Właśnie przeczytałam...nieszczęścia (może szczęścia - who tam knows) w parach...głosem jego - wiadomo, ale tutaj bezgłośnie - we fragmencie - z Live in Boston:
https://www.youtube.com/watch?v=3XzHotB5-To&list=PL74CF9F9047EAABC8
Taa, dlatego może kiedyś mówili - parki (choć trzy).
Cóż dodać, mam ich dwie płyty nagrane jeszcze z rozpędu, już bez głosu (tego). Nie są złe, są dobre, ale zginęły, poległy. Nawet w dyskografii nie zawsze wymieniane. Podzielili, czy raczej, antycypowali los Królowej. Nazbyt charyzmatyczny lider. Czasem to dobrze, ale czasem źle. Z tej perspektywy, ukłon dla L.Z. Potrafili zwinąć flagę, choć nie musieli.
I coby tu, może to. Jest jeszcze głos - ten, ale jakby inny. I też nieco pośmiertny.
Albinoniego przez to odkryłem.
Jim Morrison An American Prayer extendedI takie Towarzystwo P. nieco nam wychodzi.
Beth Hart & Joe Bonamassa Strange FruitŁadne, tylko trochę martwię się kowerowaniem. Za dużo.
Becia zasługuje na własne, podobnie dobre utwory.
A Mari Stanko do posłuchania jeszcze...może wieczorem? Jest późnowiosennie-letnio. Jak na obrazku.
To God bye...