Jeśli idzie o przekład Ulissesa, to lepiej raczej się nie da - Słomczyński pracował nad tym przez lata, poprawiając coś cały czas, i kunsztu odmówić mu raczej nie można. Zresztą przkładu się raczej nikt nie czepia. Cóż, Ulisses jest rzeczywiście specyficzny. Ale to i nie jest pozycja, którą się zdobywa za pierwszym razem. Ja czytając to po raz pierwszy mordowałem się strasznie - ale powiedziałem sobie, co to, JA jakiejś książce miałbym nie dać rady?! No i przemogłem. A potem odstawiłem na półkę z uczuciem spełnionego obowiązku i raczej nie przypuszczałem, że jeszcze kiedyś do niej zajrzę. Ale gdzieś przypadkiem zajrzałem, tak na chybił trafił, w środek, i widzę, że to jest całkiem całkiem. Potem zajrzałem w inne miejsce, potem w jeszcze inne... A potem od początku do końca i od końca do początku, z prawa, z lewa, w całości i na wyrywki... I tak to już idzie od paru lat i prędko się pewnie nie skończy.
A, byłbym zapomniał:
Hokopoko też w Ulissesie znalazłem. Z imienia i nazwiska
Hokopoko Harakiri.
PS
Ta ostatnia część mnie też się najmniej widzi. Toteż proponuję zaczynać gdzieś tutaj (ewentualnie w innym dowolnym miejscu):
O, biedny chłopczyna, maluśki,
Żó-żó-żó-żó-żółte miał nóżki,
Był ciężki i tłusty i zwinny jak żmija,
Ale jakiś okrutnik cholerny,
By pokropić swe pole lucerny,
Kaczora Nelly Flaherty, kaczek kochanka, zabija.
