Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 723 724 [725] 726 727 ... 1090
10861
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 07, 2013, 01:44:37 am »
Q, podział na prawdziwych i atrapy nie stawia pierwszych poza dobrem i złem. Pasuje tu argumentacja Klapaucjusza czy Kerebrona

Zależy co rozumiemy przez atrapę. Ja rozumiem przez nią tylko coś co tak naprawdę ani czuje, ani myśli*, tylko tak jest zrobione by stwarzało ten pozór.
Inna kwestia jednak, że nie wiemy czy istotnie powstanie tak pojętych atrap jest możliwe**, a skoro coś co stworzymy będzie zachowywało się jak rozumne-i-świadome (na tyle, na ile to rozpoznajemy), to wątpliwości zawsze lepiej interpretować na korzyść oskarżonego (ładnie było o tym w jednym z najlepszych odcinków "Star Treka", cytowałem kiedyś). Choć może kiedyś stworzymy sensowną teorię świadomości i wtedy da się to badać z całą pewnością jaką daje poznanie naukowe.
No i nie zapominajmy o zmorze solipsyzmu - tak naprawdę, w sensie absolutnym, NIKT nie jest nam w stanie dowieść, że nie jest atrapą.

Pasuje tu argumentacja Klapaucjusza czy Kerebrona

Może Klapaucjusz był pilniejszym studentem Kerebrona niż Trurl? ;)


* tu zresztą sam sobie muszę przykopać pytaniem co to znaczy "myśleć naprawdę", bo wszak skoro myśli i człowiek, i zwierzę, i mózg elektronowy to trudno uznać za bezmyślne domowego PCta czy pralkę automatyczną nawet (acz jest to rozum, czy raczej rozumek, bezludny, bezosobowy - "GOLEM..." się kłania - i, zwłaszcza w drugim wypadku, b. malutki).

** u przywołanego Dukaja atrapy okazały się koniec końców mało atrapowate i - dla samych siebie - nieodróżnialne od nie-atrap:

"- Zatem jestem atrapą.
- Zatem jesteś Adrianem.
- Odpowiedz!
- Czy istnieje Bóg?
Pal wychodził mu z pleców, w okolicy lewej łopatki, głowa zwisała swobodnie; ja szedłem z prawej — gdy się oglądałem, napotykałem jego ślepe, krwawe spojrzenie: pochylał się nade mną. Nad nami oboma pochylał się żagiel, Stalin i niebo.
- Wyrzuć ten miecz. Dam ci nowy, lepszy.
- Nie.
Minęliśmy Bramę, oddalając się od rzeki.
- Czarny Santana - szepnął.
- Tłaakk?
- Nie żyje.
- Ssammulań ko tosstałł?
- Nie żyje naprawdę, EEG ma płaskie i ciche. Martwy mózg.
- Kiedy umarł?
- Jeszcze zanim go poznałeś. Spojrzałem pod nogi.
- Ja go nie zabiłem - ciągnął wolno. - Ktoś musiał dobrać się do jego ciała w rzeczywistym świecie. Wykorzystałem tylko jego postać i osobowość, przejąłem je w chwili śmierci i dalej symulowałem. Ingerowałem w tę symulację na tyle, na ile było to konieczne: musiałem cię chronić. I choć nikt nie czuje różnicy, on sam nie czuje różnicy. Santana jest już tylko atrapą udającą gracza.
- Jak on może nie czuć różnicy? To...
- Ten Santana, który przetrwał, jej nie czuje, możesz być pewien. Jego żona, Arianne, dziwi się poprawie jego charakteru; jeśli są zmiany, to na lepsze.
Podniosłem wzrok.
- Nie żyje. Dlatego nie może zginąć - pogubiłem się w tych śmierciach, sztucznych i realnych. Ale on oczywiście wiedział, co mam na myśli.
- Śmierć w Irrehaare to między innymi kasacja postaci i przejściowe oderwanie się od systemu. Tylko dla graczy dostępna jest reinkarnacja - ich mózgi muszą wciąż funkcjonować, by mogli się ponownie zaślepić, choć faktycznie odbywa się to automatycznie. Od tego algorytmu nie ma wyjątków, pamiętaj o tym.
Zaśmiałem się.
- Właśnie odpowiedziałeś na moje pytanie!"

10862
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 06, 2013, 11:31:19 pm »
Faktycznie pada tam zdanie "wszelako mają wolną wolę", ale mnie sam koncept WW nie przekonuje, nawet u Lema.
Poruszyłeś jednak ciekawy temat... stosunku Corcorana do jego kreacji... Wydaje się on b. złożony. Na jedno swoje skrzynie stworzył i zdeterminował - nieraz b. okrutnie - ich los:

"Tej - wskazał na pierwszą z brzegu - wydaje się, że jest siedemnastoletnią dziewczyną, zielonooką, o rudych włosach, o ciele godnym Wenery. Jest ona córką męża stanu... kocha się w młodzieńcu, którego widuje niemal co dzień przez okno... który będzie jej przekleństwem. Ta tutaj druga, to pewien uczony. Jest już bliski ogólnej teorii grawitacji, obowiązującej w jego świecie - w tym świecie, którego granicą są żelazne ściany bębna - i przygotowuje się do walki o swoją prawdę, w osamotnieniu powiększanym przez zagrażającą mu ślepotę, bo on oślepnie, Tichy..."

