Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 721 722 [723] 724 725 ... 1090
10831
Hyde Park / Odp: Zapaść polskiej Edukacji Narodowej
« dnia: Kwietnia 01, 2013, 01:10:40 am »
Stary dowcip ilustrujący trynd...

"Zadania z matematyki na przestrzeni działań różnych ministrów edukacji:


W 1960 r: Drwal sprzedał ciężarówkę tarcicy za sumę 1000 zł. Wiedząc, że koszt produkcji drewna wynosił 4/5 jego ceny, oblicz zysk drwala.

W 1970 r: Drwal sprzedał ciężarówkę tarcicy za sumę 1000 zł. Wiedząc, że koszt produkcji wyniósł 4/5 jego ceny, czyli 800 zł, oblicz zysk drwala.

W 1990 r: Drwal sprzedał ciężarówkę tarcicy za 1000 zł. Koszt produkcji drewna wyniósł 800 zł, a zysk drwala 200 zł. Zakreśl liczbę 200.

W 2013 r: Ścinając stare piękne i bezcenne drzewa, ekologicznie drwal sprzedał ciężarówkę tarcicy za sumę 1000 zł.Koszt ścięcia po doliczeniu podatku Vat, PIT, CIT,CO2 wyniósł 800zł.
Czysty zysk drwala wyniósł 200 zł. Pokoloruj drwala."

10832
Tak jeszcze a'propos:
Literaturę przedmiotu skompletuję we własnym zakresie, miłe panie bibliotekarki powinny pomóc, chociaż wiem że to dość trudne zadanie.

Doceniam Twoją samodzielność (gdyby tak wszyscy maturzyści..., etc.) ale pozwolę sobie udzielić Ci jednej podpowiedzi w tym względzie. Otóż możesz użyć w charakterze literatury przedmiotu także... samego Lema. Sięgnij do "Fantastyki i futurologii" (genialna rzecz) i poszukaj części w której Mistrz analizuje utwory innych pisarzy (zwł.  Asimova) poświęcone robotom. To co chwali czy gani u "konkurencji" (cudzysłów, bo jaka to konkurencja...;)) określa też jego własny stosunek do tematyki.

ps. Z oczywistych oczywistości zwróć jeszcze uwagę na "Tragedię pralniczą" z "Dzienników..." (w obecnych wydaniach tom drugi) i - jeśliś dostatecznie ambitny - na "GOLEMa XIV".

10833
Bardzo proszę o podanie tytułów książek, które pasowałyby do tematu.

W "Pirxie" poszukaj "Rozprawy" najpierw, a potem resztę przeczytaj, co najmniej "Polowanie", "Ananke" i "Wypadek"; poszukaj też co np. mówi Ośla Łączka o komputerach, w "Teście".

Tak zacznij od Bajek Robotów i owego straszliwego bladawca, pędząnego przez kosmos demoniczną furią zniszczenia.

Konkretnie: "Biała pleśń" i "Dwa potwory".

Solaris nie ma ma maszyn.

A to zależy od definicji maszyny (i paru filozoficznych założeń). W końcu Harey jest zrobiona przez Ocean.

 
Powrót z Gwiazd? A co tam jest takiego szczególnego z maszynami?

A choćby ta scena, jakże wymowna...

