czuję się trochę jakbym należał do grona wyznawców jakiejś spiskowej teorii, gdzie opinia publiczna z niezrozumiałych względów totalnie ignoruje zagadnienie
Materiały/linki.relatywnie nowy tekst (spod znaku "cała nadzieja w Chinach" właśnie) z "MIT Technology Review" o perspektywach bezpiecznej atomistyki. O MSR tam sporo:
- energetyka atomowa rozwinęła się przez dekady w określonym kierunku i jest to obecnie potężny przemysł (...) Myślę, że tego typu układ jest bardzo odporny na zmiany i broni się przed nimi.
- energetyka jądrowa wymaga olbrzymich nakładów wstępnych, nawet jeśli per saldo się opłaca. (...)
W związku z tym o ile jeśli chodzi o prostsze technologie spodziewany przyrost efektywności o kilka % skłania do wprowadzania zmian (zwłaszcza, że można to robić stopniowo) - o tyle w przypadku tak skomplikowanych i drogich we wdrożeniu nawet spodziewany "na papierze" przyrost o kilkadziesiąt % może nie wystarczyć do przełamania bezwładu.
Tym bardziej, że energetyka jądrowa generalnie nie boryka się z problemami techniczno-ekonomicznymi a raczej "ekologami", populistami i lękiem mas przed atomem,
(...)Przykładowo globalne ocieplenie skutkujące wzrostem temperatury wód w rzekach wykorzystywanych do chłodzenia reaktorów we Francji może już realnie spowodować, że użytkowanie tych elektrowni stanie się nieekonomiczne ze względu na częste wyłączenia.
Diabli wiedzą, czy i jakie tego problemy wynikną przy tej nowej technologii - ale jest ryzyko, że o czymś nie mamy pojęcia w skali czasu następnych 50 lat.
- ta nowa-stara technologia, mimo że wiadomo o niej znacznie więcej niż o "zwykłych reaktorach" kiedy zaczynano je budować też raczej pokaże jakieś "rogi". Tego typu przedsięwzięcia należą do tych, których budżety i harmonogramy są wiecznie przekraczane a początek "zwracania się" inwestycji wiecznie ginie w kolejnej dziesięciolatce.
- są inne obiecujące możliwości, które nie są obciążone "atomem". Aczkolwiek myślę, że jest do nich dalej (np. do reaktora termojądrowego), ale nie mają (póki co) tego obciążenia społecznego a ponadto kiedy się je wdroży z punktu przekreślą energetykę jądrową.
Ja jednak celowo pominąłem wątek społeczno-polityczny – ...... W pierwszym kroku interesowałoby mnie przede wszystkim ustalenie, choćby zgrubne, czy koncept LFTR jest faktycznie na tyle obiecujący, aby warto było wyruszać w syzyfowy bój z hydrą ludzkiej głupoty i biznesowej inercji.Trudno mi oceniać inaczej niż na zasadzie, że jak piszą, że da się, to widocznie da się :) . Pewnie wszystko się zgadza od strony technicznej - rzeczywiście jest to efektywniejsze i rodzi mniej problemów technicznych, niż "zwykła" elektrownia atomowa.
torowy reaktor ciekłosolny postrzegam nie w kategoriach poprawy efektywności, a rewolucji jakościowej, która niejako przy okazji charakteryzuje się także sporo większą wydajnością. No i jest jeszcze kwestia proporcji pomiędzy kosztem inwestycji badawczo-rozwojowej a potencjalnym zwrotem w postaci zupełnie nowej technologii. W mojej ocenie, w przypadku LFTR, możliwy zysk jest tak olbrzymi, że sprowadza wszystkie wydatki wstępne do poziomu fistaszków.Trudno powiedzieć coś więcej (znów :) ) poza chłopską mądrością, że skoro zyski są tak duże, to widocznie koszty też niemałe, skoro nikt się za to nie bierze. Myślę, że może zyski są zbyt odległe - wdrażaniem tych technologii zajmują się w zasadzie przedsiębiorstwa (w krajach zachodu, bo np. w Chinach to jest państwowe) i taka firma może inaczej kalkulować, bo musi mieć zysk cały czas, a nie za 40 lat. Sprawy czysto ludzkie. W tej skali normalne biznesowe podniety gorzej funkcjonują.
Wydaje mi się, że bez akcji tego rodzaju ignorancja ogółu nieuchronnie zapędzi nas w ślepy zaułek.Ostatnio jakoś bardzo osłabłem w wierze, że powyżej pewnego poziomu abstrakcji ludzie w sensie masy dadzą się do czegoś przekonać. Lęk przed atomem został bardzo skutecznie zaszczepiony (zresztą przez rządy - tak zachodnie, jak i wschodnie). Częściowo chyba dlatego, że łatwo się podczepia pod lęki instynktowne - coś, czego nie widać, nie czuć, a zabija i tak dalej. W tej sytuacji zestawianie choćby tylko ilości radionuklidów uwalnianych ze spalanego węgla versus emisji z przemysłu nuklearnego mija się z celem - i tak nic to nie daje.
