Anegdota XVI.Anegdota bardzo smutna na końcu.
Dr. G.Wolner ożenił się – żona z domu Fischler. W lutym 1937 r. urodzili syna.
I zmienił miejsce zamieszkania i pracy – ul. Sykstuska 29.
Ale Druga Wojna Światowa wszystko zmieniła.
Ze wspomnień Stanisława Lema:
“Najpierw [po 1 września 1939 roku] pod Lwów podeszli Niemcy. Z cmentarza ostrzeliwała się polska policja, a w kamienicy na Brajerowskiej 4 pojawił się oddział, którego dowódca oświadczył, że na naszym balkonie postawią karabin maszynowy i zrobią z mieszkania coś w rodzaju szańca: „Już w gruzach leżą Maurów posady, naród ich dźwiga żelaza…” Siedziałem trochę z tymi żołnierzami na dole, piastując ręczną korbę od syreny przeciwlotniczej, a oni dawali nam kostki kawy zbożowej z cukrem, znane mi jeszcze z obozu w Delatynie. Moja matka bardzo się jednak przelękła i wyruszyliśmy do jej brata na Sykstuską”.
“Mniej więcej około 20 września, stojąc na ulicy Sykstuskiej we Lwowie, przed domem wuja mego, bo wtedy u niego mieszkaliśmy (…) – widziałem upadek Polski. Widziałem go dlatego, ponieważ pułk artylerii, który stacjonował na górze Cytadeli, a ta góra jest zwieńczeniem ulicy Sykstuskiej we Lwowie, zjeżdżał wtedy i zajmował całą długość tej olbrzymiej arterii, a myśmy stali pod numerem 29 – ja z rodzicami, sąsiedzi, w ogóle dużo ludzi, może już było wiadomo, że Rosjanie weszli, ja nie pamiętam tego. W każdym razie zobaczyłem w pewnym momencie wyjeżdżających z bocznych ulic sowieckich żołnierzy, byli konno i wszyscy mieli twarze mongolskie i skośne oczy, każdy z nich miał w prawej ręce nagan, a w lewej granat. Kazali naszym żołnierzom zdjąć pasy, rzucić broń, zsiąść z koni i z jaszczy armatnich i po prostu pójść sobie. Ten olbrzymi łańcuch armat, jaszczy i koni, który został po prostu porzucony, zrobił na nas takie wrażenie, że staliśmy nic nie mówiąc i wszyscy płakaliśmy. Łzy nam ciekły po twarzach. Było to bardzo przerażające – zobaczyć, jak kraj pada. Nie myślałem wtedy, że ma to charakter symboliczny, w ogóle nic nie myślałem, czułem rozpacz i płakałem. Potem przyszli Rosjanie i to była pierwsza okupacja, tak to odbieraliśmy we Lwowie”.
“Jak Niemcy weszli [w 1941 r.], to pierwszą rzeczą jaką zrobili, było wymordowanie grupy profesorów Uniwersytetu Lwowskiego, m.in. słynnego tłumacza poezji i prozy francuskiej Boya-Żeleńskiego, kilku bliskich znajomych mego ojca, no i nie wiadomo dlaczego dali tej akcji kryptonim Nachtigall (Słowik). Tam było zresztą więcej Ukraińców niż Niemców. Nie wiadomo czemu wzięli także mego wuja, który mieszkał na ulicy Sykstuskiej 29, tam gdzieśmy wcześniej byli, bo nasze mieszkanie na Brajerowskiej 4 było bombardowane przez niemiecką artylerię, więc myśmy uciekli stamtąd do wujka, ale potem wróciliśmy, bo mieszkanie jednak ocalało. Tam dowiedzieliśmy się po kilku dniach, że wujka zabrali w nocy i prawdopodobnie rozstrzelali na tzw. Piaskach. Wszystkie te zwłoki zostały tam pochowane, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero po wojnie. Matka moja prawie do samej śmierci (…) liczyła, że jakimś cudem wujek, który był jej ukochanym i jedynym bratem, ocalał i gdzieś jest. Nikt nie próbował tej jej iluzji storpedować”.
“Moja matka bardzo go kochała i nie wierzyła, że zginął. Jeszcze długo po wojnie twierdziła, że gdzieś żyje i wkrótce się odnajdzie, choć wszyscy wiedzieli, że to niemożliwe”.