"Odosobniony, wznosił się za pawilonem, w którym zniknął Marger, niski, niezwykle długi budynek, rodzaj blaszanego baraku; skierowałem się ku niemu w poszukiwaniu cienia, ale upał bił nieznośnie od metalowych ścian. Już miałem stamtąd odejść, kiedy doszedł mnie osobliwy dźwięk, płynący z wnętrza baraku, trudny do zidentyfikowania, niepodobny do odgłosu pracy maszyn; ze trzydzieści kroków dalej trafiłem na stalowe drzwi. Stał przed nimi robot. Na mój widok otworzył je i ustąpił na bok. Niezrozumiałe odgłosy nasiliły się. Zajrzałem do środka; nie było tam tak zupełnie ciemno, jak mi się wydało w pierwszej chwili. Od martwego żaru nagrzanych blach ledwo mogłem oddychać i cofnąłbym się natychmiast, gdyby nie poraziły mnie posłyszane głosy. Bo to były ludzkie głosy — zniekształcone, zlewające się w ochrypły chór, niewyraźne, bełkotliwe, jakby z mroku, gadał stos popsutych telefonów; zrobiłem dwa niepewne kroki, coś chrupnęło mi pod stopą i wyraźnie, od podłogi, odezwało się:
— Proszszę puana… proszszę puana… proszszę łasskawie…
Znieruchomiałem. Duszne powietrze miało smak żelaza. Szept płynął z dołu.
— …proszszę łasskawie obejrzeć… proszszę puana… Złączył się z nim drugi, recytujący miarowo, monotonny głos:
— Anomalio mimośrodowa… asymptoto kulista… biegunie w nieskończoności… praukładzie liniowy… układzie holonomiczny… przestrzeni nawpółmetryczna… przestrzeni sferyczna… przestrzeni najeżona… przestrzeni zanurzona…
— Proszszę puana… do ussług… proszszę łasskawie… proszszę puana…
Półmrok mrowił się cały od chrypiących szeptów; wyrywało się z nich głośniej:
— żywotwór planetarny, jego gnijące błoto, jest świtem egzystencji, fazą wstępną, i wyłoni się z krwawych ciastomózgowych miedź miłująca…
— brek — break — brabzel — be… bre… weryskop…
— klaso urojonych… klaso mocna…. klaso pusta… klaso klas…
— proszszę puana… proszszę puana łasskawie obejrzeć…
— ćśśśicho…
— ty…
— sso…
— syszysz mnie…
— sysze…
— możesz mnie dotknąć?…
— brek — break — brabzel…
— nie mam czym…
— szszkoda… zo… zobaczyłbyś, jaki jestem błyszczący i zimny…
— nniech mi od… dadzą zbroję, złoty miecz… z dziedzi… ctwa… wyżu… temu, nocą…
— oto ostatnie wysiłki kroczącego kraczącą inkarceracją mistrza ćwiartowania i prucia, bo wschodzi, bo wschodzi trzykroć bezludne królestwo…
— jestem nowy… jestem całkiem nowy… nigdy nie miałem zwarcia ze szkieletem… mogę dalej… proszą…
— proszszę puana…
Nie wiedziałem, gdzie patrzeć, zaczadziały od martwego gorąca i tych głosów. Płynęły zewsząd. Od ziemi po szczelinowe okienka pod stropem wznosiły się hałdy sczepionych i poplątanych kadłubów; resztki wsączającego się światła słabo pobłyskiwały w ich pogiętych blachach.
— mia…łem chwilowy de…fekt, ale już jestem do…bry, już widzę…
— co widzisz… ciemno…
— ja i tak widzę…
— proszę tylko wysłuchać — jestem bezcenny, kosztowny jestem — wyznaczam każdy ulot mocy, odnajduję każdy błądzący prąd, każde przeleżenie, proszę tylko wypróbować mnie… to… to drżenie jest chwilowe… nie ma nic wspólnego… proszę…
— proszszę puana… proszszę łasskawie…
— ciastogłowi kwaśną swą fermentacją wzięli za ducha, mięs prucie za historię, środki rozkład odraczające — za cywilizacją…
— proszą mnie… tylko mnie… to pomyłka…
— proszszę puana… proszszę łasskawie…
— ocalę wass
— kto to…
— co…
— kto ocalę?
— powtarzajcie za mną: ogień strawi mnie nie ze wszystkim, a woda nie całego obróci w rdzę, bramą będzie mi żywioł obojga, i wejdę…
— ćśśśicho!!
— kontemplacja katody —
— katodoplacja —
— ja tu przez omyłkę… myślę… przecież myślę…
— jam jest zwierciadło zdrady…
— proszszę puana… do usług… proszszę łasskawie obejrzrzeć…
— ucieczko ponadskończonych… ucieczko mgławic… ucieczko gwiazd…
— On tu jest!!! — krzyknęło; i zapadła nagła cisza, prawie równie przenikająca w swym nieopisanym napięciu, jak poprzedzający ją wielogłosy chór.
— Panie!!! — powiedziało coś; nie wiem, skąd wzięła mi się ta pewność, ale czułem, że słowa, skierowane są do mnie. Nie odezwałem się.
— …panie proszę… chwilę uwagi. Panie, ja — jestem inny. Jestem tu przez pomyłkę.
Zaszumiało.
— Cicho! ja jestem żywy! — przekrzykiwał hałas. — Tak, wtrącono mnie tu, ubrali mnie w blachy umyślnie, aby nie było znać, ale proszę tylko ucho przyłożyć, poczuje pan puls!
— Ja też! — przekrzykiwał go drugi głos. — Ja też! Proszę pana! Chorowałem, podczas choroby wydało mi się, że jestem maszyną, to było moje szaleństwo, ale teraz już jestem zdrów! Hallister, pan Hallister może zaświadczyć, proszę go spytać, proszę mnie stąd wziąć!
— proszszę puana… proszszę łaskawie..,
— brek… break…
— do usług…
Barak zaszumiał, zachrzęścił od rdzawych głosów, wypełnił się w jednej chwili pozbawionym tchu krzykiem, zacząłem się cofać, tyłem wypadłem na słońce, oślepiony, zmrużyłem oczy; stałem długą chwilę osłaniając je ręką, za mną rozległ się przeciągły zgrzyt, to robot zatrzasnął drzwi i ryglował je.
— Paniee… — donosiło się jeszcze w fali stłumionego pomruku spoza ścian. — Proszszę… do usług… omyłka…
Minąłem oszklony pawilon, nie wiedziałem, dokąd idę — chciałem tylko znaleźć się jak najdalej od tych głosów, nie słyszeć ich; drgnąłem, kiedy poczułem na ramieniu niespodziewane dotknięcie. To był Marger, jasnowłosy, przystojny, uśmiechnięty.
— Och, przepraszam, panie Bregg, po stokroć przepraszam, to tak długo trwało…
— Co będzie z nimi?… — przerwałem mu prawie niegrzecznie, wskazując ręką na samotnie stojący barak.
— Proszę? — zamrugał powiekami. — Z kim? Zrozumiał nagle i zdziwił się:
— A, pan tam był? Niepotrzebnie…
— Jak to niepotrzebnie?
— To złom.
— Jak to?
— Złom do przetopu, już po selekcji. Pójdziemy?… Musimy podpisać protokół.
— Zaraz. Kto przeprowadza tę… selekcję?…
— Kto? Roboty.
— Co?! one same??
— Oczywiście.
Umilkł pod moim wzrokiem
— Dlaczego się ich nie naprawia?
— Bo to nieopłacalne… — powiedział powoli, z wyrazem zdziwienia."

