No i super! Otworzyliście się i o to mi chodziło!
Dziękuję bardzo za to, no to może ja też po kolei...
Wiadomo, że każdy zwłaszcza w el-muzyce usłyszy to co kiedyś tam już usłyszał, słyszy pewne wzorce, słyszy podobne melodie, podobne sekwencje, ba! nawet tę samą sekwencję... Wszystko się zgadza. Ale ja tylko bardzo mocno zbliżyłem się do Vangelisa i Jarre'a w tylko jednym utworze, nr 8. Poza tym, to już ewidentnie styl grania i kompozycji Marka Kwiatkowskiego. Duuuużo pianina owszem, trochę swingu czasem, jazzowych inspiracji, podjazdów również owszem.
No i wreszcie! Ten Lem! Jest? Nie ma? No właśnie. Tutaj w przypadku trzeciego już podejścia do dzieł Lema potraktowałem sprawę bardziej muzycznie, ilustracyjnie i dookoła w porównaniu np. do "Koniugatora Hardena", czyli poprzedniej płyty. Na "Koniugatorze..." nawiązałem konkretnie aż do bólu, to nawet fragmentami było słuchowisko, rzetelne odtworzenie danej sceny, (ilość uderzeń dzwonów na katedrze, itd), bo po prostu uwielbiam "Przyjaciela" mógłbym go czytać non stop. Podobnie było z płytą "Sygnał z Kondora" i inspiracją "Niezwyciężonym", tak naprawdę "słychać Lema" a tutaj macie rację - mniej, po prostu zmieniłem podejście na bardziej muzyczne a nie jak poprzednio "radiowo-słuchowiskowe". Tego widocznie było mi trzeba.
Tym którzy już słuchali bardzo się podoba. No i najważniejsze, naprawdę ta muzyka ma "nie przeszkadzać" grać karty, sączyć piwo, czy robić zupełnie coś innego. Może nie nagrywałem tego do końca jako "muzyki tła" ale w pewnym sensie oczywiście ma prawo mieć takie zastosowanie... więc proszę, nie bójcie się pisać, wyrażać swoich opinii... to zawsze jest dla mnie cenne. Fakt idealne warunki to wieczór, delikatne światło i słuchawki, kubek ciepłej herbaty...
Ale wiecie co? Cieszę się, bo dużo osób po wysłuchaniu tej płyty i poprzednich "lemowskich" mówi do mnie: "Muszę koniecznie sięgnąć po Lema"... To cieszy, a cel uświęca środki
Spokojnego piątkowego wieczoru