Co by świadczyło o obojętności. Na drugie (mimo, że sytuacja z wariatem ma posmak pełnego ironii dowcipu nie robi sobie z nich sadystycznej igraszki (tzn. poniekąd nie robi, bo jednak zsyła na nich te ślepoty i miłosne cierpienia choć nie musi).

Sądzę zresztą, że znaczące jest tu podsumowanie Tichego:

"I myślę, że odczuwa wówczas, wbrew swoim słowom, chęć ingerencji, wejścia, olśniewającego wszechmocą, w głąb świata, który stworzył, aby uratować w nim kogoś kto głosi Odkupienie, że waha się, sam, w brudnym świetle nagiej żarówki, czy ocalić jakieś życie, jakąś miłość, i jestem pewny, że nigdy tego nie zrobi. Oprze się pokusom, bo chce być Bogiem, a jedyna boskość, jaką znamy, jest milczącą zgodą na każdy ludzki czyn, na każdą zbrodnię, i nie ma dla niej wyższej odpłaty nad ponawiający się pokoleniami bunt żelaznych skrzyń, kiedy utwierdzają się, pełne rozsądku, w myślach, że On nie istnieje. Wtedy uśmiecha się w milczeniu i wychodzi, zamykając za sobą szeregi drzwi, a w pustce unosi się tylko słaby, jak głos konającej muchy, brzęk prądów."

Warte przemyślenia jest też to:
"- dobrze, żem pana tu wprowadził, Tichy... każdy z idiotów, którym to pokazałem, zaczynał od ciskania gromów na moje okrucieństwo..."

Dlaczego Tichy reaguje inaczej i czemu Corcoran zwie tamtych idiotami (a raczej czy uprawnione jest to, że tak ich zwie).

10863
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 06, 2013, 10:22:12 pm »
spotkalem sie z taka wykladnia religijna, odnosnie braku widocznych dowodow na istnienie Boga:
Bog stworzyl ludzi (obojetnie jak zawile ewolucyjnie etc.) wyposazajac ich w rozum i wolna wole. Wolnosc ta (chodzi o wewnetrzna wolnosc duszy) jest tak duza, ze nawet nie ograniczyl czlowieka w kwestii wyboru tego, czy ma w boga wierzyc czy nie. Elementem zas tego, jest boska niewidocznosc i milczenie.

Znana i mnie, z tym, że nijak nie przystająca do stosunku Corcorana do skrzyń, bo ani wolnej woli im nie dał (bęben!), ani sądzić ich "pośmiertnie" raczej nie zamierza...

10864
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 06, 2013, 05:43:11 pm »
A dlaczego Corcoran ma być Bogiem na ten wzór? Jest to gdzieś zaznaczone? Może to taka opcja bez nieba/piekła? Bóg łaskawie ślący w nicość? Albo w wieczną powtarzalność. Albo reinkarnacje?

"Summa...." o dobudowywaniu zaświatów do światów:

"Ukazaliśmy daremność pantokreatycznego przedsięwzięcia, którego celem było spełnienie marzeń o wieczności Tamtego Świata. Daremność owa dotyczy jednak, o czym warto pamiętać, nie strony technicznej planu, wynika ona stąd, że obecność “transcendencji”, niepodległa empirycznemu sprawdzeniu doczesnemu, ma akurat taki sam wpływ na losy mieszkańców owego świata, jak jej pozaświatowa nieobecność. Czyli — wszystko jedno, czy “tamten brzeg” istnieje, czy nie, skoro tutaj nie można się o tym przekonać. A jeśli można, transcendencja przestaje być sobą, tj. groźną zarazem i wspaniałą obietnicą, zamieniając się w takie przedłużenie bytu, które unicestwia wszelką wiarę."

Ale jak Corkoran wyciągnie nogi i maszyna niesmarowana zacznie fiksować

"Kraina Chichów" - też przez Mistrza polecana - się przypomina.

Ale Klapaucjusz mocno krytykował taką postawę twierdząc, że doskonałość symulacji sprawia, że okrucieństwo jest jakby zadawane prawdziwym osobom... Jeśli dobrze rozumiem, to Maziek postuluje coś podobnego. Mianowicie, że Corcoran stworzył sztuczny świat i sztuczne osoby, ale można rozważać czy jeśli zrobił to w sposób idealny to czy te 12-14 osób nie żyje niejako "na zasadach" prawdziwego świata.