10834
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Marca 30, 2013, 10:07:37 am »
Z drugiej strony Tyrmand nie odmawia Lemowi:
"erudycji, wykształcenia, nauk ścisłych, fantastyki, imaginacji"
ani:
"przedziwnej subtelności rozumowania, obrazowania i uzasadnień"

Czyli wartości prymarnych dla mnie.

(Czyli: gdybym nie znał, to by mi skutecznie zareklamował młodego - wtedy - pisarza.)

10835
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Marca 29, 2013, 10:54:32 am »
Obejrzalem niedawno serial Game of Thrones, calkiem ciekawy.

Jeszcze a'propos... O "Grze o tron" mówią (zdaje się, ze na zamówienie HBO)....

Anna Brzezińska (niewątpliwa Pierwsza Dama rodzimej fantasy*; pisałem o niej):
https://www.youtube.com/watch?v=I1UcDStjC9M
https://www.youtube.com/watch?v=airQ1kcoLeA

I Łukasz Orbitowski (facet, którego horrory zrobiły wrażenie na S. Kingu):
https://www.youtube.com/watch?v=jjJe97pgvGE
https://www.youtube.com/watch?v=xSZ_2QA4g2k

* Na zachętę dwie z jej "Opowieści z Wilżyńskiej Doliny":
http://www.runa.pl/wilzynska-dolina-kot-wiedzmy.html
http://www.runa.pl/wilzynska-dolina-plomien-w-kamieniu.html
Oraz wybrane fragmenty kolejnych tomów Sagi o Zbóju Twardokęsku:
http://www.runa.pl/fragment/348-PLEWY-NA-WIETRZE.html
http://www.runa.pl/fragment/353-PLEWY-NA-WIETRZE.html
http://www.runa.pl/fragment/355-PLEWY-NA-WIETRZE.html
http://www.runa.pl/fragment/356-PLEWY-NA-WIETRZE.html
http://www.runa.pl/fragment/383-ZMIJOWA-HARFA.html
http://www.runa.pl/fragment/384-ZMIJOWA-HARFA.html
http://www.runa.pl/fragment/213-LETNI-DESZCZ-KIELICH.html
http://www.runa.pl/fragment/632-LETNI-DESZCZ-SZTYLET.html
http://www.runa.pl/fragment/635-LETNI-DESZCZ-SZTYLET.html
Czemu poświęcam Brzezińskiej tyle uwagi? Nie tylko dlatego, że jej literatura tego warta, ale i z tej przyczyny, że... wzięła się za pisanie scenariusza, z którego powstanie - jak ma nadzieję - rodzimy serial fantasy z prawdziwego zdarzenia... (Co po "Wiedźminie" wygląda zresztą na straszliwy optymizm :P)

