciekawszy, bo najbardziej skomplikowany...)
Niemniej wykorzystując standardowe schematy romasidła czy innego opowiadania erotycznego czy tam science fiction jesteś w stanie wygenerować kilka takich potworków na godzinę (należy podejrzewać, że ktoś skonstruował już nawet programy, które to właśnie robią).
Krążyły już takie plotki o słynnych harlequinach...
Czyli ogólnie literatura bardziej wartościowa to wg Ciebie ta mniej odtwórcza?
Muszę przyznać, że dla mnie też...
nie dojdziemy raczej do ultymatywnej definicji wartościowej literatury, zwłaszcza, że ciężko o jakąkolwiek arbitralną metodę pomiaru (choćby i oryginalności). Niemniej pewne prawidła (idee) możemy wskazać...
100% racji (przynajmiej IMHO).
Nie no ja jestem spalony na starcie bo ogólnie nie uznaję słowa "wartościowy" w sensie obiektywnym /.../ Osobiście wole podejście "wartościowy" = "wartościowy dla mnie osobiście".
No bo Ty skrajny nihilista i postmodernista jesteś
.
Lubie krwiste kawałaki (jeśli są na prawdę krwiste) kowbojskiej s-f
Zanim doczytałem do końca, myślałem, ze chodzi o Mastertona
"Wartościowy" to ma troche takie zabarwienie "powinien byc udany ale mu nie wyszło" .
No, nie do końca... Wszystkie arcydzieła literackie uchodzą
ex definitioone za wartościowe...
EDIT:
Skoro o wartościwości literatury mowa. Nie odmawiajac wartości wszystkim wielkim pisarzom czasów minionych i obecnych, muszę zgodzić się z sądem GOLEMa XIV, który twierdził, że nawet najbardziej skomplikowane ludzkie dramaty dają się przełożyć na proste i powtarzalne algorytmy... Pewnie dlatego wolę w sumie SF, która mówi mi o rzeczach nowych i obcych, od literatury tzw. głównonurtowej, która nieraz w sposób doskonały i zaskakujący artyzmem, mówi w sumie o rzeczach które i tak znam z autopsji, lub ze słyszenia... Lub też bez trudu byłbym w stanie sobie wyobrazić...
Cenię kunsztowna formę, ale istotniejsza jest dla mnie treść... Najwyżej zaś cenię te dzieła, które skłaniają mnie do filozoficznej zadumy... Właśnie dlatego Lem był "od zawsze" moim ulubionym pisarzem...