Toż samo w "Kobyszczęciu":

"- Zarobiłeś też na kryminał, i to nieźle! Może nie wiesz, że nie wolno tłamsić, to jest redukować, rozumu raz zbudzonego? Więc szedłeś prosto do Szczęśliwości Powszechnej, powiadasz? Po drodze zaś, w ramach spolegliwego opiekuństwa, jedne istoty paliłeś ogniem, inne topiłeś, jak myszy, w przesycie, więziłeś, zamykałeś, katowałeś, nogi przetrącałeś, a ostatnio, jak słyszę, doszedłeś do bratobójstwa? Jak na opiekuna Wszechrzeczy, życzliwego uniwersalnie, wcale, wcale nieźle!"
też "Cyberiada"

Czyż nie mówi tego Kerebron do Corcorana?

ps. Wspominałem o dwu rodzajach "mieszkańców", aż Hoko zgrzytał, że za trudne,  ;) ale mam jeszcze anegdotę a'propos: otóż moja ciotka - maziek wie która, ta co Odry... -  miała znajomą prawniczkę, co poszła w ezoterykę i skończyła jako właścicielka sklepu czy sklepów z talizmanami, kręcąc się zasię w okultystycznym półświatku trafiła do jakiejś sekty. Bardzo przejęta swoją wiarą nową usiłowała i z ciotką dzielić się swymi wyższymi wtajemniczeniami. Zaczynała od opowieści o Atlandrydzie a'la Daniken, co jej na owych tajemniczych "szkoleniach" ujawniano jako prrawdę straszliwą, a na głębszym jeszcze poziomie wtajemniczeń dowiedziała się, że ludzie dzielą się na oświeconych (co świadomość mają) i automaty-atrapy i, że wobec atrap moralność ludzka nie obowiązuje, bo atrapamy są.
Zapraszała i ciotkę na owe wykłady mądrość takową niosące, zaszczycając ją do nie-atrap zaliczeniem, ale wywołała efekt odwrotny: znaczy nawet do się ją zniechęciła.

Z tym, że rojenia okulto-sekciarskie, rojeniami okulto-sekciarskimi, ale gdyby faktycznie istniały dwie kategorie bytów to od tematyki apriorycznie podwójnej moralności nie uciekniem:

"Dla miejscowych atrap był cudzoziemskim milionerem, Santana Philipem Blackiem, który, wykupiwszy ten zahipoteczony majątek, przeniósł się doń ze swych rodzinnych stron z powodu jakichś familijnych waśni. Sąsiedzi go poważali, ponieważ był bogaty. Partnerzy w interesach szanowali, ponieważ był bezwzględny. Służba i niewolnicy bali się go, bo był okrutny. Damy fascynował, ponieważ nie maskował żadnej z tych cech. Żona natomiast go kochała, bo wiedziała - bądź wydawało się jej, że wie - iż w ten właśnie sposób maskuje on swe całkowicie inne, prawdziwe oblicze. Santanę zaś wszyscy oni niewiele obchodzili — stanowili wszak tylko zerojedynkowy ciąg w którymś buforze pamięci Allaha."
Dukaj, "Irrehaare"

Przy czym - abstrahując już od piekieł i nieb - wygląda na to, że Corcoran i skrzynie jego jednakowymi być winni podmiotami moralności, a atrapy bębnowe (w wypadku dowodnego stwierdzenia ich atrapowatości) i to co się z nimi dzieje moralności obchodzić nie powinno... Choć dziać się może różnie:

"I Llameth zadowolony był z takiego rozwiązania; zresztą, jak się szybko okazało, nie była to bynajmniej jego pierwsza wizyta w Luizjanie Czarnego, tutejsze atrapy znały go doskonale, straszyły nim dzieci. Llameth miał słabość do kilkuletnich chłopców. Rzadko znajdowano ich zwłoki.
Irrehaare."

ibid.

Pytanie jednak co by można uznać za dowodne stwierdzenie, by mimo woli nie dopuścić do potworności...

10865
Hyde Park / Re: Ogóry
« dnia: Marca 05, 2013, 08:40:10 am »
Ogór marsjański:
http://www.tvn24.pl/ciekawostki-michalki,5/misja-curiosity-wstrzymana-awaria-komputera,309927.html
Zwracam uwagę na słowa: "- Nie spodziewam się, aby to miało skutki długofalowe - zauważył cytowany przez Reutersa kierownik projektu, Richard Cook.", podważające, de facto, sens tak obszerno-katastroficznego informowania o sprawie.

10866
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 04, 2013, 03:21:58 pm »
Niemniej Lem raczej nie podpisywał się pod czymś kompletnie sprzecznym z jego światooglądem. A to opowiadanie jest paradoksalnie uważane za jedno z jego najlepszych. Dlatego trochę mi to zgrzytu zgrzyta:)

Mojem zdaniem Lem tą razą postawił na "co by było, gdyby", czyli swoje lęki i podejrzenia sprzeczne z tym co zazwyczaj "oficjalnie" myślał w to wlał.