Ciekawie, o tym jeszcze nie słyszałem. Przy jakiego rzędu zmianie temperatury rzek rozważane są takie scenariusze?Zdaje mi się, że 2015 tak się ostatnio działo na większą skalę. Chodzi o to, że wraz ze wzrostem temperatury wody rośnie także temperatura wody zrzucanej na powrót do rzeki. Po pierwsze to wszystkie kraje regulują tą temperaturę nie więcej niż, a po drugie wydajność chłodzenia spada tak czy siak. Poza tym wiele rzek ma zwyczajnie mało wody. Tak więc są przeszkody i prawne (akurat ekologicznie obiektywne) i techniczne - albo trzeba zmniejszyć uzyskiwaną moc albo rozbudować układ i pobierać więcej wody (o ile ona jest). Podobny problem mają Kozienice - Wisłą bywa obecnie bardzo "sucha", jak jest mało wody to jest też ona ciepła jak zupa więc chcą budować zaporę, żeby móc tej wody więcej pobrać.
Ciekaw jestem, ile czasu zajęłoby skonstruowanie komercyjnego LFTRa, gdyby od tego zależało zwycięstwo nad Hitlerem:-) A wygląda na to, że znajdujemy się właśnie w sytuacji tego typu.Z Hitlerem to parę lat - ale właśnie widzisz to nie jest sytuacja jak z Hitlerem. To jest sytuacja na wyższym poziomie abstrakcji i odroczona w czasie. Nikt nikogo nie zabija a żeby uwierzyć, że ktoś tam kiedyś zginie to trzeba najpierw uwierzyć naukowcom. A jak wiesz np. obecny prezydent USA nie wierzy w globalne ocieplenie ani trochę.
Moim zdaniem komercyjny reaktor termojądrowy to mrzonka w kontekście co najmniej 50 lat. Nie mówiąc już o tym, że chyba musi to być urządzenie znacznie bardziej skomplikowane od takiego LFTRa, przez co może być spory problem z jego szerszym zastosowaniem.Wyraziłem się nieprecyzyjnie - miałem na myśli reaktor w którym strzela się z lasera do kulek deuteru. To dość prosta i skalowalna technologia (o ile oczywiście nastąpi przełom).
(a przy okazji: jakie jeszcze rozwiązania zaliczyłbyś do tych "obiecujących technologii" nieobciążonych atomem?)Dwie takie rzeczy, a w zasadzie jedną ale w dwóch odsłonach - energia słoneczna stosowana do produkcji elektryczności (w ten, czy inny sposób) oraz stosowana do rozkładu wody w celu produkcji wodoru. Tak w ogóle ponieważ Słońce dostarcza nam ilości energii rzędy wielkości przekraczające nasze zapotrzebowanie a wodór uważam za dobry "krok pierwszy" bo można wykorzystać wiele z infrastruktury samochodowo-przemysłowej - a byłaby to rzeczywiście zielona technologia i nie wszędzie trzeba zaraz ciągnąć "druty".
Myślę, że może zyski są zbyt odległe - wdrażaniem tych technologii zajmują się w zasadzie przedsiębiorstwa (w krajach zachodu, bo np. w Chinach to jest państwowe) i taka firma może inaczej kalkulować, bo musi mieć zysk cały czas, a nie za 40 lat. Sprawy czysto ludzkie. W tej skali normalne biznesowe podniety gorzej funkcjonują.
Ostatnio jakoś bardzo osłabłem w wierze, że powyżej pewnego poziomu abstrakcji ludzie w sensie masy dadzą się do czegoś przekonać.
Z Hitlerem to parę lat - ale właśnie widzisz to nie jest sytuacja jak z Hitlerem. To jest sytuacja na wyższym poziomie abstrakcji i odroczona w czasie.
Wyraziłem się nieprecyzyjnie - miałem na myśli reaktor w którym strzela się z lasera do kulek deuteru. To dość prosta i skalowalna technologia (o ile oczywiście nastąpi przełom).
Dwie takie rzeczy, a w zasadzie jedną ale w dwóch odsłonach - energia słoneczna stosowana do produkcji elektryczności
oraz stosowana do rozkładu wody w celu produkcji wodoru.
bo można wykorzystać wiele z infrastruktury samochodowo-przemysłowej - a byłaby to rzeczywiście zielona technologia i nie wszędzie trzeba zaraz ciągnąć "druty".
