Jakoś mi przykro patrzeć jak ten pan - bez końca - pastwi się nad bezbronnym robotem. Jakby psa kopał.
Żeby chociaż jaki laser do obrony miał. Ten robot. I co drugi kop...kop tego pana;)
Ano przykry widok - zaraz się nam (mnie też) w mózgach tendencja do animizacji, albo i personifikacji włącza - choć
to maszyna, rodzaj czworonożnego robota, wielce prymitywnego, a zdaje się jeszcze, że kopanie w celach naukowych było, by pokazać jak pięknie robot zachowuje równowagę.
Jakoś godniej by to wyglądało jednak, gdyby tego robota drągiem jakim beznamiętnie potrącali czy co...?
Tichy chyba jednak wybierał godniejszych przeciwników;)
Bywał jednak dla robotów (z wzajemnością zresztą) przykry (
"To mnie tak zezłościło, żem się poważnie zastanowił, czy nie oddać go jednak na złom. Ponieważ nie chciało mu się wstawać rano, od miesięcy zatykał sobie wieczorem słuchawki woskiem. Można było dzwonić do upadłego. Tłumaczył, że to z roztargnienia. Groziłem, że wykręcę mu stopki, ale brzęczał sobie na to. Wiedział, że go potrzebuję.") nie tak jednak, jak jeden kuzyn Tarantogi:
"Gospodarz przycisnął sobie do skroni małą metalową płytkę.
- Wołam mego robota - wyjaśnił. Jakoż robot wszedł, ale na tacy zamiast butelki i kieliszków niósł dwa młotki i małą siekierkę. Kuzyn Tarantogi nawet specjalnie nie zwlekając i nie wdając się w żaden dialog z blaszanym służącym, schylił się tylko, spod swojego fotela wydobył coś na kształt srebrnego colta i jednym sztychem płomiennego promienia obrócił robota w kupę szmelcu, zaś wirujący nad nią dym i woń czadu niezwłocznie wessał okrągły, rozwarty w suficie otwór.
- Już dawno zauważyłem, że ten mój butler wymaga remontu, ale niestety nie miałem na to czasu, tak mnie zafrapowały ostatnie wyniki studiów nad reptyliami permu - z tymi słowami kuzyn Tarantogi podszedł do szafki ściennej i osobiście wręczył mi szklaneczkę whisky."