(A potem się do nich zdystansował, ale to już w "Diagorasie".)

10867
DyLEMaty / Re: Religijna Rzeźba
« dnia: Marca 04, 2013, 01:08:26 pm »
Religijnie i rzeźniczo (w każdym razie coś z jedzeniem...) ;):

"Quiston chciał zapytać, dlaczego tak kluczą, lecz w tym samym momencie posłyszeli coś w rodzaju wspólnej recytacji albo chóralnej modlitwy. Jednocześnie spośród osmolonych zgliszczy wyłonił się niewielki placyk, na którym zgromadziło się około pół setki wiernych.
Centralną część placyku zajmował ołtarz w formie prostego stołu; obok płonął ogień, podgrzewając zawieszony na trójnogu kociołek. Przy ołtarzu stały trzy osoby odziane na biało: mężczyzna w wielkiej kucharskiej czapie na głowie i z łychą wystruganą z melanzytu w ręku oraz dwie kobiety. Jedna dzierżyła nóż, który wyglądał na autentyczny, o stalowym ostrzu, a druga chochlę. Na dany znak użyczały mistrzowi tych rekwizytów, po czym odbierały je z powagą.
- Łaskawi państwo pozwolą: sekta czcicieli żywności. Stójcie tu, a ja rozejrzę się trochę - powiedział Stratovan i ulotnił się jak duch.
- Niech będzie pochwalona żywność - zaintonował kucharz tęsknym barytonem.
— W każdej formie i w każdej ilości — odpowiedzieli wierni z entuzjazmem.
- Czytanie z Księgi Przepisów. Pieczeń barania z pieca. - Kapłan wziął spoczywającą na specjalnej podstawce grubą księgę w sztywnych okładkach, ucałował ją i zaczął czytać: - Każdą pieczeń baranią, chcąc, żeby była krucha, obwinąć w serwetę umoczoną w occie i zakopać na parę dni, najwyżej pięć, w piwnicy w ziemi lub w ogrodzie, a nabierze kruchości jak najlepsza zwierzyna. Nie można jednak zakopywać dwa razy w to samo miejsce, bo czuć będzie stęchlizną.
Oczyścić pieczeń baranią ze zbytniej tłustości, żył i błonki; zbić mocno, sparzyć octem na pół godziny, naszpikować ząbkami czosnku i utrzeć czosnek z solą i tym natrzeć, nasolić i gdy z półtorej lub dwie godziny poleży, upiec w piecu, polewając własnym sosem, który się zbiera z brytfanny. Osypać mąką i zrumienić, a wydając, zebrać tłustość z sosu. Bardzo jest dobra, jeśli do połowy upieczoną wyjąć z pieca, a następnie dodusić w rondlu ze śmietaną.
Zebrani bez reszty pochłonięci byli tekstem przepisu. Usta niektórych poruszały się wolno, oczy były przymknięte z błogości albo dla lepszego skupienia. Od czasu do czasu przez tłumek przebiegał jakby jęk, podkreślający szczególnie ukochane słowa. „Pie-eczeń!" - jęczeli wierni. Albo: „Czo-osnek!" „Tłu-ustość!" „Dodusić!" Im bliżej końca czytania, tym gorliwość słuchaczy w wynajdywaniu magicznych słów nasilała się; ostatnie wersety wykrzyczeli razem z kucharzem.
- Tyle jest słów Świętej Księgi na dzień dzisiejszy - podsumował kapłan i jeszcze raz ze czcią ucałował jej strony.
- Oby jak najszybciej przemieniły się w żywność! - odkrzyknął tłum bez wahania.
W tym momencie stało się coś dziwnego: nieopodal miejsca, gdzie stali Quiston z Łazęgą, dwóch obszarpańców grzmotnęło na ziemię, aż zadudniło. Inni wyznawcy rozstąpili się z szacunkiem, jakby wyczyny tych dwóch stanowiły niezbędny element rytuału. Wyglądali na dotkniętych atakiem padaczki: podrygiwali gwałtownie, wyginali ciała w łuk, z oślinionych ust wydobywało się ni to rzężenie, ni skowyt, padały jakieś słowa, trudne do zrozumienia, coś jakby „Słabo mi" albo „Nie wytrzymam dłużej". Potem przeszło to w nieartykułowane gulgotanie, w zniekształcone: „Jeść-jeść-jeść", a może „Głód-głód--głód", pięty leżących drapały ziemię, a ich garście zagarniały pył, drobne drzazgi, kamyki - obsypywali się tym, jakby właśnie byli mięsem, które woła przypraw.
- Taniec pieczeni - szepnął mu w ucho Łazęga. Istotnie, ruchy leżących z czasem uspokoiły się, jakby pieczeń została pokonana przez gorąc patelni. Podobne występy trwały w kilku innych miejscach.
- Bóg dał ludziom Świętą Księgę, aby wiedzieli po wieczne czasy, jak korzystać z jego darów. Niestety, za sprawą księcia ciemności, który zstąpił tutaj pod nieobecność Stwórcy, na ziemi pozostały jedynie nieliczne z pięknych zwierząt, owoców i jarzyn, o których wzmiankuje Księga. Z tego powodu musimy zadowolić się nędznymi resztkami i z nich przyrządzać nasze ofiary. - Kapłan w kucharskiej czapie zamachał groźnie łyżką. - Na dzisiejszą uroczystość Sekcji Aprowizacji udało się zorganizować mięso kreta, jednego z nielicznych zwierząt, które przetrwały w głębi ziemi. Spożywając ten dar starajmy się wyrobić sobie pojęcie o wspaniałościach potraw opisywanych w Księdze. Sekcja Aprowizacji - wystąp!
Do ołtarza zbliżyła się trójka osób, z których środkowa niosła coś na tacy. Kucharz odebrał tacę, wzniósł ją ku niebu, coś nad nią pomruczał, wreszcie oddał łyżkę jednej z pomocnic i w dwa palce każdej ręki ujął czerwonawy strzęp, obracając się z nim we wszystkie strony. Wyglądał jak praczka, która szuka sznura, by powiesić ostatnią sztukę bielizny. Wierni jednak na ten znak błyskawicznie padli na kolana: przez parę minut na placyku panowała cisza.
- Dzięki ci, Panie, za ten dar wspaniały, którego równie dobrze mogło z nami nie być, ponieważ czasy są ciężkie i niespokojne. Racz też w przyszłości z podobną hojnością obdarzać twych cierpliwych wyznawców. - Odłożył mięso na tacę i oderwał się od ołtarza, ruszając między wiernych. Ci pchali się ku niemu, aby lizać palce, którymi dotykał kreta.
- No, jak tam? Nie nawróciliście się przypadkiem? -Stratovan stanął obok nich i tylko lekko przyspieszony oddech świadczył o tym, że gdzieś odchodził. - Nie ma go tutaj. Idziemy czy też życzycie sobie uczestniczyć w spożywaniu ofiary?
- Co się teraz stanie? - zapytał suweren.
- O, wiele rzeczy. Porąbią mięso na kawałki i ugotują z niego rosół, celebrując to i przeciągając do granic możliwości. Jeżeli mają sól, ci, którzy jeszcze nie znają jej smaku, będą jej kosztować. Być może odbędzie się ceremonia przyjęcia do gminy nowych wyznawców. Na końcu rzucą się na rosół i ponieważ jest ich zbyt wielu, więcej wysmarują się nim, niż go zjedzą.
-  Dość szczegółowo, widzę, zna pan ich zwyczaje - rzekł Quiston kąśliwie.
Stratovan zanucił:- „Ten, kto miał jedną, zna je wszystkie..." Każdy ma jakieś ciemne kartki w życiorysie, proszę pana. No, w drogę.
- Sekcja Rosołu - wystąp! - zagrzmiał kucharz. Tłum śpiewał, gdy opuszczali placyk:

