Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 724 725 [726] 727 728 ... 1090
10876
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Marca 01, 2013, 09:50:27 am »
Czytał....

"Bonny przypomniała sobie najważniejsze wydarzenie dzisiejszego dnia, które całkiem wyleciało jej z głowy. Podeszła do stojącego w living roomie telewizora i włączyła go. Ciekawe, czy już wystartowali? – pomyślała, spoglądając na zegarek. Nie, jeszcze pół godziny. Ekran rozjaśnił się i jak należało się spodziewać, pokazał stojącą obok wieży rakietę, ludzi z obsługi, wozy techniczne, sprzęt. Rakieta niezaprzeczalnie stała ciągle na ziemi i najprawdopodobniej Walter Dangerfield i jego żona w ogóle nie weszli jeszcze na pokład.
Pierwsza para ludzi, która ma się osiedlić na Marsie, pomyślała, zastanawiając się jednocześnie, jak w tej chwili może się czuć Lydia Dangerfield, wysoka blondynka, której szansę dotarcia na Marsa obliczono tylko na sześćdziesiąt procent. Co z tego, że czekają na nich obszerne pomieszczenia mieszkalne, wspaniałe budowle i wyposażenie, jeżeli mogą się po drodze spalić? Tak czy inaczej to przedsięwzięcie powinno zrobić wrażenie na krajach Bloku Wschodniego, którym nie udało się utrzymać kolonii na Księżycu. Wysłani tam Rosjanie najzwyczajniej w świecie udusili się lub zmarli z głodu – jak było naprawdę, nikt dokładnie nie wiedział. W każdym razie kolonia przestała istnieć. Zniknęła tak samo, jak ją stworzono – w tajemniczy sposób.
Powstały w NASA pomysł wysłania na Marsa tylko dwojga ludzi, mężczyzny i jego żony, napełniał ją przerażeniem: czuła instynktownie, że agencja naraża przedsięwzięcie na niepowodzenie, bo źle skalkulowała szansę. Powinni wysłać kilku ludzi z Nowego Jorku i kilku z Kalifornii, pomyślała, patrząc, jak obsługa sprawdza rakietę ostatni raz przed startem. Jak to się nazywa? Asekuracja? Tak czy owak nie należało wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka... a jednak NASA zawsze postępowała według tego samego schematu: za każdym razem tylko jeden kosmonauta, od samego początku otaczany wielkim rozgłosem. Kiedy w 1967 roku Henry Chancellor spalił się na węgiel na platformie kosmicznej, cały świat oglądał go w telewizji – oniemiały z przerażenia, to prawda – ale jednak dopuszczono do tego, by ludzie mogli coś takiego zobaczyć. Reakcja opinii publicznej opóźniła wtedy program badań kosmicznych Zachodu o pięć lat.
– Jak państwo widzicie – powiedział sprawozdawca sieci NBC melodyjnym, lecz zdecydowanym głosem – trwają właśnie ostatnie przygotowania. W każdej chwili możemy się spodziewać przybycia państwa Dangerfieldów. Przypomnijmy sobie raz jeszcze olbrzymi zakres przygotowań, które mają zapewnić...
Bzdura, pomyślała Bonny Keller, wzruszyła ramionami i wyłączyła telewizor. Nie mogę tego oglądać.
Co jednak miała robić? Siedzieć i obgryzać paznokcie przez następne sześć godzin, a może przez następne dwa tygodnie? Jedynym rozwiązaniem byłoby po prostu zapomnieć, że to właśnie dzisiaj startuje Pierwsza Para. Z tym, że było już za późno, aby o tym zapomnieć.
Często nazywała ich w myślach Pierwszą Parą – było w tym coś z romantyzmu starych książek fantastycznonaukowych. To było trochę tak, jakby opowiedzieć na nowo historię Adama i Ewy, chociaż Walt Dangerfield w niczym nie przypominał Adama: kojarzył się jej raczej z ostatnim niż z pierwszym człowiekiem. Miał kwaśne, zjadliwe usposobienie, a jego sposób mówienia w rozmowach z dziennikarzami był tak opanowany, że graniczył z cynizmem. Bonny podziwiała tego człowieka. Dangerfield nie był jakimś pierwszym lepszym śmieciem czy ostrzyżonym po wojskowemu jasnowłosym automatem realizującym perfekcyjnie najnowszy projekt Sił Powietrznych. Walt był autentyczny i niewątpliwie właśnie dlatego NASA go wybrała. Jego geny były prawdopodobnie wypchane po brzegi całym dziedzictwem ludzkości, wszystkim tym, co kultura stworzyła przez ostatnie cztery tysiące lat. Walt i Lydia mogą odnaleźć terra nova... a potem po powierzchni Marsa będą stąpać tłumy małych, wyrafinowanych Dangerfieldziątek, wygłaszających różne mądrości z namaszczeniem zabarwionym jednak delikatnym szaleństwem Walta."

