W ktoryms z wywiadow Dawkins powiedzial, ze wcale nie jest pewny nieistnienia Boga, ale okresla to na 99%. Czyli mozna powiedziec, ze ma b. silna wiare w nieistnienie Boga, bo przeciez nie wiedze, skoro 99%, a nie 100%. Skoro nie ma sprawdzalnej wiedzy o boskim nieistnieniu (ani istnieniu zreszta tez), to jakis element wiary pozostaje. Nie wiem czy o to chodzilo Eustachemu?
Ostatnio przyszla mi do glowy analogia z kosmitami. Z pewnoscia wielu ateistow, czy tych ktorzy sie za takowych uwazaja, ktorzy bezwzglednie odrzucaja istnienie Boga, czy "swiata niematerialnego" jednoczesnie uznaje za calkiem prawdopodobne istnienie pozaziemskich cywilizacji. Cenia oni sobie dowod, logike i nauke. Na dobra sprawe jednak, dowodow na istnienie ET cywilizacji jest tak samo 0, jak i na istnienie boga. Argument, ze skoro na Ziemi powstalo zycie i dalo poczatek cywilizacjom, to gdzie indziej powinno sie to zdarzyc, nie broni sie, bo po pierwsze sposob powstania zycia jest niewiadomy, po drugie teisci mogliby uzyc analogicznego mniej wiecej argumentu, ze skoro powstalo zycie duchowe (w sensie organizacji informacji) w nas, to i jest ogromna szansa ze powstalo wczesniej i na duzo wyzszym poziomie, w oderwaniu od materii gdzie indziej (w Bogu, aniolach, czy czym tam kto chce).