Uwazasz, ze masz moralne prawo do majatkow bezspadkowych, pozostawionych przez obywateli USA, ktorych przodkowie maja polskie pochodzenie?
Pewno
.
Przykład, który dajesz jest dobrym przykładem w tym sensie, ze po zastanowieniu pokazuje, jak ta sytuacja różni się od omawianej. Własnie o to chodzi, że z punktu widzenia prawa jest tak jak piszesz: żyje sobie John Nowak w New York City, dziad jego czy pradziad znad Wisły się tam przeniósł, ma John obywatelstwo amerykańskie i jest całkiem samotny. Po kopnięciu w kalendarz z braku spadkobierców i testamentu majątek przechodzi na państwo czy tam na stan, czy na co, nie wiem jak to w USA. Proste i oczywiste.
Podobnie niby z punktu widzenia prawa żyło sobie w takim mieście Chełm kilkanaście tysięcy Żydów, stanowiąc prawie połowę jego mieszkańców, po czym Niemcy ich wszystkich wymordowali. Wszystkich niemal dokładnie, nie wiem, może się 1% uchował a może i to nie. Siłą rzeczy w większości wypadków spadkobiercy ginęli razem ze spadkodawcami. Upraszczając nieco sprawę (bo w zasadzie fakt, że w owym momencie miasta te należały do GG, co zresztą później prawnie odkręcono nie ma znaczenia).
Chełm to spore miasto ale podobnie postąpiono ze wszystkimi miastami i miasteczkami, w końcu łącznie unicestwiono w Polsce około 3 milionów Żydów - czyli prawie wszystkich najprościej mówiąc. Przy czym w małych miastach na Wschodzie często populacja żydów stanowiła większość, lub niemal całość mieszkańców.
Dla mnie sytuacja o której Ty piszesz a ta wyżej opisana przeze mnie nie są moralnie porównywalne. W kategoriach moralnych dla mnie to jak próba porównania rzeczy o zupełnie innej "mocy" znaczeniowej. Po jednej stronie mamy naturalną sytuację, która się zdarza, na którą zresztą zainteresowany przed zejściem mógł mieć wpływ (mógł napisać testament). Po drugiej stronie mamy niewyobrażalny w kategoriach moralnych mord na masową i przede wszystkim totalną (kompletną) skalę, skalę zresztą zwyczajnie nie przewidzianą w prawie. Takiego przypadku prawo, jak sądzę, nie przewidywało. Zastosowanie logiki jednostkowego zejścia z tego świata bez spadkobierców do skutków wybicia milionowej populacji jest jak próba zastosowanie regulaminu korzystania z osiedlowej zjeżdżalni do niwelacji prawnej skutków wielokrotnego morderstwa ze szczególnym okrucieństwem.
Twierdzę po prostu, że chcąc być elementarnie uczciwym, nie można z tego regulaminu zjeżdżalni korzystać i udawać, że to jest to. Nie chcę tu poruszać kwestii współodpowiedzialności, ani kwestii klinczu prawnego w trójkącie PRL-Niemcy-ZSRR czy szerzej ZSRR - Zachód +Izrael itd. Jakkolwiek na sprawę nie patrzeć, to my teraz mieszkamy w miejscach zwolnionych przez 3 mln dusz. Pi razy drzwi, bo granica się przesunęła, ale nie chodzi o ilość, tylko o jakość.
Oczywiście można powiedzieć "a co nam do tego, nie my mordowaliśmy, nie nasza wina". Jakkolwiek jednak nie patrzeć, taka np. pani Sendlerowa uratowała ponad 2 tysiące spadkobierców "bez papierów", podobnie, choć Niemcy dokładali starań w niemiecki sposób, jednak jakiś procent czy promil tych ludzi przetrwał, aczkolwiek bez jakiegokolwiek "papieru" w kieszeni. Nie chcę też wchodzić w to, jak ci ludzie byli traktowani, kiedy próbowali powrócić po wyzwoleniu do domów, ani w to, dlaczego w większości opuścili PRL. W każdym razie pozostały niedobitki, bez możliwości wpłynięcia na swój los ani bez możliwości dochodzenia praw do swej własności. Czasem nawet nie znające swego nazwiska.
I to, w sensie moralnym, jest dla mnie sytuacja całkowicie się wymykająca prawnym ramom dochodzenia spadku. Jest to sytuacja dla mnie osobiście moralnie całkowicie różna od tego, o czym zwykle się myśli mając na myśli spadek.