10877
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 01, 2013, 09:42:11 am »
Co do szarej braci opętania, to nie wiem jak to postrzegał Mistrz (by to wiarygodnie modelować pewno by trzeba być GoLEMem ;)), tak natomiast wyglądały te wizyty od ich strony:
http://przewodas.w.interia.pl/odlot5.htm
(Wygląda z tego - choć owe wspominki czynią wrażenie mocnej hiperbolizacji faktów - że ze skrzata był już w b. młodym wieku twardy zawodnik, skoro strzegł spokoju Lema tak skutecznie.)
TU opętanie autora powyższej relacji w całej krasie:
http://przewodas.w.interia.pl/metafizyka.htm

Co do Corcorana natomiast to ciekawi mnie parę problemów technicznych sprowadzających się do pytania jaki jest minimalny pułap technologii potrzebny, by móc powtórzyć jego doświadczenie i jaka istota może ów pułap osiągnąć (znaczy: można założyć, że będzie on - potencjalnie - dostępny kiedyś Bladawcom, czy jednak by takimi mocami technologicznymi władać trzeba wejść na wyższe szczeble golemowej drabiny? jeśli to drugie, to jak wysoko?). Znaczy: jak trudno być Bogiem?

10878
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 01, 2013, 12:13:50 am »
Z tą boskością to takie oczywiste... ;) Zresztą zaraz i o niej pewno co powiem, ale póki co jeszcze zatrzymam się przy zdaniach:

"ogromna większość tych, co przychodzili do mnie, była to szara brać opętania, ludzie uwięziem w jednej idei, nie swojej nawet, przejętej od poprzednich pokoleń, jak wynalazcy perpetuum mobile, ubodzy w pomysły, trywialni w rozwiązaniach, w oczywisty sposób bzdurnych, a jednak nawet w nich tli się ów żar bezinteresowności, spalający życie, zmuszający do ponawiania wysiłków z góry daremnych. Żałosni są ci ułomni geniusze, tytani karzełkowatego ducha, okaleczeni w powiciu przez naturę, która, w jednym ze swych ponurych żartów, obdarzyła ich beztalencia twórczą zajadłością, godną jakiegoś Leonarda; ich udziałem jest w życiu obojętność lub drwina, a wszystko, co można dla nich uczynić - to być, przez godzinę czy dwie, cierpliwym słuchaczem i uczestnikiem ich monomanii."

Od razu przypominają się ci wszyscy hobbyści, bezinteresowni w swej pasji (i chyba szacunku w niej godni), choć ani naukowa ona, ani - po prawdzie - sztuce przynależna jak Zygmunt Szkocny od książek miniaturowych:
http://gu.us.edu.pl/node/210791
jak ci ludzie co tworzą budowle z zapałek (wybrałem przykłady z naszego podwórka, a więcej ich):
http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100910/POWIAT0303/109155905
http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20091207/ZAMOSC/898672512
czy nawet ta pani co klozetem rajdowo jeździła:
http://rekordyguinessa.pl/najszybsza-toaleta-swiata/
Jest w nich coś zasługującego na nachylenie się z uwagą...

