Ja wiem o SETI tyle ze to marnotrastwo czasu. Twierdzilem tak juz przed przeczytaniem Glosu Pana tak BTW
Co do Glosu...
Pierwsza rzecz o ktorej chce napisac zostala rozpoczeta w watku Summa Technologiae. "Klucilem sie" tam z forumowiczami na temat mojego odbioru formy ksiazek Lema twierdzac ze jest mi obojetna. Otoz czytajac Glos zdalem sobie sprawe, a moze przypomnialem, ze jednak forma pisania prezentowana przez Lema wlasnie bardzo mi sie podoba i zdecydowanie zwraca uwage, wprowadza swego rodzaju klimat, czesto dosc np. cyniczny, co pasuje niezle do mojego podejscia do roznych spraw
Poza tym, i to wiedzialem juz zanim sie zaczelem zastanawiac, uzekaja mnie porownania Lema, bo przeciez moim ulubionym fragmentem jest historia krawca z Summy czy tez wypowiedz GOLEMa na temat jego trudnosci w komunikacji z czlowiekiem.
Tak wiec przyznaje racje Blademu (mam nadzieje ze nie pomylilem ludzi!
) ze faktycznie forma tez ma na mnie wplyw i tez ja odbieram, moze czasem nieswiadomie ale jest to fakt.
Jesli chodzi o tresc Glosu. Wstep jest jak dla mnie fajowy, pokazuje charakter bohatera i zabawna motywacje do ucieczki w swiat matematyki. A burzenie jest niekonstruktywne, to fakt, za to go wlasnie nie lubili
Bawi mnie tez troche ta Wasza trudnosc w czytaniu
Czy naprawde wszystko musi byc sensacyjne?
Zycie jest niesensacyjne wiec i ksiazka jest niesensacyjna, za to wlasnie tez cenie literature Lema, za to ze jest prawdziwa.
Jest jeszcze jedna rzecz w pierwszych trzech rozdzialach na ktora zwrocil bym uwage. Bohater pisze tam wiele prawdy o swiecie nauki, o "familijnosci" tego swiata. O tym jak na nasza wiedze wplywaja znajomosci, kolezenstwa i roznego rodzaju psychologiczne przypadlosci. Tak (niestety) rozwija sie nasza nauka, od Newtona albo i wczesniej. Szkoda tylko ze tych ktorzy zdaja sobie z tego mozna wymienic na palcach. Poruszony jest tez wazny temat niepisania o niepowodzeniach. Nie wiem czy wiecie jak np pan Newton dochodzil do swoich trzech praw, jak zmienial swoje doswiadczenia by pasowaly pod hipotezy itd.
No i zaczyna sie wlasciwy temat, juz odrobine pokazana jest skala problemu i nasze nieprzygotowanie.
Po pierwsze przez to, ze jak bohater zauwazyl, cala nasza nauka to badanie natury, czyli czegos bezosobowego, bezintencjonalnego. Np dlatego do nauki nie wciska sie Boga. Tu natomiast trzeba bylo zmierzyc sie z czyms intencjonalnym, ba, to intencjonalnosc byla trescia problemu.
Po drugie, ale to juz "nie nasza wina", uswiadamia nam skale. Ja w tym momencie wiedzialem ze nic z tego nie bedzie, ciekaw tylko bylem co wymysla badajac to czego sie zbadac nie da i przyznaje czesto bylem pozytywnie zaskoczony pomyslowoscia czlowieka.
Postaram sie przelozyc nierozwiazywalnosc problemu postawionego w ksiazce na bardziej znajome podworko.
Wyobrazmy sobie ze ktos wymysla format pliku tekstowego, takiego swojego .doc'a robi. Tylko on wie jak zapisuje formatowanie tekstu (akapity, listy, czcionki itd). Wyobrazmy sobie rowniez ze pisze w jezyku ktorego nie znamy zapisujac to w tym swoim formacie. Wyobrazmy sobie rowniez, ze ma program kompresujacy ktorego nie mamy my (takiego zipa czy rara) bo wspomniane bylo ze kanal przesylowy zostal wykorzystany optymalnie (to jest wlasnie definicja kompresji, zmniejszanie nadmiarowosci sygnalu). I teraz tak spakowany plik daje nam (ok, sam system plikow tez moze miec inny, nosnik zreszta tez
). Naszym zadaniem jest zrozumienie tekstu ktory napisal. Potencjalne roznice miedzy nim samym a nami (np roznice w uzywanych pojeciach bo np moze on nie miec nog albo miec dwie glowy i jedna nazywac wawa a druga papa) pomijam bo wydaje mi sie ze stopien trudnosci jest i tak juz wystarczajacy.
Po takim wstepie chyba zaden czytelnik nie moze liczyc na to ze to sie uda, szczegolnie jesli zna sceptyczne podejscie Lema
No ale chyba przez to jest jeszcze bardziej ciekaw, jak te 200 stron zostalo wypelnione
ps: Term, bedziesz czytal czy juz oficjalnie odpadasz?