Chodzi o aborcję, którą w ostateczności, jeśli kobieta tak uzna i nie zmieni zdania, na pewno otrzyma. Nie oznacza to, że nie ma to być poprzedzone rozmową, próbą zmiany poglądów, zaoferowaniem przyjęcia dziecka do adopcji i tak dalej.
Ale gdzie Ty tutaj maziek widzisz różnicę? Przejdzie kobitka parę wymaganych procedur i ma na życzenie. To ta, na tyle elokwentna, że w ogóle rozpocznie taką procedurę.
Ja myślę wrecz odwrotnie - to, że będzie musiała przejśc kilka rozmów, uzasadniać wepchnie ją na powrót w podziemie, gdzie nikt nie będzie ględził umoralniająco, pytał, naciskał. To najczęściej kobiety, które ginekologa omijają ukiem...a co dopiero zespół psychologów, terapeutów itd. Poza tym taki czynnik jak wstyd, strach odmowy, a ciąża już zarejestrowana itd.
Za PRLu tak to działało, "ważne przyczyny społeczne" były w istocie wytrychem, za pomocą którego każdy mógł mieć aborcję na żądanie.
Otóż to - to już było.
Ale niestety jak znam życie, nic z tego się nie zrobi, a jak się zrobi, to będzie to karykaturą, jak becikowe
A aborcje poprzedzone próbami przekonania tyż:) Bo jeśli rozwiązujesz worek z możliwościami innymi niż zalecenia zdrowotne, gwałt itp, to właściwie z jakiego powodu, jak nie ważne przyczyny społeczne- ekonomiczne...można...by? Życzeniowo.
Rozumiem Twoje stanowisko, ale uważam, że takie przyzwolenie, furtka prowadziłaby de facto do aborcji z dostępnością jak vitamina c i zachowania podziemia i innych około.
Poza tym myślę, że poplątały się tutaj 3 sprawy: badanie zarodków przed in vitro, aborcje ciąż z chorobami genetycznymi i aborcje ciąż zdrowych - na życzenie.
O zarodkach już pisałam.
Przymus przy chorych genetycznie? Tak, jak nikomu nie mówiłabym żeby nie usuwał (sytuacja jak z gwałtem), tak samo absurdalny pomysł przymusu żeby usuwać. To jest wybór rodziców - to oni będą zajmowali się chorym dzieckiem. Znam dwa małżeństwa z praktycznie dziećmi - roślinkami. Jedno nie widzi, nie słyszy, sparaliżowane - opiekują się nią w domu. Drugie - zespół z zaburzonym metabolizmem - karmienie dożylne, padaczki, łapie wszelkie infekcje - obniżona odporność, zwiotczenie mięśni, powikłania neurologiczne- rodzice kompletnie powaleni sytuacją. W dodatku trafiło na niezbyt zaradnych człowieczków. Kiedy dostali ją do domu - ze szpitala, to siedli i beczeli. Próbowałam rozmawiać z genetykiem z Centrum Zdrowia Dziecka. Bardzo miły lekarz - specjalista od chorób metabolicznych, neurologicznych - bezsilny. Lekarze sami prawie niczego nie wiedzą o tej chorobie. Mogą tylko utrzymywać przy życiu. Dziecko w hospicjum, żeby przeżyło kolejne ataki epilepsji, bezdechu itd., podtrzymywane respiratorem. Czy gdyby wiedzieli wcześniej? De facto i tak nie mają dziecka. Nie wiem. Ale wiem, że jak doczytałam o chorobie i po rozmowie z lekarzami, kiedy ją zobaczyłam - pomyślałam - oby jak najszybciej, bo nie ma nadziei na nic. Nigdy. Pomiędzy atakami po prostu leży. Bez kontaktu z otoczeniem.
Natomiast aborcja ciąż zdrowych? Ja upieram się przy metodach dla tych, którzy nie chcą dzieci, a nie przy metodzie usuwania dzieci. Pisałam o trwałej niepłodności - zgadzam się z Nexem, że to granda, iż nie można zdecydować o sobie w tym wypadku. Pisałam już o tym. Z tym, że ja nie łączyłabym aborcji ze sterylizacją.
Poza tym jest wiele sposobów zapobiegania ciąży - i tutaj trzeba uświadamiać i nakłaniać.
Manipulacje genetyczne - to kolejny temat. I tutaj rzeczywiście Lem wiele dróg rozważył.