notabebne, wydaje mi się, że Mistrz też nie miał bladego pojęcia :-)
Możliwe, ale czy to właśnie nie jest fajne - ta możliwość przedstawienia wielu interpretacji przy świadomości, że obstawiać która jest "prawdziwa" (a choć każda będzie fikcyjna niejako potrójnie, bo odnosząca się do zmyślonej sytuacji z fikcyjnego świata, a przy tym absolutnie nieweryfikowalna... do momentu wynalezienia widmotronu minimum, a i to przy założeniu, źe nie masz racji, którą tym razem - mam wrażenie - możesz mieć) można tylko w ciemno? Przecież to zawsze była część przyjemności z czytania prozy Lema, tak różnej od amerykańskiej SF, w której zwykle w finale dostajemy łopatologiczne rewelacje w trybie
kawonaławowym. I jeszcze ta dodatkowa świadomość, że te zgadywanki są - tak jak inspirujący do nich utwór - próbą modelowania przyszłości... A nuż faktycznie zbudowany zostanie kiedyś superkomputer, ktòry zamilknie...?