Nie ma to nic wspólnego z rozdziałem Kościoła od państwa - x. Boniecki nie jest urzędnikiem państwowym ani w żaden inny sposób z instytucjami państwowymi związku nie ma.
Właśnie dlatego użyłem frazy: "i podobne idee", jako mającej nawiązywać do szeregu rozmaitych person, które z kościołem katolickim mają wspólnego tyle, co konieczność oddania cotygodniowego felietonu o ostatnich dokonaniach episkopatu.
Uważam, że warunkiem koniecznym sprawiedliwości - ale jakaż parszywa by ona była - jest, żeby osoby zainteresowane wyrugowaniem kościoła katolickiego z "życia publicznego" nie podejmowały jakichkolwiek prób związanych z próbą wywierania wpływu na tenże kościół. Obrazowo rzecz ujmując (i znów: Bóg, naród, sztuka, proletariat) - jeśli uważam, że nie powinien kościół ani żadni jego przedstawiciele wygłaszać w miejscach publicznych oracji na temat morderstwa życia poczętego itp., to również nie powinienem mówić temu kościołowi ani żadnym jego przedstawicielom, jak postępować mają w stosunku do swych członków.
Dlatego niezmiernie mnie śmieszy ta masowa kontestacja, to powszechne oburzenie, to przywłaszczanie sobie postaci, z lewa czy prawa - tylko dlatego, że mówi głosem sprzyjającym głosowi mojemu. Jeśli podoba mi się, co powiada ksiądz Boniecki, to czy będę - w ramach sprzeciwu wobec cenzury - protestować wobec zatykania ust tym bardziej prawicowo-zaściankowym osobnikom (gdyby sytuacja taka nastąpiła)?
Pozwolę sobie na tym - na pewien czas - zakończyć swój udział w dyskusji na tematy polityczno-kościelno-patriotyczno-popularne. Zbytnio przypominają mi one gimnazjalno-licealne tyrady natchnionych uczniów, a i mój obraz, jako interlokutora w tak oświeconym gronie, niepewnym się jawi.