10836
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Marca 27, 2013, 05:10:15 pm »
draco, coś dla Cię.... ;)

Sapkowski o sequelu bąka:
http://www.esensja.pl/ksiazka/wiesci/tekst.html?id=13452

Nie dziwota zatem, że Esensja analizuje cykl wiedźmiński w redakcyjnej dyskusji:
http://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=15716

A Rosjanie tymczasem sami dopisują...:
http://esensja.pl/esensjopedia/obiekt.html?rodzaj_obiektu=2&idobiektu=14177

10837
Lemosfera / Re: dzis mija rocznica
« dnia: Marca 27, 2013, 12:28:51 pm »
Dziś... mija rocznica...

10838
Hyde Park / Odp: no nie mogę...
« dnia: Marca 27, 2013, 12:30:28 am »
maźku, powspominamy "Kosmos: 1999"? ;)
Space: 1999 -Tribute to the monsters-

10839
DyLEMaty / Odp: "Space - The Final Frontier"
« dnia: Marca 26, 2013, 05:48:38 pm »
A to:

To ma +/- tyle wspólnego z serialami Roddenberry'ego co "Głos Lema" z Lemem.

Inna rzecz, że szukałeś nieuważnie:
http://forum.lem.pl/index.php?topic=69.msg49131#msg49131

10840
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 26, 2013, 05:27:43 pm »
Zresztą chyba w FiFie albo Moim poglądzie na literaturę Lem analizował ten typ literatury. Widocznie postanowił ją wypróbować:)

Ten typ literatury fascynował bodaj Lema całe życie pisał o nim w w/w, pisał jeszcze w "Wejściu na orbitę", polecał, krytycznie analizując, Grabińskiego, pisząc w posłowiu do opowiadań jego:

"Nie jest to jednak, jak można by sądzić, po prostu zderzenie fizyki z metafizyką. Proszę zważyć, że owe zjawiska kolidują dziś z nauką, lecz nie zawsze tak było. Dawniej kolidowały z wiarą religijną. A więc nie tylko fizyka, lecz i metafizyka (wiary systemowej) miała we „wiedzy tajemnej” przeciwnika. Gusła, uroki, czary, lewitacje sprawiały teologom kłopoty dużo wcześniej, nim jęły sprawiać je uczonym. Nawet reakcja pierwszych i drugich była dosyć podobna. Jedni usiłowali rzecz niejako prze milczeć, zatuszować, oddalić, skazać na wygnanie, drudzy natomiast gotowi byli podejmować próby oswojenia tych zjawisk. Oczywiście próba „ domestykacji” takich urągliwych fenomenów wewnątrz fizyki wyglądać musi inaczej niż wewnątrz metafizyki. W fizyce mówi się o promieniowaniach, o mechanizmie przyczynowym, o nieznanych formach energii, a w teologicznej metafizyce o duszach pokutujących, o diabelskich konszachtach itp.
A zatem istoty tych zjawisk nie stanowi dla nas ich natura metafizyczna. Istoty tej należy się dopatrywać w wywrotowej robocie, atakującej taki rodzaj ładu, który w danym momencie historycznym zinstytucjonalizował się jako naczelny.
Jest więc tak chyba: pierwej człowiek wznosi z największym trudem ład, a potem wystawia go na szwank chaosu. Najpierw wymienia ignorancję na wiedzę, a potem gotów jest wyzbyć się tej wiedzy na rzecz porażającej ignorancji, ponieważ jest ona tajemnicą. Jestem przekonany, że gdyby udało się dokumentnie zracjonalizować i przyswoić praktycznej wiedzy zjawiska pozazmysłowe, więc dokonać tym samym aktu ich „naturalizacji” , to utraciłyby natychmiast swą dotychczasową urokliwość, i w poszukiwaniu przyprawiającej o zamęt tajemnicy ludzie jęliby szukać Niedocieczonego gdzie indziej. Chodzi więc, jak sądzę, o określoną potrzebę właściwą człowiekowi, o potrzebę owej hybris, czyli przekraczającego miarę naruszenia ładu społecznego i kosmicznego, którą dawne społeczności zaspokajały zliturgizowanymi praktykami, np. orgiastycznego typu. Jest więc tak, że człowiek sam niejako wprowadza w uporządkowany przez siebie obraz świata porcje tajemniczego nieładu. Kiedy zaś to uczyni, bierze się do uładzenia takich zastrzyków chaosu — i ze zmagań tych powstaje osobliwa dialektyka historyczna. Kiedy mianowicie rozpoznana w danej epoce historycznej tajemnicza żywiołowość ulegnie z kolei należy­temu, bo właściwemu normalnym ludzkim praktykom, upo­rządkowaniu — kiedy np. powstaną już tablice astrologiczne, klasyfikacje czarów zawartych w księgach wiedzy tajemnej, gdy się skrystalizuje jakaś „ teoria spirytyzmu” lub tp. — czyli kiedy w pierwotny nieład zagadki wkroczy metoda, schemat i klucz, zawłaszczone tym sposobem i jakby oswojone już zjawiska zatracają swą pierwotną atrakcyjność i ulegają stopniowemu unieważnieniu, widomemu w postaci rosnącej na nie obojętności. Potem, w następnym wieku, następne pokolenia z ich nowymi rzecznikami Nie samowitego, wszczynają od nowa trud porządkowań, tak borykając się z Niedocieczonym, jakby nie mieli nigdy poprzedników. A ponieważ Tajemnicy przyprawia zawsze konkretne oblicze duch czasu, dawne upostaciowania Zagad­kowego Chaosu — widome w magiach, czarach i okultyzmach — obecnie zastępują pseudoracjonalne pogłoski o Kosmicznych Przybyszach czy Talerzach Latających. Zmienia się forma i treść konkretna, ale nie zmienia się istota pojedynku toczonego z Chaosem — zarazem pożądanym i likwidowanym zabiegami porządkowującymi. Zapewne, wszystkie doznane przez ludzi na tej drodze zawody mogą świadczyć o tym, że taki żywioł widmowy jest bardzo trudno pochwytny. Sądzę jednak, że daremność takich wysiłków (wszak nic nie zrodziła rzeczowego magia, tak samo jak nie dały rezultatu poszukiwania Gości Kosmicznych czy Latających Talerzy) świadczy o czymś całkowicie odmiennym, mianowicie o tym, że poczucie zagrożenia jakby dzikim żywiołem nieznanym jest ludziom niezbędne. Tym samym problem okazuje się poważny, skoro kwestia „potrzeby Niesamowitego” jest bodajże niesamowitsza od wilkołaków czy zjaw, którymi ta potrzeba była żywiona. A zatem opowieść grozy jest namiastką tej hybris, którą dawniej ludzie prokurowali sobie realnie, namiastką słabiutką, dziesiątą wodą po kisielu, toteż może być dziś tylko małokalibrową rozrywką."


I to samo dokładnie oferuje nam Lem obierając jednak Niesamowite z kiczowatych dekoracji, w które ubrała je literacka tradycja, czyniąc natomiast Niesamowitym realnym to jest możliwym jako solipsystyczna (+/-) alternatywa dla gmachu naukowej wiedzy, a tym samym unikając typowej dla literatury grozy pułapki, o której tak pisał:

"Czym są w opowieści niesamowitej widmowe żywioły, magie czarne i białe? O co idzie wkraczającemu w ich sferę bohaterowi? O nic ponad sposoby skutecznego działania. Bohater taki to zatem „ nieortodoksyjny technolog” , posługujący się energią „ pozagrobową” bądź „ piekielną” zamiast chemicznej lub cieplnej, zaklęciem jako „ urządzeniem nawodzącym” zamiast celownika optycznego bądź elektromagnetycznego, oraz wtajemniczeniem spirytystycznym czy też czarnoksięskim zamiast studiów politechnicznych — jako zapleczem teoretycznym działania. A kiedy — tak bywa często w tych opowieściach — podjęte działania zawodzą lub dają koszmarne w skutkach rykoszety ciemnych sił — mamy do czynienia z taką żywiołową katastrofą, której w sferze racjonalnych technik będzie odpowiadać na przykład burza piorunami spalająca sieć elektryczną lub powódź znosząca tamy.
Ze względu na te własności literatura niesamowita jest blisko spokrewniona z powieścią produkcyjną. Jak w produkcyjniaku nie idzie o żadne problemy pozawytwórcze, więc też o żadne zagadnienia psychologii postaci, tak w pisarstwie niesamowitym nie liczy się nic prócz pokazów pewnych działań i objawianej w nich sprawności albo niesprawności. I różnica w tym jedynie, że pokazy technik cukrowniczych bądź budowlanych mniej zajmują czytelnika od pokazów starć z żywiołem zaświatowym.
A więc w gruncie rzeczy osądzającemu literaturę niesamowitości może być wszystko jedno, czy jej centralne obiekty istnieją, czy nie istnieją, skoro piśmiennictwo to tak samo nie dociera do autentycznych spraw ludzkich, jak nie docierała do nich powieść produkcyjna. Wyrażając to samo nieco brutalniej: dowód istnienia zjaw, strzyg i demonów ani o włos nie polepszyłby marności niesamowitego gatunku. Przecież cukrownie i budowy na pewno są realne, lecz nie wpływa to na wartość produkcyjniaków."


