Napatoczyłem się wczoraj ponownie
* na pracę
"Nie być Indiotą. O „Dziennikach gwiazdowych” Stanisława Lema" doktora Wołka, której zaistnieniu (a zwł. okolicznościom tegoż) zawdzięczam miłe poczucie dorzucenia drobnej cegiełki do Lemologicznego Gmachu. Przeczytałem więc ją sobie (po raz trzeci w życiu bodaj). Jednak kiedy już napasłem oczy i ego
, zdziwiłem się
"trochę" wnioskami nt. "Korzenia" jakie tam padają tonem pewności, nie - nieśmiało rzuconej hipotezy. Bowiem... Raz - jak już zauważyła
olka, gdy była o tej pracy mowa:
Jasne, że Lem mógł znać rosyjski oryginał.
Dwa - nie wydaje mi się by z samego faktu zabaw językowych dało się wyciągać wnioski o inspiracji (i to jeszcze na tyle wiążące, by miały służyć datowaniu). W końcu:
zabawa w nazwiska to Sałtyk, Witkacy i...Joyce.
(I nie tylko, i nie tylko,
przytaczałem kiedyś pewne nazwiska z parodii "Trędowatej" pióra Magdaleny Samozwaniec.) Nadto - podążanie myśli różnych twórców równoległymi - nawet b. równoległymi - ścieżkami nie jest niespotykane (
vide "Wyprawa profesora Tarantogi" i "Star Trek"). Wreszcie... w uszach Polaka wszystkie takie zabawy w języku rosyjskim będą brzmieć podobnie
(zaś
"Dementij" jest imieniem
realnie występującym, trudno więc na podstawie jego obecności - nawet w zbliżonej, a wynikłej z budzonych skojarzeń, funkcji - w dwu tekstach wysnuwać jakieś konkluzje na ich temat; nawiasem: Demonowi z "Ady" też było Dementij).
A już rojtowe wznoszenie konstrukcji na wołkowej hipotezie... Dom na lotnych piaskach...
W każdym... przy tak luźnym stosunku do faktów w obecnej humanistyce przestaję się dziwić, że ktoś wydał nawet kaganowe wypociny jako
pracę naukową. Nie żebym zrównywał sympatycznego doktora W. (którego serdecznie pozdrawiam, jeśli nas czyta) z L.K.
* Pod innym linkiem:
https://www.researchgate.net/publication/334960633_Nie_byc_Indiota_O_Dziennikach_gwiazdowych_Stanislawa_Lema