10879
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Lutego 28, 2013, 08:05:47 pm »
Hoko, możliwe, że poczucie bylejakości przyniesiemy na odmienne światy (jeśli kiedykolwiek na nie - w tej czy innej formie - dotrzemy), bo bylejakość powiązana jest z człowieczeństwem (szczególnie by to nie dziwiło ;))... I w takim wypadku  owszem, narzekania Tichego demaskują wieczną nadzieję ludzkości na cuda, współbrzmiąc z takimi oto przemyśleniami Pirxa:

"Mars — to było uosobienie straconych złudzeń, wyszydzonych, wyśmianych — ale drogich. Wolałby latać na każdej innej trasie. Pisaninę o romantyzmie Projektu miał za zawracanie głowy. Perspektywy kolonizacji — za fikcję. O, Mars oszukał wszystkich — więcej: oszukiwał od stu kilkudziesięciu lat. Kanały. Jedna z najpiękniejszych, najbardziej niesamowitych przygód całej astronomii. Planeta rdzawa: pustynna. Białe czapki polarnych śniegów: ostatnie rezerwy wody. Jak brylantem w szkle zarysowana cienka siatka czystej geometrii — od biegunów ku równikowi: świadectwo walki rozumu z zagładą, potężny system irygacyjny, nawadniający miliony hektarów pustyni; ależ tak: z nadejściem wiosny zmieniała się przecież barwa pustyń, ciemniały od wegetacji przebudzonej, i to we właściwy sposób: od równika ku biegunowi. Co za bzdura! Kanałów nie było nawet śladu. Roślinność? Tajemnicze mchy, porosty, opancerzone przeciw mrozom, wichurom? Spolimeryzowane wyższe tlenki węgla, co pokrywały grunt — i ulatniały się, gdy mróz koszmarny zamieniał się na mróz tylko okropny. Czapy śniegowe? Zwykły zestalony CO2. Ani wody, ani tlenu, ani życia — poszarpane kratery, przeżarte zamieciami pyłowymi skały–świadki, nudne równiny, martwy, płaski, bury krajobraz z bladym, szarordzawym niebem. Ani obłoków, ani chmur — niewyraźne mgły, tyle zachmurzenia, co podczas wielkich burz."
"Ananke", oczywiście

Z tymi cudami to zresztą nawet nie tak, że cały Wszechświat musi nas walić po oczach monotonnymi pustyniami Księżyca czy Marsa czy chmurami gazowych olbrzymów (chmury te odbieramy na zdjęciach jako piękne, ale ileż można patrzeć w chmury? uroda jowiszowych chmur mało będzie obchodzić ewentualnych górników w pasie asteroidów, których życie zapewne mniej będzie ekscytująco-awanturnicze niż przepowiadają różne "Outlandy"), choć przecie i to niewykluczone, ale nawet jeśli będzie w miarę ciekawie (jak na Edenie, Kwincie czy Solaris) to ani łatwo, ani cudownie nie będzie... Jeśli więc nawet - wbrew Pirxowi - da się przekuć w czyn kolonizacyjne rojenia i natrafić na planety, które odkrywcom wydadzą się fascynujące (jak Eden widziany z orbity :P), to nawet cudowność-w-pierwszym-odbiorze z czasem nam (ludziom znaczy) spowszednieje, a nawet obrzydnie. Cóż zmęczoną panią na obrazku (bohaterkę "Andromedy" tzw. "Star Treka z nieprawego łoża") obchodzi czy za oknem ma kosmos, dżunglę, czy światła wielkiego miasta?

Widok może być ciekawy dla nas (w tym wypadku: bytów naziemnie uziemionych określonej epoki), dla niej to rutyna. (Podobnie zresztą jak Egipty nie fascynują Egipcjan, a góry - górali.)

Z tym spowszednieniem to zresztą wyprzedzamy fakty, bo nie doszliśmy jeszcze do "Ratujmy Kosmos!" ;).

(Aha: czystą pornografią kosmicznego cudu, w formie maksymalnie skoncentrowanej, są - oczywiście - "Bliskie Spotkania..." Spielberga.)

ps. Oczywiście roję tu do kwadratu bo nie wiadomo czy kiedykolwiek między te gwiazdy ruszymy, a jeśli ruszymy czy to jeszcze będziemy my... ale... konwencja "Dzienników..." chyba mnie z tego rozgrzesza?