Ah, marzy mi się przebudowa systemu edukacyjnego, gdzie połowę czasu przeznacza się na uporczywe wpajanie krytycznego sposobu myślenia, racjonalnego rozumowania i oceniania faktów. A wszystko to uzupełniane szkoleniem młodzieży do kooperacji i uczestnictwa społecznego od poziomu niewielkich grup do (co najmniej) skali demokracji krajowej. O święta naiwności!
Wygląda jednak na to, że tak "rewolucyjnych" zmian możemy oczekiwać dopiero po jakiejś apokalipsie. Znikąd nadziei.
Hmm, ja mam co do tej technologii poważne wątpliwości. Pulsacyjny charakter procesu, destrukcja w komorze reaktora (to w ogóle poprawne określenie w tym kontekście?), nie wiem jak z długoterminową trwałością laserów o odpowiedniej mocy... Eksplozywny charakter procesu generalnie brzmi dla mnie raczej mało atrakcyjnie. Ale moja wiedza w tym temacie jest jeszcze o rząd wielkości mniejsza, niż w przypadku LFTR.Ogólnie nie wiadomo, jak taka technologia się "wypośrodkuje", na razie to nawet nie jest demonstrator technologii, tylko urządzenie, które ma odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle ta droga ma sens techniczny. Generalnie nie są to ilości energii czy mocy wielkie dla współczesnej techniki i to właśnie uważam za potencjalny zysk, że technika ta jest wysoce skalowalna (wysoce teoretycznie ;) ) i elektrownia nie musi być zaraz gargantuiczna. No i paliwo leci z kranu ;) .
Nie martwi Cię niska gęstość energii słonecznej i jej nieciągłość? Plus fakt, że im dalej od równika, tym gorzej?Myślę o tym mając jako roboczy odnośnik produkcje biomasy w lesie równikowym. To rozproszenie niesie oczywiście problemy - ale tak naprawdę kluczowy jest koszt ogniw i ich sprawność jeśli chodzi o średnie szerokości, gdzie urządzenia koncentrujące światło za pomocą luster nie mają sensu. Tym niemniej po prostu mamy tę energię w ilościach praktycznie niewyczerpalnych za darmo, trzeba ją jedynie złapać. Nawet nie wchodząc na orbitę (co uważam za możliwe, ale w sensie opłacalności bardzo odległe - poza tym to zwiększy śr. temp., a elektrownie na ziemi nie, albo niewiele).
Co masz tutaj na myśli, bo chyba zgubiłem wątek? Chodzi Ci po prostu o wykorzystanie wodoru do napędu pojazdów, czy może o, hmm, fantastyczne wizje przekształcenia szos w solarne siłownie?W pierwszym ruchu wodór, gdyby rzeczywiście wyparł ropę do napędu pojazdów, to byłby prosty zysk eko. Urządzenia do rozkładu wody za pomocą światła słonecznego w połączeniu z ogniwami paliwowymi pozwalałyby na bardzo proste rozwiązanie problemu przechowywania i dowolnego dostępu do energii w odosobnionych miejscach (a takich jest wiele na świecie). Generalnie nie jest to jakieś super-rewolucyjne, tylko drobnymi ruchami pozwala poprawić bardzo dużo rzeczy własnie bez rewolucyjnych zmian (cała technologia jest dostępna od reki).
Ogólnie nie wiadomo, jak taka technologia się "wypośrodkuje", na razie to nawet nie jest demonstrator technologii, tylko urządzenie, które ma odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle ta droga ma sens techniczny.
No i paliwo leci z kranu ;) .
Myślę o tym mając jako roboczy odnośnik produkcje biomasy w lesie równikowym. To rozproszenie niesie oczywiście problemy - ale tak naprawdę kluczowy jest koszt ogniw i ich sprawność jeśli chodzi o średnie szerokości, gdzie urządzenia koncentrujące światło za pomocą luster nie mają sensu. Tym niemniej po prostu mamy tę energię w ilościach praktycznie niewyczerpalnych za darmo, trzeba ją jedynie złapać.
W pierwszym ruchu wodór, gdyby rzeczywiście wyparł ropę do napędu pojazdów, to byłby prosty zysk eko. Urządzenia do rozkładu wody za pomocą światła słonecznego w połączeniu z ogniwami paliwowymi pozwalałyby na bardzo proste rozwiązanie problemu przechowywania i dowolnego dostępu do energii w odosobnionych miejscach (a takich jest wiele na świecie).
lemowski Inżynier;-)
Lęk przed atomem został bardzo skutecznie zaszczepiony (zresztą przez rządy - tak zachodnie, jak i wschodnie).