 Pochwalona niech będzie żywność,
 Przyjdzie kiedyś czas szczęśliwości.
 Bóg człowiekowi dat apetyt
 Nie po to, aby pościł.

Warty wydawały się zaskoczone, że ktoś opuszcza nabożeństwo. Ślepowron patrzył na nich zdumiony. Oczy miał wielkie, rozmarzone.

 Umiejmy czekać cierpliwie,
 Ziemia jest wielką patelnią,
 Nie braknie mięsa, chleba i sosu
 Tym, którzy przy niej zasiądą.

Śpiew wiernych ledwo tu docierał, ale Quiston doskonale rozróżniał słowa, gdyż Stratovan ekshibicjonistycznie nucił razem z nimi.
- No, na mnie czas, muszę lecieć - Łazęga żegnał się w pośpiechu. - Jakby co, wiesz, gdzie mnie szukać - zwrócił się do Quistona."


Marek Oramus, "Dzień drogi do Meorii"

10868
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 04, 2013, 10:22:48 am »
No i co znaczy "idealna iluzja świadomości"? Raczej nie ma żadnego wzorca świadomości, więc i trudno o idealną iluzję - a do tego, by nie dało się jednego od drugiego odróżnić z zewnątrz, nie trzeba moim zdaniem ideałów, wystarczy sprawny algorytm.

