...bo najwyższą miarą dla człowieka jest drugi człowiek
To mi trochę przypomina sformułowaną przez E. Levinasa koncepcję sensu istnienia jako doświadczania drugiego człowieka: moje bycie w świecie ma sens dzięki
byciu drugiego. Z tego co pamiętam, Levinas nazwał to "epifanią twarzy". O ile w wymiarze absolutnym
sensu stricto wyjaśnienie to wydaje się dość trywialne, o tyle trudno się z tym nie zgodzić, gdy w grę w chodzi nasza jednostkowa, ziemska egzystencja.
Jeżeli chodzi o Lemowych "Astronautów", to związek jednego człowieka z drugim najlepiej, trzeba przyznać że dość bezpośrednio, obrazuje opowieść pilota-alpinisty.