Heh, ciekawostka. Otóż skoro przyjmujemy, że czas nie ma natury ziarnistej, to i należy przypuszczać, że przestrzeń również jest ciągła.Już tego wniosku nie rozumiem.
Heh, ciekawostka. Otóż skoro przyjmujemy, że czas nie ma natury ziarnistej, to i należy przypuszczać, że przestrzeń również jest ciągła.
A zatem w procesie stochastycznym, gdzie występuje przeliczalna liczba stanów i nieprzeliczalna ilość losowań,
Kiedys Aniel-a wspomniala (troche mnie to rozlozylo na lopatki) o jakis badaniach, w ktorych wykryto, ze podejmujemy akcje zanim mozg zdaza wyslac impuls o jej podjeciu.Poczytaj (http://sciencenow.sciencemag.org/cgi/content/full/2008/414/3).
Po prawdzie ostatnio zaproponowano przekaz oparty o cząstki splątane
Na razie tylko pytania pomocnicze: skąd wzięła się hipoteza niedyskretnego czasu (pewnie z matematyki tak jak hipoteza niedyskretnej przestrzeni) oraz czy światło jest dyskretne czy nie?Wzięła się z klasycznej fizyki deterministycznej (w której nie ma przeskoków, tylko jest ciągłość i różniczkowalność) - i następnie z teorii względności, która się tego nie wypiera. Mam przypuszczenia, że kwantowanie czasu i przestrzeni spowodowałoby problemy już w STW. Mianowicie macie coś takiego jak interwał czasoprzestrzenny i to ma się nie zmieniać. Popróbujcie z tym równaniem (t^2-x^2-y^2-z^2), zmieniając x, y, z (tutaj wszystkie podzbiory... mogło się zmienić samo x, x i y itp.) i jak to by się wtedy przekładało na czas, czy aby nie byłoby problemu z kwantowaniem.
To nie jest pogląd filozoficzny, to wniosek eksperymentalny z mechaniki kwantów.To jest jedna z interpretacji mechaniki kwantowej. Szczerze powiedziawszy nie da się dowieść, że coś jest chaosem, a tylko, że jest chaosem względem pewnych zmiennych (podkreślam!). W dodatku nawet i to trudno stwierdzić eksperymentalnie (właśnie dlatego, że skoro patrzymy, to zaburzamy... determinizm = broń obosieczna).
Ale prawdopodobieństwo jest prawdopodobieństwem znalezienia elektronu w danym miejscu podczas przeprowadzania pomiaru. To jest wielkość ilościowa. Z tego nie wynika nic poza tym, że jeśli przeprowadzisz dostatecznie dużo pomiarów, to masz szansę znaleźć elektron w galaktyce Andromedy (o ile Twoja interpretacja jest słuszna, bo się nie znam). Wyciąganie jakichkolwiek wniosków na temat tego, gdzie był elektron przed wykonaniem tego pomiaru jest nieuprawnione - choćby dlatego, że pomiar wpływa na bycie elektronu, ale podejrzewam, że również ze względów bardziej zasadniczych.
A propos czasu: tak sobie myślę, że jeżeli czas i przestrzeń są jednym "bytem" -> "czasoprzestrzenią", to czas powinien mieć takie same właściwości jak przestrzeń. Pamiętam ze szkoły, że nie ma czegoś takiego, jak najmniejszy kawałek przestrzeni, ergo: czas też powinien być ciągły...Hawking twierdzi, ze jest i nazywa to "dlugoscia Plancka".
A propos wywodu o "wróżkach" - adx, o ile generalnie przekonuje mnie Twój wywód, że możliwe dla danego elektronu jest w końcu odwiedzenie każdego miejsca w skończonym wszechświecie (choć Hoko ma rację, że w jednostce czasu, a nie sekundzie), to nie oznacza to chyba, że WSZYSTKO jest możliwe.A czy nie jest tak, ze relatywnie dla czasteczek poruszajacych sie z predkoscia swiatla czas stoi w miejscu, wiec w tej samej jednostce czasu (czy tam kwancie czasowym, jak zwal tak zwal) moga byc wobec tego wszedzie?
