Różnica pomiędzy politykami zachodu a politykami rządzącymi w Rosji polega po trosze na tym, że zachodni nie mogą mówić co myślą i do czego dążą, tzn. teoretycznie mówią to, ale tak naprawdę jest to mowa do wyborców, w której ze zrozumiałych względów unika się rzeczy niepopularnych. W przeciwieństwie do tego Rosjanie mogą a jeszcze dodatkowo taki styl mają, że "za rodinu". Znaczy uważają, że ciekawą obietnicą wyborczą dla ludzi jest perspektywa walki z Zachodem, głodu, śmierci wielu żołnierzy, o ile tylko na końcu będzie zwycięstwo Nie wiem, czy naród też tak sądzi, czy tylko boi się zaprotestować - ale łyka to jak pelikan cegłę. Nie wiem, czy to faktycznie mentalność czy efekt propagandy i przepracowania II wojny światowej, w której Rosja poniosła tak niewyobrażalne straty ludzkie, ale uważają Rosjanie ten okres ostatecznie za wielki sukces, zakończony znacznymi podbojami terytorialnymi. Wskazuje się dziś, że świat nie zrobił nic, aby powstrzymać Rosję w 2014 w Doniecku. Ale przecież świat (czytaj USA i GB) robił bardzo dużo, aby powstrzymać Rosję w 1945 - mianowicie rzucił na pożarcie Rosji "demoludy". Nie wiem, czy może sądzili, że Rosja się zmieni? Ale wiem jedno - ich interesowali wyłącznie ich właśni wyborcy. Do tego stopnia, że jak wiadomo wujek Roosevelt wymógł na uczestnikach Konferencji Teherańskiej, aby nie podawać jej ustaleń w sprawie Polski (przez rok!), ponieważ obawiał się o głosy polonii amerykańskiej (które faktycznie pozwoliły mu wygrać po raz czwarty tuż przed konferencją w Jałcie). Dość charakterystyczne jest, że teraz to właśnie USA i GB najbardziej się zaangażowały w pomoc Ukrainie. Może jednak czegoś się nauczyły (przynajmniej ich rządy, bo z opinią publiczną to różnie jest).
Natomiast Francja, Niemcy? To inny świat. Spotykam się Polakami, którzy tam żyją, dorywczo, czy na stałe, ale generalnie przekaz jest jeden - oni mają swoje bardzo poważne problemy, w rodzaju wzrostu ceny tego czy tamtego o 5%, czyli mają problemy jak żyjąc w wielkim dobrobycie przeżyć rok w nieco mniejszym dobrobycie i zamiast spać w pięciogwiazdkowym hotelu - wybrać w tym roku czterogwiazdkowy. Dla nich w większości problem wojny na Ukrainie to problem jakiegoś tam wzrostu cen, może braków pewnych towarów, a może planowali wakacje na Krymie a będą zmuszeni pojechać po raz czwarty na Majorkę? Dla nich Rosja jest na innej półkuli. Nie ma myślenia o zagrożeniu ze strony Rosji w Niemczech bo dla nich to zagrożenie, pomimo okropieństw jakich doznali na własnej ziemi w końcu II wojny światowej, nie istnieje mentalnie. Paradoksalnie w dużej części odpowiada za to fakt, że oni dość prawidłowo przepracowali II wojnę światową i kładzie się tam do głów, że Niemcy byli winni temu wszystkiemu. Co jest bezwzględną prawdą, ale milczy się o wkładzie ZSRR. Więc oni, jak mi mówią różni ludzie, w ogóle wstydzą się myśleć źle o Rosji, bo im taką krzywdę wyrządzili. Per saldo, bo oczywiście ludzie są różni także w Niemczech.
Więc cóż ma powiedzieć Makaron? Wyobraźcie sobie, że jest jarmark na Starym Mieście w Warszawie, gra muzyka, Mazowsze tańczy i nagle jakiś kaznodzieja zaczyna nawoływać do modlitwy i opamiętania bo zaraz koniec świata. Jaka byłaby reakcja - wzruszenie ramionami lub śmiech.