Zachęcony dyskusją przejrzałem scenariusz tego pikniku. No, do Strugackich mu daleko.
Parę fajnych zdań, skojarzeń - te najbardziej;
Kiedy wyskakują z typowym "obiecuję", zamykam dziób i pozwalam obiecującym na tytaniczny wysiłek, jakim jest spełnienie obietnicy, i na przeprosiny, które następują po jej złamaniu. Obietnica jest tam, gdzie ja nie chcę być: w przyszłości. Nie liczcie na mnie w przyszłości. Ludzie obiecują wieczną miłość tak, jakby mieli pomalować samochód u lakiernika.
Nadzieja to coś innego. Wytwarzam nadzieję na użytek osobisty. Nigdy jej nie upubliczniam: wyjawić nadzieję to pozwolić jej uschnąć w nas samych. Kiedy noszę w sobie nadzieję, nie chcę, by wywietrzała, pilnuję się, gdy otwieram buzię.
Stworzyłam różnego typu nadzieje: zrobiłam je z dymu, przybiłam je i przykleiłam, napisałam je i wymyśliłam skomplikowane teorie na ich temat - śniłam je - co jest rzeczą prostacką. Najgorsze, co można zrobić z nadzieją, to umieścić ją między marzeniami, które są niekończącym się tchórzostwem. Kto śni, nie działa...
...i coś czego zupełnie nie rozumiem - sfrustrowany cywilizacją facet z klasy średniej ma pretensje do Jezusa, że ludzie są jacy są.
A właściwie trochę nawet na niego zwala.
Jakby szukał winnego swej frustracji.
Zmierzam do tego, że tekst mógłby swobodnie funkcjonować bez figur religijnych. Tylko, na co wtedy zwalać?
Dla mnie, tego typu narzekania, słuszne skądinąd, kończące się - a wszystko to przez Jezusa, są...prostackie. Nie w treści - w kompozycji.
No niech mu tam...świat Mahometa stoi otworem. Albo Azja dalsza - tam zapewne dużo lepiej.
Poza tym trochę bełkotu samochodowego..., kilka wierszy - czy wszystko to obrazoburcze?
Może to:
Sam o sobie powiedział, że jest barankiem. Ale był cholernym demonem.
i to:
"więc chciał przywłaszczyć sobie bogactwa tych, którzy wiernie za nim podążali."
i to;
"Skończył na krzyżu, na co sobie zasłużył, ponieważ każdy tyran zasługuje na karę"
Z sugestią, że być krzyżowanym jest całkiem fajnie - ale może to tylko takie metafory?
Chyba chciał zrobić event i to mu się udało. Bohaterowie religii są najlepsi do takich akcji - ciągle czekam na podobny z udziałem np. Mahometa.
Ten artysta będzie moim prywatnym bohaterem (już trochę jest nim S.R.).
Adremując - spokojnie można było wystawić. Mimo jęków dewocji. Artysta ma prawo burczeć obrazowo.
Choć do subtelności Hokowej wierszobrazy mu daleko.