I widzisz, czytałem coś dwa lata temu i przyprószyło niepamięcią. Musiałbym repetować
Repetuję połebkowo.
I pierwsze wrażenie, podobnie jak w "Szpitalu Przemienienia" - dyskretna obecność Czarodziejskiej Góry.
Ta duszyczka Karola Wilka lepiona przez i rozdarta pomiędzy ideolo księżo-tradycjonalistyczne, a komunistyczne (Naphta i podrasowany na czerwono Settembrini). Czyli lata 30-ste w swej krasie i niekrasie.
Pewne szczegóły i realistyczność opisu wiejskiej biedy sugerują, iż Lem czerpał z pamięci tużprzedwojennych obozów(obozu?) na Huculszczyźnie.
"Bieda była w Nieczawach zawsze, takiej jednak nikt nie pamiętał. Letnicy prawie nie przyjeżdżali, więc dzieci zbierające jagody nie mogły pomagać swoim. Cena litra malin wahała się od dwóch do czterech groszy, albo od jednej do dwóch kromek chleba." - to z omawianej książki
"Chyba dopiero podczas obozu przysposobienia wojskowego w Delatynie spotkałem się z prawdziwą przedwojenną nędzą; dziewczynki huculskie za pięć groszy, albo za pajdę chleba wypełniały litrową menażkę wojskową poziomkami leśnymi. Sporo się trzeba było napracować, żeby ich tyle nazbierać".- to z rozmów z Fiałkowskim "Śnk"
W tej ostatniej nie ma o dodatkowych usługach, w tej pierwszej - i owszem. Mogły wyciągnąć do 15 groszy.
- wszak to beletrystyka - nie podręcznik do historii - niemniej te zdarzenia miały miejsce...gdzieś...podobnie było z likwidacją szpitala.
Nie mam takiej pewności. Z różnych powodów, ale też z takiego, że sam Lem wspominał okoliczności pisania tej książki
Wszystko inne (poza krajobrazem Przegorzał) wymyśliłem w stu procentach, bo przecież nigdy nie byłem w żadnym szpitalu wariatów – ani jako chory, ani jako lekarz. – ani nigdy nie znałem żadnego Pajączkowskiego. Wszystko jest tam od początku do końca zmyślone, i dalibóg, tylko poetyckie zmierzchy i aura tego miejsca są „prawdziwe”. (TrzL)
Więc takiego marszu raczej nie było, co nie znaczy że, nie było zdarzeń o których linkuje Q.
Faktycznie pisanie o wrześniu bez ataku sowieckiego i rzeczywistej roli komunistów jest wyższą ekwilibrystyką - nie da się.. nawet ćwierć-rzetelnie.
Bo czy wioski płonęły bo były ukraińskie, czy dlatego że ich ludność ostrzelała wojsko?
I wtedy została potraktowana jako wróg, co jest normą podczas wojny.
Więc tak; były dwie siły korzystające z okazji niemieckiego sukcesu; OUN, która już wcześniej toczyła regularną wojnę z państwem polskim i komuniści na polecenie Stalina - przypomnę na wszelki wypadek - w tym czasie najlepszego sojusznika Hitlera. W tym wypadku jego narzędziem - KPZU.
To chyba jeden z większych ukłonów Lema w kierunku oficjalnej powojennej propagandy.
Drugi chyba też wyłapałaś... a gdzież te wojska szły?
Ależ szła "na Rumunię" - stronę wcześniej;)
Moim zdaniem "na" /"do" jest tutaj użyte wymiennie i oznacza jeno kierunek:
W moim odczuciu "na" oznacza kierunek - "do" oznacza cel.
Jest w tym istotna różnica. Czy wojsko polskie realizowało plan cofania się na przedmoście rumuńskie, by tam dalej się bronić, aż do obiecanej ofensywy na zachodzie? Wtedy "na Rumunię".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Przedmo%C5%9Bcie_rumu%C5%84skieCzy od razu - by uciec "do" ?
Ostatnie to teza powojennej propagandy. Tchórzliwe, zbankrutowane sanacyjne sprzedawczyki uciekły do Rumunii i właściwie niemal od początku wojny nic nie robiły, tylko uciekały za granicę.
Tymczasem decyzja o jej przekroczeniu to bezpośredni efekt wejścia sowietów.
I tak coś mi się zdaje, ze Lem pisał "na Rumunię" , ale cenzura wymusiła na nim bardziej radykalne dowalenie poprzednikom i tu i owdzie pozamieniał na "do Rumunii", lub dopisywał zdania ujednoznaczniające. I wyszedł misz-masz.
Oczywiście przejście do Rumunii zostało po 17 września zablokowane przez sowietów... co mimowolnie(?) Lem przemycił w zdaniu
Poszukiwano przewodników na szlaki karpackie. Bo po co ci przewodnicy po górach, skoro można by normalnie - drogami? Widać ktoś te drogi blokuje..kto? Przecież jeszcze nie Niemcy. Nie krasnoludki...a może właśnie one?
Zresztą tego typu niekonsekwencji spodziewam się więcej (jednak przypominam sobie powolutku).
Gdyżponieważ nomen-omen
Pani Wilczkowa wciąż paliła papierosy i tłumaczyła mi, ze jest on (Szpital P.) że jest on chybiony ideologicznie i wsteczny, stąd trzeba mu zbudować „przeciwwagę” dla kompozycyjnego zrównoważenia. I tak wyduszono ze mnie dalsze części. Z każdym miesiącem tekst obrastał rozmaitymi recenzjami wewnętrznymi, które objawiały jego dekadenckość i kontrrewolucyjność. Była tego cała góra papieru i mnóstwo. zmarnowanego czasu (...)
Tłumaczono mi, że tu trzeba coś przerobić , tam dodać, tam ująć itd. Wciąż stwarzano mi nadzieję, wiec ciągle tę powieść na nowo pisałem i coś zmieniałem. (...) Sądząc, iż książkę uda się uratować, pisałem ją w nieskończoność, aż wyduszono ze mnie coś, czego wcale napisać nie miałem zamiaru. Na przykład swojego kolegę przerobiłem na komunistę MarcinowaProszę pomyśleć, że od 1950 d0 1954 roku, ja to wciąż przerabiałem, przepracowywałem i wciąż było niedobrze.To z "TrzL"
Zabrałem się za dopisywanie tej przeciwwagi, robiąc strasznych komunistów z moich autentycznych kolegów z wojennego Lwowa, którzy z komunizmem nic nie mieli wspólnego. I to jednak nie pomogło... To z "Śnk"
Wygląda więc, że wszyscy komuniści w tej książce są sztucznie doklejeni... zatem co zostaje? Co nęci Wilka? Czy Wilk ma coś z Lema?
Przy okazji - pora również na twarde wydania krytyczne z przypisami dzieł Autora.
I właśnie trylogia począwszy od "Szpitala przemienienia" byłaby najlepszym początkiem dla takiej edycji.
Tak, wydanie Czasu N z przypisami to znakomity pomysł.