Liv, rozumiem, to jako przytyk do mojej wlasnej drazliwosci
Zdecydowanie nie. Nie mam aż tak wysokiej samooceny, żeby rozdawać prztyczki. Zresztą, domyślałem się o co Ci idzie. Właściwie, tylko potwierdziłeś.
Tekst zamieściłem, bo wpisał się w list
Mębera. Wcześniej, nie zamierzałem.
Przypadek.
Wpleciona weń dowcipność, też odegrała rólkę.
Moim zdaniem, nie jest fałszywy. Tylko Ty dałeś wykładnię rozszerzającą.
Znam osobiście takie "lemingi" i takie "mohery". Więc są. To skrajne przypadki, co nie znaczy, że małoliczne.
Oczywiście, między tymi skrajnościami jest spora grupa myśląca. Z tym, czy innym odchyłem (chyba jest nieunikniony). Ale starająca się analizować samodzielnie, na miarę możliwości i bazy informacyjnej.
Ciebie i Smoka do skrajów nie zaliczam, żeby jasność była.
Czasem w ciemnych okularach lepiej widać - istotność. Rozumiem też
Smoka. Dla mnie jest żołnierzem, który ma cel do osiągnięcia. Liczy się skuteczność, więc środki ją uświęcają. Nie mogą być słabsze, niż używa przeciwnik. Czysty makiawelizm. W tym sensie układ jest samonakręcający - z wektorem w dół. Niestety.
A zasady?
O ile są - później. Po zwycięstwie.
To stara śpiewka w trudnych czasach.
Dlatego, nie sądzę, żebyś kolegę przekonał. A jak nawet, to się nie przyzna. Żołnierze tak mają. Zwłaszcza w wojnie pozycyjnej. Liczy się lojalność i wytrwałość.
Ten ostrzał może trwać długo, ale front się nie zmieni. Tzn, do wyborów.
U nas zimno, pozdrowienia dla Afrodyty.