znalezione w internecie
Fantastyka - wrzesień 1991
Lech Jęczmyk - Czy pan istnieje mister Lem
Załączam list profesora Darko Suvina jako uzupełnienie informacji, którą wysłałem poprzednio. Jest to mój pierwszy kontakt z profesorem Suvinem. Załączam też nazwiska trzech marksistów, o których informowałem poprzednio na podstawie osobistych z nimi kontaktów. Są to Peter Fitting, Fredric Jameson i Franz Rottensteiner, który jest oficjalnym agentem Stanisława Lema na Zachodzie. Tekst listu wskazuje na rozległe wpływy czasopisma „Science-Fiction Studies".
Rzecz nie w tym, że osoby te są marksistami albo nawet że Fitting, Rottensteiner i Suvin są obcokrajowcami, ale w tym, że wszyscy oni bez wyjątku są posłusznymi wykonawcami rozkazów Stanisława Lema z Krakowa w Polsce, stuprocentowego funkcjonariusza partyjnego (wiem to na podstawie jego publikowanych materiałów oraz osobistych listów do mnie i do innych osób). Ta komórka partii zza żelaznej kurtyny - Lem jest najprawdopodobniej wieloosobowym komitetem, a nie pojedynczym osobnikiem, gdyż pisze wieloma stylami i raz zna niektóre obce języki, a raz nie - dąży do zdobycia monopolistycznej pozycji pozwalającej kontrolować opinię poprzez krytykę i artykuły pedagogiczne, stanowiąc zagrożenie dla całej naszej dziedziny science fiction z jej swobodną wymianą poglądów i myśli. Peter Fitting zaczął dodatkowo recenzować książki dla czasopisma „Locus" i „Galaxy". Partia ta posiada (w USA) wydawnictwo publikujące dużo kontrolowanej przez nią science fiction. W przesłanych wcześniej materiałach wskazywałem już na penetrację przez nich kluczowej publikacji naszej organizacji zawodowej - Science Fiction Writers of America.
Udało im się osiągnąć swoje cele głównie w dziedzinie prac akademickich, recenzji książkowych i prawdopodobnie przez naszą organizację uzyskali wpływ na przyznawanie nagród. Myślę jednak, że obecnie ich kampania na rzecz propagowania Lema jako wybitnego powieściopisarza i krytyka traci impet i zaczyna napotykać poważny opór: 1/ ujawnia się, że twórcze zdolności Lema były przereklamowane i 2/ w brutalnych, obraźliwych i zupełnie nie umotywowanych atakach na amerykańską science fiction i jej amerykańskich autorów Lem posunął się za daleko i zbyt szybko zraził sobie wszystkich poza wiernymi członkami partii (ja jestem jednym z tych zrażonych).
Byłoby bardzo groźne dla naszej dziedziny, gdyby się okazało, że znaczna część naszej krytyki, prac naukowych i wydawnictw jest całkowicie podległa jakiejś anonimowej grupie z Krakowa. Nie wiem jednak, co można na to poradzić.
Takich listów do FBI w Los Angeles Dick wystał co najmniej 21 (tyle się zachowało). Stanisław Lem jawi się w nich jako potężny agent KGB, a być może jako kryptonim całej organizacji działającej z tajemniczego Krakowa. Kiedy francuska telewizja zaprosiła Dicka do Paryża na wywiad, natychmiast zorientował się, że to kolejna sprawka Lema. Pojadę do Paryża, stamtąd porwą mnie do Warszawy, potem do Krakowa, a potem Bóg wie dokąd - skarżył się do FBI.
Czy Dick wierzył w to, co pisał? Jego długoletni przyjaciel Ray Nelson twierdzi, że Dick święcie wierzył we wszystko, co pisał. Także w powieściach. Podstawą teorii konspiracji lemowsko-krakowskiej stało się wydanie "Ubika" w serii "Stanisław Lem poleca". Dick, żyjący wówczas jeszcze w wielkiej biedzie, wyobraził sobie, że polskie wydanie uczyni go bogaczem. Kiedy doznał zawodu, uznał, że to Lem zagarnął jego fortunę.