No właśnie - mam to za trochę naciągane. Tzn. nie genialność, łatwość przyswajania wiedzy i wnikanie w zawiłości matematyczne, "widzenie" - jasne i owszem...ale zrozumienie zapisów matematycznych tylko na zasadzie szukania prawidłowości w czytanym? Bez wiedzy co oznaczają różne symbole? Gdyby chociaż nauczyciel-pijanica dał mu jakieś podstawy...raczej z biblioteki księdza ich nie wydobył - a z rybek? Hm.
+
Hm. Czy ja wiem? Ogólnie rzecz biorąc, zapisy matematyczne, owe wzory i równania są w istocie rodzajem języka. Więc czy nie da się, mając do dyspozycji głowę na karku plus wystarczająco spory tekst w tym języku, dokładając odpowiednich starań, wyłapać, "wydedukować" prawidłowości i reguły języka i przyswoić sobie, dajmy na to, rachunek róźniczkowy czy całkowy?
+
No nie.
Konstrukcja pojęć i metod abstrakcyjnych nijak się ma do mowy.
Choćby odnalezienie φ - stałe tempo przyrostu naturalnego.
Z samego języka matematyki nie wynika jego zastosowanie.
=
no właśnie
Dwa raczej na nie; jeden z wahaniem na tak.
Przyłączyć się do "nie wiem"?
Bez wahnięć?
Właściwie to już napisałem wcześniej, co poniżej
Tego właśnie nie wiem. Strzępem pamięci przypominam, że dawno temu próbowałem pytać o to Terma (w końcu matematyk), ale on był już na etapie Słodkiej Ani.
Natomiast na moim podwórku mam znajomego, który posiada dziwną umiejętność. Chodzi o zagadki typu znajdź 10 różnic (ale może być i sto).
On twierdzi, że gdy ma dwa pozornie identyczne obrazki, robi takiego zeza (trochę jak maziek sugerował do tych stereofoto) i miejsca, gdzie jest różnica „podświatlają” mu się. Znaczy głowa wykonuje taki cyrk. Widziałem demonstrację i nie mam powodów by mu nie wierzyć Nie musi szukać jak większość ludzi, jakoś to widzi "od razu."
Więc może i równania matematyczne głowa potrafi wizualizować, jak u tych...sawantów. Przecież oni też „nie liczą”. Nie rozumują. Hmm...
- Tak-siak - czytając to miałam wrażenie, że Lem opisuje swoje wczesne spotkania/fascynację nauką jako taką.
Tak, sądzę, że część Wilka to Lem. Znaczy wariacja na swój temat.
- . Niby tak samo, ale jednak zasadniczo inaczej:)
Taa, w szczegółach inaczej, ale w ogólnym wydźwięku podobne, no czemuś się przypomniał, bo przecież już tę książkę zapomniałem
)
- Cóż tu na zamówienie napisać o wrześniu 39? O kolejnych latach podobnie...Karol uczył się na mechanika...jakby nic specjalnego się wokół niego nie działo.
1940, 1941 - Lwów? Opisać? Odpada.
W końcu 1942:
Jasne.
Sądzę, że pierwotnie było tego więcej ale potem by zadowolić cenzurę zaczęło się cięcie i zmienianie, poprawianie. Tym niemniej padają konkretne daty i można zobaczyć te meandry każanowych widełek cenzury.
Zatem zaczyna się wojna, wiadomo – odwrót i dziwny fragment
„ Ulice kipiały od uciekinierów, w ciągu minut opracowujących recepty zbawienia; marszruty na Rumunię, na Węgry, powrót na zachód lub dalszą wędrówkę na wschód. Poszukiwano przewodników na szlaki karpackie.I zaraz zdanie następne;
Od siódmego września Wilk nie pracował.Sugeruje to wczesną fazę wojny wrześniowej. Jest jeszcze na Rumunię a nie „do” (rzepłem się
), tylko w tym kontekście nie pasują ci przewodnicy na szlaki karpackie – ten tekst musi dotyczyć czasu mocno po 17 września kiedy sowieci zajęli ten obszar i zablokowali lub zgoła czasu okupacji. A to dlatego, że przejścia do Rumuni były to zwyczajne, „wygodne” drogi i do tego wcale nie wiodły przez Karpaty (to Wyżyna Podolska). Wystarczy zerknąć na mapę. A już z przewodnikami przez góry - a po co skoro można normalnie – drogą?
To zdanie ma sens w realiach dopiero okupacyjnych. Zatem tu widziałbym szew cenzorski.
Druga data jaka się pojawia to „
po dwóch tygodniach wybrał się Karol do Bieżyńca żeby rozejrzeć się i zorientować w sytuacji." To tedy własne spotyka ową szkołę podchorążych, która idzie już „do Rumunii” przemarsz jej znaczony jest łunami.
Ba, nie ma punktu odniesienia, więc może chodzić o czas od początku wojny.
Zatem 14 września.
Lub - od zerwania wspomnianej pracy, zatem 21 września.
To istotna sprawa, gdyż pomiędzy tymi datami mamy atak sowiecki. W tym sensie marsz do Rumunii nabiera sensu, bo koncepcja obrony przedmościa już nieaktualna. Takoż konflikty z zbuntowaną ludnością, które nasiliły się w drugiej części września, właśnie po ataku sowieckim. "
No, ale Lem tego napisać nie może. Teoretycznie mógłby wprowadzić zapis z oficjalnej tezy ówczesnej propagandy – o udzielaniu bratniej pomocy uciskanym przez "polskich panów" Ukraińcom i Białorusinom, ale widać to nie przeszło mu, nawet wtedy, przez maszynę.
Zatem została luka.
Dalsze pisanie bez udziału sowietów sensu nie miało, lub trzeba by powielać stalinowską propagandę (jednak formę „odwagi ”?).
Ówcześni doskonale wiedzieli – skąd ta luka.
Jest ona bardziej znacząca niż opis.
Zatem zupełnie nie ma okupacji sowieckiej. Jest jedno ogólnikowe zdanie z rokiem 1940-stym przytoczone przez Olę (o pracy u mechanika). I zaraz skok w marzec 1942 (napisał do niego Marcinow).
- A... 9 maja o godzinie 9 rano, w ślad za białą, wapnem na murze nachlapaną strzałką, wszedł przez gotycką bramę z tabliczką ROHSTOFFERFASSUNG w stromą kamienną sień. (i skąd taki szczegół?)
Czyli w już rozwiniętą okupację niemiecką - ponad dwa lata wycięte.