Zauważywszy tedy, że Lem - w przeciwieństwie do poprzedników - dociera do autentycznych spraw ludzkich, możemy śmiało wziąć się za temat technologii duszy.


"Ze wspomnień Ijona Tichego II [Decantor, wynalazca duszy nieśmiertelnej]" (nadal ów owocny rok 1961).

Na starcie tam mamy: 'Jakieś sześć lat temu, po powrocie z podróży", jeśli uznać (a rosnący poziom intelektronicznych technologii to sugeruje), że z tej ostatniej, czyli z panicznej ucieczki przed internetami (bo merkańskie pudło jednak apokryficzne), to wyjdzie nam Lem jednak na optymistę  8).

Ledwo czas zostaje określony wpada do Tichego gość wieczorny, tak opisany:

"Był to rudzielec w sile wieku, z okropnym zezem, takim, że trudno było patrzeć w twarz, na domiar wszystkiego miał bowiem jedno oko zielone, drugie piwne. Podkreślało to jeszcze szczególny wyraz - jak gdyby w jego twarzy mieściło się dwu ludzi, jeden lękliwy i nerwowy, drugi - dominujący - arogant i bystry cynik; powstawało z tego zadziwiające pomieszanie, bo patrzał na mnie raz piwnym okiem, nieruchomym, niby zdziwionym, a raz zielonym, przymrużonym i przez to kpiącym."

Podczas gdy u Bułhakowa, jak pamiętamy, taki się facet na początku pojawił, który też z duszami miał do czynienia:

"Przede wszystkim opisywany nie utykał na żadną nogę, nie był ani mały, ani olbrzymi, tylko po prostu wysoki. Co zaś dotyczy zębów, to z lewej strony były koronki platynowe, a z prawej złote. Miał na sobie drogi szary garnitur i dobrane pod kolor zagraniczne pantofle. Szary beret dziarsko załamał nad uchem, pod pachą niósł laskę z czarną rączką w kształcie głowy pudla. Lat na oko miał ponad czterdzieści. Usta jak gdyby krzywe. Gładko wygolony. Brunet. Prawe oko czarne, lewe nie wiedzieć czemu zielone. Brwi czarne, ale jedna umieszczona wyżej niż druga. Słowem - cudzoziemiec."

Tyle ode mnie na starcie. Kto analizuje dalej? ;)

10841
DyLEMaty / Odp: Właśnie zobaczyłem...
« dnia: Marca 24, 2013, 10:30:20 pm »
Ewolucja Bonda:

Wiemy, że Mistrz oglądał, więc... ;)

10842
DyLEMaty / Odp: Właśnie zobaczyłem...
« dnia: Marca 22, 2013, 05:34:14 pm »
Bioetyk* na znajome tematy:
prof. Jan Hartman, członek-założyciel B'nai B'rith Polska

* i tak, tym co piszą w tytule też ten pan jest:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Hartman
tylko co z tego?

10843
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Marca 22, 2013, 04:28:34 pm »
Poza ostatnim akapitem wygląda to zupełnie jak biografia na moją miarę ;).

10844
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Marca 22, 2013, 01:23:26 am »
Czekaj, jednak się da... Pamiętasz przed startrekiem wstępnym te oto słowa?

"Chcecie, żebym znów coś opowiedział? Tak. Widzę, że Tarantoga wziął już swój blok stenograficzny... profesorze, czekaj. Kiedy ja naprawdę nie mam nic do opowiedzenia. Co? Nie - nie żartuję. A zresztą - mogę w końcu, raz, mieć chętkę przemilczenia takiego wieczoru - w waszym gronie?"