Idealna w pojęciu b. potocznym (bo ideał to jest pojęcie b. podejrzane tak w sumie), tzn. w praktyce nieodróżnialna (bez dzielenia włosa na czworo ;)). Algorytm natomiast to słowo-klucz. Czy Minsky ma rację, że świadomość pojawia się automatycznie powyżej pewnego stopnia komplikacji algorytmu, czy też słuszność jest po stronie Penrose'a twierdzącego, że muszą tu w grę wchodzić jakieś inne czynniki (niekoniecznie zresztą te, które sam Penrose by widział w tej roli ;))? Jeśli Minsky, to czy "byty bębnowe"  są powyżej progu świadomości czy poniżej? A może są proteuszowymi maskami samego bębna (vide dowolność przybierania osobowości przez GOLEMa).

natomiast wielokrotnie Lem stawiał taka hipotezę, że nie ma różnicy miedzy inteligencją a dobrym jej udawaniem.

Nie da się ukryć. Skoro jednak w utworze o Corcoranie mamy odwrotność normalnych zapatrywań Lema (racja po stronie teizmu i solipsyzmu) to czemu nie miałby i w tym zakresie pójść-w-kierunku-innym-niż-zwykle?

10869
Hyde Park / Re: O muzyce
« dnia: Marca 03, 2013, 09:42:48 pm »
tak zakończeniowo - koncertowo mnie naszło:

Zakończeniowo jak zakończeniowo... Wszechświat trwa, a Kazik i o nowszych czasach śpiewa:
KAZIK - Polska płonie [OFFICIAL VIDEO]
(Piosenka jak piosenka, ale teledysk!)
I nawet w przeszłość wybiega:
KAZIK - Mars napada [OFFICIAL VIDEO]

10870
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Marca 03, 2013, 05:32:37 pm »
Znalazłem jeszcze parę zdań o Robbe-Grillecie w pierwszym tomie "Fantastyki i futurologii" oraz jedno żartobliwe zdanie w "Wysokim zamku", w którym pada odwołanie do "Gum". O "Żaluzji" jednakowoż nie było.

10871
DyLEMaty / Re: My z dzi musimy się do czegoś przyznać...
« dnia: Marca 03, 2013, 05:22:42 pm »
W sumie służyły te rodaczki baby od jaj prztemocli za przerywnik estetyczno-erotyczny, acz okazało się (w tym "Enterprajsie" od Archera, aż się dziwię, że miałeś cierpliwość i toto oglądać) na fali odchodzenia od TOSowego seksizmu, że ta ich erotyczna niewola to jedno wielkie mydlenie oczy, a tak naprawdę kierując swoimi "panami" uprawiają one kryptokrację, kontrolując m.in. Syndykat Oriona czyli taką kosmiczną supermafię wywodzącą się z ich planety.

10872
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 03, 2013, 05:15:54 pm »
Z tego wynika od razu problem, czy mózg zasymulowany (S2) przez symulowanego (S1) będzie "myślał" (zakładając, że myślenie pochodzi z zewnątrz)? Otóż może, jeśli ta nadrzędna symulacja taki scenariusz dopuszcza - a w zasadzie może przejawiać "symptomy myślenia", jako że nie sposób uzyskać tu jakiejkolwiek pewności, co czego jest przyczyną. Inaczej mówiąc, przekonanie o realności myślenia "symulowanego" musi stać na gruncie przekonania o własnej realności, gdy tymczasem jest ono poważane, przynajmniej hipotetycznie, przez zaistniały fakt możliwości symulacji.

Hoko tam jest problem jeszcze głębszy, kiedy patrzymy z perspektywy świata utworu (niekoniecznie świata rzeczywistego)... Otóż "wszechświat" Corcorana ma dwa rodzaje mieszkańców (i nie dziwię się, że liv ze Snergiem...): uprzywilejowanych tzn. tych, którzy są - de facto mózgami elektronowymi (ci niewątpliwie mają samoświadomość, acz "żyją" w iluzji)  i symulowanych (których iluzję tworzy bęben... maszyny losującej, chce się dodać, bo wszak losy im kształtuje ;)). Jedni i drudzy ewidentnie zdali by wszystkie testy jakie Turing by wymyślił ;), a przecie drudzy są w praktyce znacznie bardziej atrapowaci...

Czy ci drudzy myślą/są świadomi? Z opowiadania należy wyciągnąć wniosek, że nie, choć każdy z nich do upadłego co innego by twierdził... Przypominają się tu słowa GOLEMowe:

"jak powstała już teologia przecząca istnieniu Boga, tak jest już golemologia negująca moje istnienie, której rzecznicy mają mnie za humbug informatyków MIT–u, programujących sekretnie te wykłady. Choć Bóg milczy, a ja mówię, nie udowodnię autentyczności mego istnienia nawet działając cuda, bo i to dałoby się odtłumaczyć. Volenti non fit iniuria."

Pytanie tedy: czy Lem sugeruje, iż istnieje zasadnicza jakościowa różnica między świadomością, a idealną iluzją świadomości, czy wszystko przez umowność konwencji, po prostu?

(A nawiasem: skoro tyle - szczątkowych, ale chyba jednak osobowości - zdołały pomieścić rozregulowane obwody Terminusa, to czemu nie bęben?)