Maziek, nie pisałeś kiedyś o takim doświadczeniu, które było potwierdzeniem dla telekinezy -> to znaczy, że jeden bliźniaczy kwant/foton/elektron zmieniał stan analogicznie do drugiego i równocześnie z nim, niezależnie od tego, w którym miejscu wszechświata się znajdują. Pamiętam, że miało to dowodzić możliwości przekroczenia prędkości światła...Przypomina mi to eksperyment myslowy z kotem Schroedingera (albo wysylaniem potomstwa kota do dwoch roznych galaktyk) - czy nie zarzucono juz pogladu, ze stan prawdopodobienstwa musi byc zaobserwowany, zeby jego skutek zaszedl?
Dokładna wartość trwania "kwantu czasu" jest zapewne wyliczona przez podzielenie "kwantu przestrzeni" przez prędkość światła. Obie wartości są znane.)A Aniel-e uczyli w szkole, ze tego drugiego nie ma ???
IMO najmniejsze wartości wywiedzione z długości Plancka to są najmniejsze linijki, jakimi fizycznie dysponujemy. Im krótsza fala światła tym pojemniejszy jest kwant i vice versa. Czyli nie ma jakiejś "elementarnej" porcji energii a tylko przy danej długości fali energia jest wypromieniowana w konkretnych porcjach. Kiedy fala sie wydłuża (ciało stygnie) porcje te maleją i w niższych temperaturach nie można tego porcjowania w ogóle wykryć doświadczalnie.Pamietam, ze Hawking mowil o dlugosci jako "ziarnie wszechswiata", ponizej ktorego nie ma nic mniejszego raczej, niz o najmniejszej miarze fizycznej. Hmm, znajde ten wywiad i jeszcze raz sie wslucham. Ale mysle, ze tak naprawde zadna to roznica, bo nie potrafimy tego wymodelowac (a na pewno nie ja, nie dzi i nie Aniel-a).
Hmmm, poczytalem i nie wiem sam. Przede wszystkim jest to bardziej detaliczna informacja od tej, jaka mialem poprzednia, wiec moge zaczac jakies wnioski wyciagac i nie wydaje mi sie, zeby trzeba bylo poswiecac zbyt duzej wagi do tego artykulu.Kiedys Aniel-a wspomniala (troche mnie to rozlozylo na lopatki) o jakis badaniach, w ktorych wykryto, ze podejmujemy akcje zanim mozg zdaza wyslac impuls o jej podjeciu.Poczytaj (http://sciencenow.sciencemag.org/cgi/content/full/2008/414/3).
Już i tak trudno im wbić do głowy, że byt = materia i wszystko inne, np. dusza, jest urojeniem/złudzeniem - na co po pierwsze jest skrajnie silny dowód probabilistyczny (jak z wszystkimi spekulacjami metafizycznymi stworzonymi przez człowieka; to, co ewoluuje, nie jest zaprogramowane z góry w warunkach początkowych kosmosu*
Nieznalazlem jednak nigdzie wyjasnienia tego jakim cudem zmiana spinu jednego fotonu zmienia spin drugiego, co zachodzi jednoczesnie, bez wzgledu na odleglosc. Ma ktos jakies info o tym? Albo pomysl?Nikt. Nie tylko na forum, na świecie.
adx,
w kwestii zdrowego rozsądku i "tego co się na dnie dzieje", przytoczę fragment z Lema:
Czymże jest zdrowy rozsądek? Jest tym, co ogarnia intelekt stojący na zmysłach takich samych, jak zmysły małp. Ów intelekt chce poznawać świat zgodnie z regułami ukształtowanymi przez jego ziemską niszę życiową. Ale świat, poza tą niszą, tą wylęgarnią inteligentnych małpoludów, ma własności, których nie można wziąć do ręki, zobaczyć, ugryźć, usłyszeć, opukać, i w ten sposób zawłaszczyć.
Kontekstem tego cytatu też jest fizyka (Fiasko), więc pasuje jak ulał. Pytania, które dyktuje zdrowy rozsądek, to w odniesieniu do fizyki bardzo często tzw. "złe pytania", pytania uwikłane w nasz biologizm i psychologizm.
