Kosmos poszedł tu: https://forum.lem.pl/index.php?topic=502.msg87243#msg87243
Kosmos zabrali, nie nieee...
Zostaje historia.
Takie pytanko, chyba najbardziej do LA
Czytam sobie właśnie memuary Szpotańskiego z lat 50-tych. Zabawne. I trochę straszne. I w nich jest opis wizyty uczonych radzieckich na UW. Poprzedzony próbkami naukowego klimatu epoki na owej uczelni (i zapewne nie tylko tej)
Z kolei z Kotarbińskim rozprawiano się w ten sposób:
Nawet pobieżna analiza jego poglądów filozoficznych, a więc przede wszystkim jego sławetnej teorii zwanej reizmem, wykazuje, że wydatnie służyły one faszyzmowi. Wszak na takich to właśnie pożywkach kiełkowała i wzrastała ideologia nazistowska. Lecz Kotarbiński był człowiekiem niezwykle przebiegłym i, żeby odwrócić uwagę od obiektywnej, jedynie prawdziwej funkcji swych prac, przybierał przed wojną postawę antyprawicowca i filosemity. Jego niecne rachuby okazały się wyjątkowo skuteczne, bo ową grą udało mu się wreszcie sprowokować rodzimych faszystów — ONR-owców — by obrzucili go kałamarzami. Gdy się to stało, zaczął chodzić w glorii męczennika-lewicowca, a o nic innego mu właśnie nie chodziło, albowiem stanowiło to doskonałą maskę dla jego dywersyjnych działań na polu filozofii, które służyły teoretycznemu podbudowywaniu ideologii imperialistycznej w jej najskrajniejszej postaci, jaką był faszyzm. Oto w jaki sposób stronnicy faszyzmu, z jednej więc strony ONR-owcy, a z drugiej profesor Kotarbiński, chytrze podawali sobie ręce, odgrywając przed społeczeństwem komedię pozorów.o matematyce
W swym zapale rozprawienia się z idealizmem wszelkiej maści i w każdej dziedzinie marksistowscy uczeni dobrali się nawet do tak abstrakcyjnej dyscypliny, jaką jest matematyka. W artykułach na ten temat o matematyce, rzecz jasna, nie było ani słowa, zwalczano tam wyłącznie matematyków zachodnich, którzy jakby a priori hołdowali tendencjom idealistycznym. Zakończenie jednego z tych artykułów pamiętam bardzo dobrze do dzisiaj. Brzmiało ono mniej więcej tak:
„W tym grząskim bagnie idealizmu subiektywnego, wśród zatrutych kwiatów fideizmu i klechostwa, przechadzają się filozoficzne ichtiozaury w rodzaju Bertranda Russella”.Przechodząc do rzeczonych uczonych
Wizytę uczonych radzieckich celebrowano z pompą godną cara Mikołaja I. Najpierw, zanim fizycznie zjawili się na terenie Uniwersytetu, nieomal z godziny na godzinę informowano o ich krokach na polskiej ziemi. Oto pociąg przybył na dworzec; oto zostali powitani przez ministra oświaty; oto podjęto ich obiadem; oto odwiedzili Polską Akademię Nauk; oto już się zbliżają, już nadchodzą.Ci (chyba
)
Profesorowie radzieccy reprezentowali takie dyscypliny, jak historia filozofii i literaturoznawstwo. Literaturoznawca nazywał się Żurko, to pamiętam dokładnie, filozof zaś… bodajże Konowałow, lecz za to nie dałbym już głowy. I on to właśnie wystąpił jako pierwszy.Zaatakowali (tu jest te pytanie moje)
Zasadnicza struktura wykładu była jakby żywcem wzięta ze znanych mi już z "Myśli Filozoficznej" rozpraw autorów radzieckich. Najprzód więc miażdżąca krytyka wszystkiego, co zachodnie oraz przedrewolucyjne, a następnie dytyramb na cześć filozofii i nauki radzieckiej oraz wszystkiego, co rosyjskie w tym zakresie — jako prowadzące dialektycznie do obecnego złotego wieku. Konowałow z długich dziejów filozofii nie oszczędził prawie nikogo. Poczynając od Platona, poprzez Kartezjusza, a na Kancie kończąc, wszystko było niepoprawnym idealizmem służącym kolejno: niewolnictwu, feudalizmowi i kapitalizmowi, czyli ustrojom złowrogim i przegranym. Drobne wyjątki uczynił jedynie dla materialisty Demokryta i Spinozy, ale i wobec nich odniósł się nie bez zastrzeżeń: Demokryt mianowicie był materialistą wulgarnym, a taki