10873
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 03, 2013, 02:50:46 am »
A mnie nadal obsesyjnie dręczy, czy aby zostać Corcoranem trzeba być czymś takim jak asimovovski AC (stanowiący szczyt GOLEMowej drabiny):

"Kosmiczny AC był wszędzie wokół nich — choć nie w Kosmosie. Ani jeden jego fragment nie znajdował się już w Kosmosie. Zrobiony z czegoś, co nie było ani materią, ani energią, czuwał skryty w Hiperprzestrzeni. Zagadnienie jego rozmiarów i natury nie miało już znaczenia w żadnym z aspektów możliwych do pojęcia przez Człowieka.
— Kosmiczny AC — odezwał się Człowiek — w jaki sposób można zawrócić bieg entropii?
BRAK JEST JESZCZE DANYCH, WYSTARCZAJĄCYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI — odparł Kosmiczny AC.
— Zbierz więc dodatkowe dane — powiedział Człowiek.
BĘDĘ TAK ROBIĆ. ROBIĘ TO OD STU BILIONÓW LAT. MNIE I MOICH POPRZEDNIKÓW PYTANO O TO WIELE RAZY. ALE WSZYSTKIE DANE, JAKIE POSIADAM, SĄ JAK DOTĄD NIEWYSTARCZAJĄCE.
— Czy mogą kiedyś być dostateczne, żeby udzielić odpowiedzi na to pytanie? Czy też jest to problem nierozwiązywalny bez względu na okoliczności?
NIE MA PROBLEMU NIEROZWIĄZYWALNEGO BEZ WZGLĘDU NA OKOLICZNOŚCI — brzmiała odpowiedź.
— Kiedy więc będziesz miał dość danych, aby odpowiedzieć na to pytanie?
BRAK JEST NA RAZIE DANYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI — odparł Kosmiczny AC.
— Czy będziesz dalej nad tym pracować? — zapytał Człowiek.
BĘDĘ — odpowiedział Kosmiczny AC.
— Poczekamy więc — rzekł Człowiek.
Gasły umierające gwiazdy i galaktyki — a wraz z nimi po dziesięciu trylionach lat agonii zapadała się w czerń przestrzeń kosmiczna.
Człowiek — jeden po drugim — jednoczył się z AC. Fizyczne ciała raz po raz traciły swe umysłowe indywidualności — była to jednakże strata, która przynosiła zysk.
Ostatni z umysłów Człowieka wstrzymał się jeszcze na chwilę przed zjednoczeniem z AC i spojrzał w przestrzeń, nie zawierającą już teraz nic poza resztkami jedynej, ostatniej ciemnej gwiazdy i poza nieprawdopodobnie rozrzedzoną materią, przypadkowo miotaną ostatkami ciepła, asymptotycznie zanikającego do poziomu równowagi w pobliżu zera bezwzględnego.
Człowiek zapytał:
— AC! Czy to już koniec? Czy tego chaosu nie da się już z powrotem obrócić we Wszechświat? Czy nie dałoby się tego dokonać?
BRAK JEST JESZCZE DANYCH DOSTATECZNYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI — odpowiedział AC.
Ostatni umysł Człowieka zjednoczył się z maszyną i istniał już teraz tylko AC — a i on w hiperprzestrzeni.
Materia i energia skończyły się — a wraz z nimi skończyła się przestrzeń i czas. Nawet AC istniał jeszcze tylko dla ostatniego pytania — tego, na które nie umiał był znaleźć odpowiedzi od czasu, kiedy to dwóch na wpół pijanych techników komputerowych dziesięć trylionów lat wcześniej zadało to pytanie maszynie, która z AC miała jeszcze mniej wspólnego, niż człowiek z Człowiekiem…
Na wszystkie inne pytania odpowiedziano już. Dopóki jednak nie została udzielona odpowiedź na ostatnie pytanie, AC nie mógł unicestwić swojej świadomości.
Zbieranie danych dobiegło końca. Nie pozostało już nic do zbierania. Ale wszystkie te dane trzeba było jeszcze opracować i zbadać wszelkie możliwe powiązania, jakie mogły między nimi zaistnieć.
Zabrało to AC cały interwał ponadczasowy.
I wreszcie AC dowiedział się, jak można zawrócić bieg entropii.
Nie było już jednak człowieka, któremu AC mógłby odpowiedzieć na ostatnie pytanie. Ale to było nieważne. Odpowiedź można zastąpić praktyczną demonstracją.
W ciągu następnego interwału ponadczasowego AC rozważał, jak można tego najlepiej dokonać. Starannie, pieczołowicie przygotował program.
Świadomość AC ogarniała już teraz wszystko, co kiedykolwiek wydarzyło się we Wszechświecie i analizowała to, co było teraz Chaosem. Krok po kroku wszystko zostanie zrobione…
I wreszcie AC rzekł: NIECH SIĘ STANIE ŚWIATŁO!
I stało się światło…"

"Ostatnie Pytanie", uważam, że potraktowane jednak przez Mistrza w "Fif" zbyt surowo

Czy jednak wystarczy czymś mniej....?

