Uważam opinie
* - kto by ich nie wygłaszał - i zajmowanie się nimi za bzdurę
**, jednak pozwolę sobie rzec, że poniższą opinię uważam nie tyle nawet za fałszywą, ile a priori błędną metodologicznie:
Komu w dzieciństwie nie została wpojona/wszczepiona religia (lub równorzędność LGBT), ten, dorósłszy, nigdy nie stanie się religijny (nie uzna równorzędności LGBT).
Choćby już z tej prostej przyczyny, że nie ma czegoś takiego jak prosta alternatywa: warunkowanie do tolerancji (nazwane tu - nie wiedzieć czemu - religią) lub wszelkiego warunkowania brak. Warunkowanie do nietolerancji - choćby nieświadome i nieintencjonalne - też istnieje. Odruchowy lęk przed nieznanym - również. To jedna sprawa.
Druga jest taka, że wystarczy mieć w domu kilka zwierzaków, albo częściej oglądać dziką przyrodę (choćby tylko w formie dokumentalno-filmowej) by zobaczyć jak powszechne są zachowania homoseksualne w świecie pozostałych gatunków zwierzęcych.
Trzecia zaś - tu moja sygnaturka się kłania - że wszelkie hierarchie czy wartościowania (a więc i kwestia nie/równorzędności) to rzecz czysto umowna i dowolna. Więc trudno używać tych pojęć zbyt serio.
* Traktowane inaczej niż jako hipotezy robocze do weryfikacji.
** W sensie - tak to z przesadą nazwijmy - filozoficzno-logicznym, czy summowo-konstruktorskim, bo w sensie praktycznym dużo ludzkiej aktywności wokół tzw. opinii (także mających najlichsze podstawy, czy wręcz kontrfaktycznych, przez co w/w miano jest dla nich niezasłużonym komplementem) się kręci, jakby nic mądrzejszego do roboty nie było (czyli socjologicznie itp. jest co badać). No, ale wiadomo, że ewolucja nas sknociła, bo tacy byle jacy do jej celów wystarczamy, stąd u wielu dystansu i chłodnego oglądu spraw brak, a chęć wypowiedzenia się o czymś bierze górę nad potrzebą solidnego zbadania zjawisk, o których zamierza się mówić. Przez co - w tzw. przestrzeni publicznej - nonsensy z nonsensami się zderzają w tragikomicznym tańcu.