10880
DyLEMaty / Re: Religijna Rzeźba
« dnia: Lutego 28, 2013, 06:27:25 pm »
Że bliźniego jak siebie samego... że drugi policzek... że to wszystko ma wyższy sens choć tego za cholerę nie widać... Takie tam...

A mitologią można w tym wszystkim manipulować interpretacyjnie dość swobodnie. Przypomnę, że np. późni Greko-Rzymianie ;) zrobili z miłostek Zeusa szlachetny zamiar Bóstwa przyjścia z pomocą ludzkości za pomocą produkcji herosów (co docelowo rozwiąże problemy rozwiązane przez danego półboga gołymy ręcamy, a długofalowo poprawi geny populacji).

10881
Hyde Park / Re: Rzeź obyczajowa
« dnia: Lutego 28, 2013, 01:27:17 am »
Mębrze, zgorszyć tu nikogo nie chcę, ani wyjść na świntucha, ale - ośmielony charakterem wątku - wyznam, że ze wszystkich dwuznacznych piosenek przedwojennych najbardziej lubię tę (co to nawet gałczyńskiego Gżegżółkę zgorszyła, choć różne rzeczy miał na sumieniu):
Ludwik Sempoliński - Tomasz ach Tomasz
Z współczesnych wykonań tylko takie znalazłem:
Tomasz gdzie ty to masz - Szymon Kusarek
Choć i CBA przypomniało nam ów nieśmiertelny przebój ;):
Haki na szefa CBA

10882
DyLEMaty / Re: Religijna Rzeźba
« dnia: Lutego 28, 2013, 01:09:30 am »
To jest mitologia... W sumie ją by też można przez śluzę bez szkody dla doktryny... ;)

10883
DyLEMaty / Re: Religijna Rzeźba
« dnia: Lutego 27, 2013, 11:23:36 pm »
Najwyraźniej czas ten jeszcze nie nadszedł. Z drugiej strony "proroctwo", w tym wypadku, to naciągane słowo.

Się czepiasz... Prosty redachtór uznał, że jak o przyszłości i osoba duchowna to musi być proroctwo. Wiadomo: Ile jest dwa a dwa? — SIEDEM! I tak se pododawał.

Ale co do tego czasu, to gdyby się owa wtedy-jeszcze-nie-papieska przepowiednia spełniła to NEX wielce by się zdziwił, bo stałbym się czołowym sympatykiem katolicyzmu (tak jak lubię Arago czy o.o. Destrukcjan), to oprawa mnie bowiem uwiera, nie doktryna.

10885
Jak Panienki znajdują Kosmokratora narysowanego przez Teodora Rotrekla?

10886
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Lutego 27, 2013, 05:48:21 pm »
Ale faktycznie - ST się narzuca;)

Narzuca. Ilekroć czytam "tam, w granatowym niebie, też roi się od starych ruder, brudnych podwórzy, rynsztoków, śmietników, cmentarzy pozarastanych" przed oczami mam ten obrazek klingońskiej nędzy:


Z tym, że może - po prostu - o to chodzi, że między gwiazdami fajerwerków się spodziewamy, ucieczki z ziemskiej bylejakości w cudowność, a zastaniemy monotonię, zwyczajność i brzydotę...?

Tuż po napisaniu Skrzynek - Lem całkiem poważnie rozważa możliwości kontaktu

Zwróć uwagę: w tym samym roku wyszły co "Solaris", a jak odmiennie brzmi to, co jw. i tamto - "luster szukamy".

(A przy tym ten '61 zaczyna wyglądać na rok szczytowej formy Mistrza. Bo i "Terminus" z wtedy...)

A Corcoran nie o tym;)

Ano nie o tym, jednak zanim sedna dojdziemy zauważmy jeszcze, że i Tichy miewa gości, niekiedy bardzo dziwnych jak Tarantoga, i że przyciąga jak magnes jak taki jeden - wariatów.