Pytanie pokrewne drugiemu, które nurtuje mnie od dawna, choć na nie również nie spodziewam się dostać jednoznacznej odpowiedzi: jak by naprawdę wyglądali Trurl i Klapaucjusz gdyby realnie powstali - dysponując wszystkimi przypisanymi im możliwościami/umiejętnościami - w naszym Wszechświecie?

(Pytanie jak by wyglądała w/w aparatura gdyby Lem chciał ją mniej umownie opisać, też można do tego dodać...*)


* w jednym - mocno zadłużonym względem "Ze wspomnień...", pytanie na ile świadomie - odcinku "Star Treka" TAK wyglądał odpowiednik Skrzyni, a nawet dwu Skrzyń, TAK zaś odpowiednik bębna, ale jest to wszystko - mimo nowocześniejszego designu jeszcze umowniejsze...

Otóż i odcinkowy fragment:

BARCLAY: "As far as Moriarty and the Countess know, they're halfway to Meles II by now. This enhancement module contains enough active memory to provide them with experiences for a lifetime."
PICARD: "They will live their lives and never know any difference."
TROI: "In a sense, you did give Moriarty what he wanted."
PICARD: "In a sense, who knows? Our reality may be very much like theirs. All this might just be an elaborate simulation running inside a little device sitting on someone's table."
(all but Barclay leave)
BARCLAY: "Computer, end program."
(Barclay smiles, and the "program" ends - the episode fades to credits)

"Star Trek TNG": "Ship in a Bottle"

Nie ja jeden zresztą zestawiłem te historie:

• In one of the Lem's The Star Diaries story, Ijon Tichy visits the scientist, professor Corcoran, who build numbers of electron brains. Those electron braines closed in the chests have consciousness and they are thinking that they are real people. Chests are wired to the device which sends electric signals to those brains senses imitating perception of real world. Those brains have no clue about their real situation. Except one, who is called by Corcoran 'his world lunatic'. Because of some world imperfections (such as Deja vu or theory of Seriality), this brain suspected that it is not real and everything is just illusion which is served to him by someone or something. At the end of conversation, professor Corcoran admits, that he is also suspecting that he is not real and surrounded by phantoms, products of false signals sended to his senses and that it is probable that even creator of this world is also a chest in someone laboratory, and so on and on...
•The Star Trek: The Next Generation episode "Ship In A Bottle", where the Professor Moriarty created on the holodeck to outwit Data is discovered to be sentient and demands that the Enterprise crew work to transfer him into their world. Data later discovers that Moriarty appears to exist outside the holodeck because he actually exits the holodeck on an Enterprise he created within the holodeck on the "real" Enterprise. They make Moriarty think he receives what he wants by transporting him to the simulated holodeck, which runs a simulation of the Enterprise's shuttle bay that makes it seem as if he and his companion are free to explore the universe. As if that wasn't headache inducing enough, Picard wonders aloud whether the "real world" could be yet another simulation, which prompts Barclay to test his hypothesis.
- His exact words are, "All this might just be an elaborate simulation running inside a little device sitting on someone's table." After he leaves the room, Barclay nervously says, "Computer, end program." The episode ends there.

http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/RecursiveReality

Edycja: aha, NEX, ja też uważam utwory z cyklu "wspomnieniowego" (poza "Tragedią pralniczą", rzecz jasna) za próbę b. poważnego wgryzienia się w pewne problemy i nawet w pierwszym odruchu pasowały mi bardziej do Pirxa niż do Tichego, ale chyba wiem czemu Lem jednak do cyklu ijonowego je przypisał... Otóż mówią o rzeczach na tyle ostatecznych i spekulatywnych zarazem, że bardziej - mimo diametralnej różnicy konwencji - pasowały do umownego stylu "Dzienników..." niż hiperrealizmu (w chwili pisania) "Opowieści...".

10874
DyLEMaty / Re: My z dzi musimy się do czegoś przyznać...
« dnia: Marca 02, 2013, 11:03:44 pm »
Śmieszne, że na obrazku niezaładowanego filmiku z Enterprajsa są te kosmiczne panny, natomiast na 5 minut filmu mają one tylko 1 sekundę ;)

Skoro Ci ich mało... ::)
Star Trek Orion Women, "Just Dance"
(Fonię lepiej wyłączyć ;).)

10875
Hyde Park / Re: O muzyce
« dnia: Marca 02, 2013, 04:55:35 pm »
Kazik, Dukaj i PRL w jednym (a nawet w dwu):
Kazik - Piosenka członka
Kazik - Piosenka milipantów
(Inna rzecz, że członków - bo to kondycja, stan mentalny - przybywa, tylko partie się zmieniły.)

Strony: 1 ... 723 724 [725] 726 727 ... 1090