Co do tego co pisal ADX we fragmencie o determinizmie:CytujJuż i tak trudno im wbić do głowy, że byt = materia i wszystko inne, np. dusza, jest urojeniem/złudzeniem - na co po pierwsze jest skrajnie silny dowód probabilistyczny (jak z wszystkimi spekulacjami metafizycznymi stworzonymi przez człowieka; to, co ewoluuje, nie jest zaprogramowane z góry w warunkach początkowych kosmosu*
Czy chodzilo Ci o ewolucje gatunkow na Ziemi, czy o ewolucje wszechswiata w ogole? Bo jezeli to drugie, to przeciez jest wlasnie owrotnie. Predkosc ekspansji, ilosc materii, rodzaj pierwotnych czastek i promieniowan w poczatkowej fazie wszechswiata mial BEZPOSREDNI wplyw na to jak jest zbudowany, jak dziala i jak ewoluuje wszechswiat. Np. gdyby predkosc byla mniejsza tylko minimalnie swiat zdazylby sie ponownie zapasc pod wplywem ciazenia materii i by go nie bylo. Natomiast jesli chodzilo o ewolucje ziemskich gatunkow to warunki poczatkowe mialy posredni wplyw na ich ewolucje (oczywiscie tylko w pewnym stopniu, ale nie byly bez znaczenia).
Rodzaj praczastek zdeterminowal rodzaj materii, jaki mamy obecnie i jej strukture. Z niej wynika jak atomy tworza wieksze molekuly, z czego wynika cala chemia, a z niej biologia i ewolucja gatunkow. Podobnie budowa i polozenie Ziemi wynika z warunkow poczatkowych wszechswiata, tego jak mogly ksztaltowac sie galaktyki, gwiazdy planety. Oczywiscie te warunki nie determinowaly dokladnie tego co mialo powstac, a jedynie ograniczaly mozliwosci.
Ma ktos jakies info o tym? Albo pomysl?
jest ewolucja od wczesnej interpretacji kopenhaskiej, ze swiadomy obserwator jendak nie jest konieczny, zeby kolaps nastapil.
Dla mnie jednak wciąż pierwszym warunkiem prawdziwości jakiejś teorii jest logiczność.
A co to takiego ta logiczność? Nie istnieje jakakolwiek logika, która by była zewnętrzna wobec systemu, który opisuje. (...)
Chodzi Ci o wewnętrzną sprzeczność teorii. Ale to założenie jest pokłosiem przywiązania do logiki klasycznej - jak i do tego „zdrowego rozsądku”.
Ale to nie jest żaden wymóg ostateczny, to postulat. Nie ma absolutnie niczego (poza naszym chceniem), co zabraniałoby rzeczywistości fizycznej być na jakimś poziomie „sprzeczną” - czyli np. w tych samych warunkach dawać rozmaite wyniki pomiarów.
Mniejsza o to. Wracając do Twojego elektronu: moja matematyczna zabawa z dociekaniem, która nieskończoność jest większa, wcale nie była tak niepoważna. Skoro rzucasz alefami, pewnie wiesz, że nieskończoności są rozmaite i jedne od drugich mogą być w pewien sposób „większe”. Tak jest z nieskończonymi zbiorami liczbowymi. Więc jeśli moc zbioru przestrzennego będzie większa od mocy zbioru czasowego, to i problem z elektronem przestaje istnieć, gdyż, jak już zauważyłem, w takim przypadku nieskończony czas nie determinuje zaistnienia wszystkich możliwych stanów. Być może jest to trochę naciągane, ale chyba nie bardziej niż reszta tych spekulacji - bo, co też było już powiedziane, pytanie o to, gdzie był elektron przed dokonaniem pomiaru, jest w świetle obecnej wiedzy pozbawione sensu.
Druga sprawa to ta prędkość światła, którą chcesz przekroczyć. Nieprzekraczalność tej prędkości też nie jest dana żadną zewnętrzną logiką - bo takich nie ma - ale jest skutkiem przyjęcia takiej a takiej teorii. I niewykluczone, że prędzej czy później to się zmieni - a powody po temu będą pewnie znacznie poważniejsze niż te, wynikające z Twojego myślowego eksperymentu ;)
nie unoś się, bo złość urodzie szkodzi.