10887
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Lutego 27, 2013, 11:58:06 am »
I ruszamy w dalszą podróż ;). "Ze wspomnień Ijona Tichego I [Skrzynie profesora Corcorana]" (1961)

Na starcie uderza mnie w oczy coś, co mi "StarTreka" antycypuje podważając przy tym sens jego istnienia:

"Moi drodzy - nie mówiłem o tym nigdy, ale Kosmos jest przede wszystkim zaludniony istotami takimi jak my. Nie tylko człekokształtnymi, ale podobnymi do nas jak dwie krople wody. Połowa zamieszkanych planet - to Ziemie, trochę większe, trochę mniejsze, o klimacie zimniejszym lub bardziej tropikalnym, ale cóż to za różnice? A ich mieszkańcy... Ludzie - bo to są w końcu ludzie - też tak przypominają nas, że różnice podkreślają tylko podobieństwa. Że nie opowiadałem o nich? Czy to dziwne? Pomyślcie. Patrzy się w gwiazdy. Przypominają się różne zdarzenia, różne obrazy stają przede mną, ale najchętniej wracam do niezwykłych. Może są i straszne albo niesamowite, albo makabryczne, nawet śmieszne, a przez to wszystko nieszkodliwe. Ale patrzeć w gwiazdy, moi drodzy, i wiedzieć, że te małe, błękitne iskierki to - kiedy postawić na nich nogę - państwa brzydoty, smutku, niewiadomości, wszelakiej ruiny - że tam, w granatowym niebie, też roi się od starych ruder, brudnych podwórzy, rynsztoków, śmietników, cmentarzy pozarastanych - czy opowieści kogoś, kto zwiedził Galaktykę, mają przywodzić na myśl narzekania domokrążcy tłukącego się po prowincjonalnych miasteczkach? Kto by go chciał słuchać? I kto by mu uwierzył?"

A przecie to najbardziej powierzchowny z możliwych sposób czytania owego fragmentu...

10889
Hyde Park / Re: Ogóry
« dnia: Lutego 27, 2013, 03:37:20 am »

10890
DyLEMaty / Odp: Właśnie zobaczyłem...
« dnia: Lutego 26, 2013, 10:26:35 pm »
Z przyjemnością posłuchałam Lema - dawno nie oglądałam żadnych lemowych wywiadów, filmów itp.
Felietony z przyszłości teraz brzmią jak oczywista oczywistość - ale kiedy wyświetla się tam rok 1970 - odzyskują proporcje.

Owszem, wydawało mi się to w sumie strasznie błahe (choć miło był zobaczyć Lema nie-starcem), ale... gdyby kto nie znał ery wzlotu-i-upadku futurologicznych nadziei to trudno o trafniejsze streszczenie i podsumowanie tej epoki.

A'propos futurologów:
http://www.focus.pl/cywilizacja/zobacz/publikacje/brednie-przepowiednie/

Tak mi się narzuciło: 1970 - Lem mówi o koniecznym zwrocie w stronę nauki, jako remedium na globalne kłopoty. Rok 2012 - kilka numerów wstecz - Świat Nauki - podobne wezwania i apele do rządzących:)

I pewnie długo się tak jeszcze będzie apelować, choć przecie apel słuszny...

Ciekawsze są Niepokoje St.Lema - Lem starszy, a mówi z większą werwą, poczuciem humoru, zdystansowaniem - super. I mamy zapowiedź Wizji lokalnej - w temacie stronności świata:)

Tak, rzecz jest doskonała. Najbardziej jednak podobało mi się gdy Lem analizował własny warsztat pisarski. Ten autokomentarz do "Pirxa", to dzielenie się planami związanymi z "GOLEMem"...

Bardzo też przypadło mi do gustu gdy stwierdził, że w utwory - nawet te groteskowe - wkłada tylko to, co uznaje za prawdopodobne. Ładny kontrast z np. słowami Asimova, który wprost przyznawał, że opisując roboty nie wierzył w ich powstanie, ale pisał, bo wydawca płacił.

Po kolejnych 20 latach pobrzmiewa zmęczenie i niejakie rozczarowanie - może dlatego, że o Lwowie.

A ten znów film - choć ciekawszy od pierwszego - najmniej mnie zainteresował (wiadomo: wolę gwiazdy od sapiensów ;)), może dlatego, że mówił nam o biografii, nie o przemyśleniach Mistrza, ale spragnionym szczegółów z lemowego życiorysu wyda się zapewne bezcennym źródłem informacji z pierwszej ręki.

Strony: 1 ... 724 725 [726] 727 728 ... 1090