Ci którzy faktycznie mieli tych ludzi za nic, byli o tym święcie przekonani, że robią dobrze i pewnie nie chcieliby być złymi ludźmi.
Wiele bym dał, aby się dowiedzieć, czy na prawdę tak było. Wydaje mi się to prawie niemożliwe. Większość ludzi musi się bardzo przemagać, aby zabić "w krwawy" sposób psa czy kota. Większośc reaguje na międzygatunkowe markery błagania o litość (skomlenie, jęczenie etc). Ale możliwe, że znaczenie miała ilość - jak Lem pisał jedna ofiara wzbudza żal, 10 większy żal, a 10 tyś to liczba. Stalin zresztą powiedział to pierwszy - jeden trup to człowiek, milion - to statystyka (bardziej by mi pasowało "to cyfra" - tak mówią w takich razach nasze elity)Obydwa cytaty grubo z pamięci.
Do tego jak było przyczyniła się propaganda (praktycznie 10 lat wmawiania, że ktoś jest winien za wszystkie twoje krzywdy - można zacząć nienawidzić)
Pamiętam, z jakim przerażeniem odkrywałem w latach 90, że poddałem sie indoktrynacji PRL, choć w rodzinie otwarcie mówiło się o historii, były też od początku lat 80 osobiste kontakty na zachodzie. jednak z perspektywy stwierdzam, że faktycznie kłamstwo powtarzane non-stop wywiera skutki, przynajmniej wzbudza wątpliwości. Aczkolwiek zastanawiam się czy może to tak zadzialać na osobę dojrzałą ZANIM zacznie się jej kłaść takie sprawy do głowy.
Myślę, że coś siedzi także w nas samych. Może mamy w genach jakiś "bezpiecznik" aby nie wybić się co do nogi
mi sie wydaje, że takim bezpiecznikiem jest fakt, że jako zwierzęta społeczne wychowujemy się wśród innych ludzi i mamy zawsze jakieś "stado" które jest "nasze" i w ramach którego jesteśmy lojalni i (powiedzmy)altruistyczni. Z drugiej strony, jak się przez chwilę zastanowić, to to samo nas gubi, bo inne stada, oraz w ogóle osobnicy spoza stada sa "genetycznie" rozpoznawani jako zagrożenie - stąd różne rasizmy itd.