Zaczynając od końca: ostatni akapit jest bez sensu, czytaj, co piszesz i nie imputuj mi tez, których w mojej wypowiedzi nie ma.
Dalej odnośnie teorii: teoria nie może siebie wykluczać? A dlaczego nie? Że będzie nieużyteczna? Ale użyteczność nie jest kryterium absolutnym, to czysty pragmatyzm.
(...) Małpi rozum może sobie do woli racjonalizować tę rzeczywistość i opisywać ją w sposób, jaki mu się żywnie podoba, jednak gdy twierdzi, że opis jest tożsamy z rzeczywistością, to nie zostaje nic innego, jak nazwać go... małpim rozumem. (...)
(...) A sprzeczność i „sprzeczność” to dwie różne sprawy. (...) To co w logice klasycznej jest sprzeczne w logice kwantowej sprzeczne być nie musi. Skoro tak szafujesz Kantem, to powinieneś wiedzieć, że to podmiot jest warunkiem poznania. I niestety zmartwię Cię: teorie zmieniają się co chwila. Na tym własne polega naukowy postęp.
Z prawdopodobieństwami też nie wiem, o co Ci chodzi - ja mówię o czym innym: o tym mianowicie, że nie ma powodów do przyjęcia, że nieskończony czas wymusza zajście wszystkich możliwości.
„determinizm do przypadku ma się tak jak nieskończoność do zera” - rozumiem, że to jakaś nowa teoria naukowa...
Teraz wyobraźmy sobie, że zamiast rzucania kostką losujemy liczbę naturalną 0-oo. Za to liczba rzutów wzrasta z alef 0 do R.
Jak liczba rzutów morze wzrosnąć do continuum z alef0. Aaarrggh! Marsz do książki Heleny Rasiowej 'Wstęp do matematyki wyższej'.
i zapamiętałeś sobie, że continuum to w jakimś sensie więcej niż alef0, tyle że nie do końca Cię interesowało w jakim? To są moce a nie liczby, tu dodałbym epitet, ale nie wypada.
Według powyższego wzoru istnieje nieoznaczność położenia i pędu, czyli jeśli pęd zmierzoną z dokładnością nieskończenie wielką, to w takim razie nie można zmierzyć położenia bo jest ono dowolneJak to nie można zmierzyć? Pewnie, że można, nikt nam nie broni, tylko że tracimy wtedy informację o pędzie.
W pewnym miejscu piszą na przykład o „wyprowadzeniu równania Schrodingera”-aż trudno przeczytać takie hasło i nie skrzywić się. Ciekaw jestem, czy aksjomaty Euklidesa też „wyprowadzili”
Właśnie przez takich mam ochotę nie robić "stay there", bo czepiasz się niesłusznie. Jest to takie typowe gadanie zakompleksionych młodzieńców, którzy lubią przyczepiać się do wszystkiego i odreagowywać swoją mikrowolę na innych. Lubisz czepiać się drobiazgów? Lubisz prowadzić mikrowojny o "Profesjonalizm Wiedzy"? A może lubisz dyskusje formalne? Ja wolę dyskusje o meritum, ale ok. Tak, powinienem napisać "wzrasta z alef 0 do continuum", a napisałem do R. Straszne. Zapomniało mi się słowo. No po prostu okropne. I zaskoczę cię teraz, bo WIEM, że to jest moc! Jeśli napisałem "liczba rzutów wzrasta" to po to, by było oczywiste, jaka to nieskończoność, po co mam pisać do ludzi ze strony o Lemie "moc zbioru rzutów"? Już i tak czepiali się, że ciężko się czyta.
Tak, przedmioty u dra Kowalskiego skończyłem, i to, z tego, co pamiętam, na piątkach. (Przecinek przed "i to" usprawiedliwiony. Do innych "czepków".) Pamiętam nawet, że jak mnie widział przy okazji dowiadywania się o zaliczenie, to mówił "o, pan to na pewno". Smiley
Wolałbym jednak, żebyś przypieprzył się bardziej do moich wniosków niż języka. Smiley
A od kiedy to równanie Schrodingera jest aksjomatem? ::)
Na czarną dziurę Kerra, co się stało z Q :o? Czemu nie odpowiada- nie żyje? Czyżby przypadł czeluściach ergosfery ::)?