materializm należało jak najusilniej zwalczać, zasługi Spinozy zaś sprowadzały się wyłącznie do jego negatywnej oceny religii, natomiast jako twórca swego dzieła głównego, Etyki, był — wedle Konowałowa — kompletnym mętniakiem i fantastą. Najbardziej jednak znęcał się Konowałow nad św. Augustynem. Obrzucił go, doprawdy, lawiną wyzwisk w rodzaju: mrakabies, obskurant, fideista, zatwardziały i przewrotny klecha, zaciekły wróg ludu, degenerat drapujący się w szaty świętoszka, obmierzły zboczeniec (prawdopodobnie sodomita), no, słowem, samo dno i bagno. I przeciwstawił mu czystego, bo wywodzącego się z ludu, Iwanuszkę Duraczka z bylin [starych rosyjskich baśni ludowych] z jego piękną, optymistyczną filozofią, proroczo zapowiadającą obecną etykę marksistowską i opartą na niej moralność nowego człowieka radzieckiego, który świeci przykładem całemu światu. Oczywiście w tym skrótowym ujęciu dziejów filozofii osobne i niejako główne miejsce zajmował Karol Marks. Prawdziwa filozofia zaczynała się dopiero od niego, ale właśnie zaczynała, bo w stadium swego apogeum weszła dopiero dzięki Leninowi, a swój złoty wiek przeżywa oto za naszych dni — zasilana duchem takiego mocarza, jakim jest Józef Stalin. lewy sierpowy na dokładkę
Druga część wykładu prawie całkowicie poświęcona była Łomonosowowi. No, ten Łomonosow — w ujęciu Konowałowa — był, doprawdy, jakąś gigantyczną figurą! Był to po prostu największy uczony wszechczasów. Czegóż to on nie wymyślił! Poza wszystkimi co ważniejszymi prawami fizyki, wynalazł elektryczność, węgiel kamienny, światło, a nawet zorzę polarną! Mało! Już w końcu XVIII wieku skonstruował on samolot, podczas gdy na Zachodzie w tym czasie ledwo co balonem wznoszono się nad ziemię; nic w tym zresztą dziwnego, skoro zajmował się tym ciemny kler w rodzaju księdza Lana czy księdza de Gusmao. Wieść, iż na terenach obecnego Związku Radzieckiego latano samolotem już w XVIII wieku, zelektryzowała salę. Pierwsze rzędy, zajęte przez „Michcików”, przeszedł dreszcz entuzjazmu, w rzędach ostatnich zaś rozległy się nieśmiałe pochrząkiwania i chichoty. Wówczas skonsternowany tym nieco Konowałow powiedział, że jeśli kto nie wierzy, to on się może powołać na świadectwo pewnego 185-letniego Gruzina, który razem z Łomonosowem na tym aeroplanie fruwał i który do dzisiejszego dnia żyje gdzieś na Kaukazie; znane jest miejsce jego zamieszkania, tak że w każdej chwili można się tam do niego udać i zapytać. Do niego więc kieruje wszystkich niedowiarków.I konsternacja
Gdy Konowałow tak perorował i grzmiał obwieszczając, jak to było naprawdę, nagle z bocznego miejsca podniósł się jakiś staruszek — nie wiem, czy siłą tam zapędzony, czy też przybyły z własnej woli, wiedziony ciekawością — i donośnym głosem oświadczył:
— Bardzo przepraszam, ale podobnych bzdur to ja dłużej już słuchać nie mogę! — Po czym ostentacyjnie opuścił salę, głośno trzaskając drzwiami.
Zapanowała grobowa cisza. Konowałow po prostu osłupiał. Wreszcie któryś z „Michcików” z pierwszego rzędu zaczął nerwowo wyjaśniać, iż człowiek ten jest niespełna rozumu, że winni wpuszczenia go na salę zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, a wszystkim jest niezmiernie przykro z powodu tego incydentu.Oczywiście, że wariat
Owym niespełna rozumu staruszkiem był wybitny znawca prawa rzymskiego, uczony europejskiej sławy, słynny profesor Taubenschlag.
Profesor Taubenschlag był w tym czasie mocno już zdziwaczały, a nawet nie będzie przesadą, jeśli się powie, że zdrowo sfiksowany.Dość, starczy... właściwie to chciałem zapytać, bo pierwszy raz widzę takie wyzwisko - mrakabies.
Na szybko to jakiś "ciemny diabeł" z rosyjskiego tłumacząc - ale skąd takie?
Całość wspomnień, tutaj
https://literat.ug.edu.pl/szpot/autob.htm