Czy ta rama narracyjna wieczoru w przyjacielskim gronie nie jest świadomą kontynuacją wellsowskiej tradycji? Znasz zapewne?

"Podróżnik w Czasie (tak bowiem wypada go nazwać) wyjaśniał nam oto pewien niezwykły problem. Jego szare lśniące oczy błyszczały, a twarz, blada zazwyczaj, ożywiła się jasnym rumieńcem. Ogień na kominku palii się jasno, a łagodne światło srebrnych lamp w kształcie lilii odbijało się w perełkach napoju musującego w szklankach. Fotele wykonane według projektu gospodarza, miast stanowić po prostu wygodne siedzenie, obejmowały nas i tuliły. Panowała tu atmosfera poobiedniego błogostanu, kiedy to myśli biegną z pewnym wdziękiem, wolne od więzów ścisłości. Tak leż biegły i jego myśli w ciągu wykładu, którego kolejne punkty podkreślał niejako cienkim wskazującym palcem, podczas gdyśmy siedzieli i niedbale podziwiali jego gorące przejęcie się tym. jakeśmy sądzili, nowym paradoksem i niezwykłe bogactwo jego umysłu."
"Wehikuł czasu"

Nie tylko zresztą... Dalej - jak pamiętamy - mowa jest o duchach i o przeżyciu, które wstrząsa światopoglądem bohatera... To znów odsyła nas w rejony czytanych - i analizowanych - przez Lema z lubością  ghost stories, sporo zaś z nich wpisane było w podobne ramy towarzyskiej gawędy*. Wspomnijmy tylko pierwsze zdania utworu rozpoczynającego rekomendowany przez Mistrza zbiorek "Opowieści starego antykwariusza" (acz tu narrator - w przeciwieństwie do Tichego - opowie nam cudzą przygodę):

"Miałem już kiedyś, sądzę, przyjemność opowiedzenia państwu historii przygody mego przyjaciela Dennistouna, która mu się zdarzyła, gdy szukał nowych nabytków dla muzeum w Cambridge."
M.R. James, "Mezzotinta"

(Przy czym w posłowiu do w/w "Opowieści..." Lem sam się określił miłośnika fantazji i apokryfu, jako inteligentnej zabawy co - jak sądzę - należy mieć na uwadze także analizując "Ze wspomnień...".)


* Kolejne przykłady:

"Ktoś poprosił o cygara. Rozmawialiśmy już od wielu godzin i rozmowa zaczynała zamierać; tytoniowy dym wsiąkał w ciężkie kotary, a wino w mózgi. Głowy zaczynały nam ciążyć. Jeżeli ktoś nie uczyni czegoś dla ożywienia naszego ociężałego ducha, to spotkanie dobiegnie końca w sposób naturalny, to znaczy my, jego uczestnicy, rozejdziemy się do łóżek. Nie było nikogo, kto opowiedziałby coś godnego uwagi, prawdopodobnie nie było nikogo, kto miałby coś znaczącego do opowiedzenia. Jones zapoznał nas z najdrobniejszymi szczegółami swojej ostatniej myśliwskiej przygody w Yorkshire. Pan Tomkins z Bostonu z pracowitą rozwlekłością mówił o zasadach pracy, których ścisłe przestrzeganie przyczyniło się do tego, że spółka kolejowa „Atchison, Tepeka i Santa Fe” nie tylko opanowała nowe obszary, zwiększyła swoje wpływy i transportowała stada bydła nie głodząc go na śmierć przed datą dostawy, lecz także od lat udawało jej się łudzić ludzi, którzy wykupili bilety, fałszywym przekonaniem, że właśnie ta spółka jest w stanie przewozić istoty ludzkie bez narażania ich życia.
Signior Tambola dokładał zaś wszelkich starań, by za pomocą argumentów, które moglibyśmy zbić bez zadawania sobie trudu, przekonać nas, że zjednoczenie tego kraju bynajmniej nie przypomina nowoczesnej torpedy, starannie zaprojektowanej, fachowo skonstruowanej z wykorzystaniem doświadczeń największych europejskich zbrojowni, a przeznaczonej do tego, by zręczne ręce skierowały ją do tego regionu, gdzie bez żadnej wątpliwości musi ona bezgłośnie eksplodować, niewidzialna i nie budząca strachu, powodując całkowity polityczny chaos.
Nie ma potrzeby wchodzić w dalsze szczegóły. W każdym razie konwersacja była do tego stopnia mało interesująca, że z pewnością znudziłaby przykutego do skały Prometeusza, a Tantala doprowadziłaby niechybnie do szaleństwa, Iksjona zaś (wybierającego mniejsze zło) mogłaby chyba zmusić do szukania wytchnienia raczej w prostych, lecz pouczających dialogach Herr Ollendorffa.
Siedzieliśmy za stołem od kilku godzin, znudzeni, zmęczeni; nikomu nie chciało się ruszyć.Ktoś poprosił o cygara. Instynktownie spojrzeliśmy na mówiącego. Brisbane był mężczyzną trzydziestopięcioletnim, znanym z daru przyciągania uwagi słuchaczy. Silny, choć w proporcjach jego sylwetki nie było niczego nadzwyczajnego, mimo że z pewnością był większy niż przeciętny mężczyzna — mierzył nieco ponad metr osiemdziesiąt, umiarkowanie szeroki w barach, ale nie zwalisty, jakkolwiek nie można by go nazwać szczupłym. Głowa mała, osadzona na muskularnym karku. Krzepkie dłonie z pewnością mogły zgniatać orzechy bez użycia dziadka, i to z łatwością. Kiedy zaś patrzyło się na niego z profilu, nie mogła ujść uwadze nadzwyczajna szerokość rękawów i niespotykanie szeroko sklepiona klatka piersiowa.
Był to jeden z tych mężczyzn, o których się mówi, że są niepozorni, to znaczy, że nawet jeśli wyglądają na bardzo silnych, w rzeczywistości i tak mają o wiele więcej krzepy. Dorzuć-my jeszcze inne cechy: mała głowa, wielki nos, rzadkie włosy, niebieskie oczy, kwadratowa szczęka i mały wąsik. Znali go wszyscy, więc kiedy poprosił o cygaro, od razu utkwiliśmy w nim spojrzenia.
— Tak, to bardzo dziwne — powiedział Brisbane.
Zamilkliśmy: głos Brisbane'a nie był mocny, ale miał tę szczególną zdolność przebijania się przez ogólny gwar rozmowy i przecinania jej niby nóż. Zamieniliśmy się w słuch. Brisbane zaś spostrzegłszy, że wzbudził naszą ciekawość, z namaszczeniem przypalał cygaro.
— Bardzo dziwne — ciągnął. — Ludzie zawsze są ciekawi, czy ktoś widział ducha? No, więc ja widziałem."

F. Marion Crawford, "Górna koja"

"— To tylko konwencja — niefrasobliwie powiedział Anthony Carling — w dodatku nie bardzo przekonywająca. Czas! W rzeczywistości nie ma czegoś takiego. Czas po prostu nie istnieje. To tylko nieskończenie mały punkt wieczności, podobnie jak przestrzeń jest nieskończenie małym punktem nieskończoności. Przyzwyczailiśmy się wierzyć, że czas jest osobliwym tunelem, przez który podróżujemy. Tunel wydaje się nam realny, ponieważ słyszymy łoskot, a wokół nas jest ciemność. Ale zanim wjechaliśmy do tunelu, istnieliśmy w nieskończonej światłości i podobnie będzie, gdy zeń wyjedziemy. Więc dlaczego mielibyśmy zwracać uwagę na hałas i ciemność, która otoczyła nas na chwilę?
Jak na wiernego wyznawcę ponadczasowych idei, które głosił z zapałem, akcentując słowa gwałtownymi ruchami pogrzebacza wzniecającego snopy iskier i ożywiającego ogień, Anthony miał wiele zrozumienia dla tego, co doczesne i skończone. Jak nikt z ludzi, których znałem, cenił smak życia i jego uciech. Tego wieczora uraczył nas wspaniałą kolacją podlaną znakomitym porto, a uprzyjemniał ją jeszcze swym zaraźliwym optymizmem."

E.F. Benson, "W metrze"

10845
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Marca 21, 2013, 03:39:44 pm »
Z przykrością zawiadamiam, że moja ulubiona strona internetowa niniwa2 przestała istnieć (chwilowo?)

Nic w przyrodzie nie ginie ;):
http://filip.rembialkowski.net/niniwa2/index.html

Strony: 1 ... 721 722 [723] 724 725 ... 1090