Jeszcze do Maźka odnośnie tego zaćmienia- nie chciałbym malkontencić, ale chyba będzie trzeba wyjechać do Chin ::)Napisałeś "na rynku" (te plamy) więc sądziłem, że w Polsce i chciałem Ci w ten sposób długiego życia życzyć ;). (Ale fakt, że nie uwzględniłem częściowych).
Napisałeś "na rynku" (te plamy) więc sądziłem, że w Polsce
A od kiedy to równanie Schrodingera jest aksjomatem? ::)
Aksjomatem mniej więcej w takim sensie jak równanie Newtona mx’’=F, które w mechanice klasycznej stanowi punkt wyjścia dla wszystkich innych praw. Można je próbować uzasadnić na różne sposoby (w końcu nie wzięło się ono z Księżyca), powołując się na wyniki doświadczeń, ale nie można go formalnie wyprowadzić z bardziej fundamentalnych praw.
No tak, ale tu "wartość pragmatyczna" jest zasadnicza - bez weryfikacji empirycznej nikt by się tym nie przejmował, tymczasem aksjomaty Euklidesa są bardziej formalne.Toż oni za pomocą tego ziemię sprzedawali a nie majtali jakimiś ciężarkami na sprężynkach.
część tych nowoczesnych teorii to w sumie matematyka, a ich związki z rzeczywistością bywają hipotetyczne.Jesli mi dobrze świta to kiedyś to wałkowaliśmy i wyszło, że w ogóle nie ma żadnego związku świata z matematyką w takim sensie, że że każdy możliwy świat znajdzie (przypadkowo) swą reprezentację w jakiejś matematyce ale jest wiele matematyk nie popartych żadnym światem.
każdy możliwy świat znajdzie (przypadkowo) swą reprezentację w jakiejś matematyce ale jest wiele matematyk nie popartych żadnym światem.
To teraz przeskoczmy do Wszechświata- czy każda możliwa, wewnętrznie spójna rzeczywistość ma taką własność, że nieskończone bogactwo występujących w niej zjawisk daje się wyjaśnić przy pomocy skończonego zbioru reguł? Bo jeśli nie, to dość zaskakujący byłby fakt, że natura wydaje się być, mimo wszystko, całkiem oszczędna. Dlaczego mamy cztery fundamentalne oddziaływania, a nie nieskończenie wiele? Czemu są trzy wymiary przestrzeni, a nie 1018? Czyżby dlatego, że to jest minimalna ich liczba, która może pomieścić minimalny zestaw oddziaływań?
Wiadomo jednak, że gdyby nikt jałowo nie gadał, to nastała by na świecie wielka cisza ::).
Hokopoko
Czy mógłbyś dokładniej wyjaśnić, co rozumiesz przez „dwulicowość” rzeczywistości? Bo powołujesz się tu na fakt niekompatybilności OTW i teorii kwantów, ale on przecież nie polega na tym, że te dwie teorie opisują te same zjawiska na różne sposoby. Raczej przeciwnie- mamy grawitację, której nie umiemy opisać inaczej, niż geometrycznie, i całą resztę, do której stosują się teorie kwantowe. Natomiast możliwość konstruowania równoważnych formalizmów matematycznych dla jakichś zjawisk wydaje mi się być czymś całkiem normalnym (weź np. mechanikę macierzową Heisenberga i falową Schrodingera), i nie za bardzo rozumiem dlaczego miałoby to być możliwe tylko w specjalnych „dwulicowych” światach.
Hoko, a jak to jest być hologramem? Bo ja dziś nad tym do późnej nocy dumałem i dalej nie wiem, czy wiem (albo raczej wiem że nie wiem).
Zastanawiam sie tylko nad tym, że dopuszczając jakąkolwiek kompresję (bezstratną) informacji można osiągnąć to samo. Chyba, że informacja o świecie jest nie kompresowalna poniżej swojej reprezentacji w samym świecie.
Postaram się, prawda jest taka, że nie bardzo potrafię to rozróżnić "na czuja", niby wiem, ale nie rozumiem. Czyli chodzi o obserowowana "powierchnię" naszego Wszechświata?