Uważam, że proponowana zmiana konstytucji (plus ewentualne poprawki) jest optymalnym wyjściem z konfliktu (zło mniejsze od degrengolady państwa i wojny domowej).
Ponoć Sejm zaczął właśnie nad tym obradować. Cytuję swój blogowy kawałek sprzed dwóch miesięcy, a potem jeszcze dorzucę ciekawostki bieżące:
Pokój ludziom dobrej woli
Trudno mi wyobrazić sobie lepszy patriotyczny prezent na Gwiazdkę.
Jeszcze parę dni temu wydawało się, że sytuacja wokół Trybunału Konstytucyjnego jest bez wyjścia. Że nie tylko mamy pat, ale wciąż rośnie napięcie. Doszło już do ulicznych manifestacji i kontrmanifestacji. Parlamentarne spory, swary i kłótnie przenosiły się na życie społeczne, dzieląc wielu rodaków. Tymczasem stał się prawdziwy cud: na sześć dni przed Bożym Narodzeniem politycy poszli po rozum do głowy i złożyli w Sejmie kompromisowy projekt zmian w Konstytucji, który nie ma jeszcze nadanego numeru, a już zyskał miano opcji zerowej. Gloria in exelsis Deo!
Przecierając z niedowierzaniem oczy, czytam w uzasadnieniu: „Obecnie toczący się spór o Trybunał Konstytucyjny obnaża wadliwość przepisów dotyczących tej instytucji, a zwłaszcza norm konstytucyjnych. Całkowicie niedopuszczalne jest, aby w przypadku orzekania o zgodności z Ustawą Zasadniczą ustawy o Trybunale Konstytucyjnym orzekał sam Trybunał. Jest to zaprzeczenie jednej z podstawowych zasad demokratycznego państwa prawa – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Toczący się spór sprawił ponadto, iż Trybunał Konstytucyjny stał się narzędziem walki politycznej pomiędzy największymi partiami. Proponowane rozwiązania doprowadzą do zakończenia toczącego się sporu dzielącego Naród na dwa zwalczające się obozy oraz dadzą rękojmię, iż podobny spór nie będzie miał miejsca w przyszłości, bez względu na to, jaka siła polityczna będzie u władzy".
Co ma się zmienić?
Po pierwsze – liczba sędziów. Dziś TK liczy konstytucyjnie piętnastu sędziów, ma zaś liczyć osiemnastu.
Po drugie – sposób wyboru sędziów. Dziś są oni indywidualnie wybierani przez Sejm zwykłą większością głosów, mają zaś być wybierani, również indywidualnie, większością 2/3 głosów.
Po trzecie – organizację pracy Trybunału i tryb postępowania przed nim będzie określała znowelizowana ustawa o TK, ale o jej zgodności z Konstytucją orzeknie nie Trybunał, lecz Sąd Najwyższy.
Po czwarte – prezesa i wiceprezesa TK wskaże prezydent RP spośród co najmniej trzech sędziów-kandydatów wybranych przez całą osiemnastkę w demokratycznym tajnym głosowaniu.
Po piąte – i może najważniejsze z punktu widzenia obecnego konfliktu – dwa miesiące po uchwaleniu tych zmian w Konstytucji wszyscy sędziowie TK zakończą kadencję, a na ich miejsce Sejm powoła tymczasem nowy osiemnastoosobowy skład.
Zmianę Konstytucji reguluje jej artykuł 235. Zmiana taka musi być uchwalona przez Sejm większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej 230 posłów i następnie przez Senat bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej 50 senatorów.
Autorzy projektu – Prawo i Sprawiedliwość oraz Kukiz ’15 – mają razem 275 spośród ustawowej liczby 460 posłów. Gdyby absolutnie wszyscy wzięli udział w głosowaniu, za zmianą Konstytucji musiałyby opowiedzieć się przynajmniej dwie trzecie, czyli 307 posłów. Ślepy dojrzy zatem, że o odrzuceniu tego pojednawczego projektu mogłaby zadecydować tylko i wyłącznie zbiorowa zła wola całej opozycji.
Stanisław Remuszko