" Milicjanta zabili, wielkie mecyje! Kopy mam takich meldunków..." co, o dziwo, mówi szef tego UB.
Ten szef - jakkolwiek ostatecznie potoczyły się jego losy (bo mógł i zostać -
nolens czy
volens - gorliwym stalinowcem, i zginąć jako
utrwalacz, i... sam pójść/wrócić do lasu lub trafić do więzienia; kłaniają się stare dyskusje o tych sprawach) - może był z tych, co praktykowali, ale niezbyt wierzyli? Mogła go też służba w partyzantce (AL-owskiej, AK-owskiej, BCh-owskiej) i/lub okupacyjna świadomość mordów masowych na podobne rzeczy znieczulić. Nie wiem czy to nie bardziej realistyczne w odniesieniu do owego okresu, kiedy wszystko w powojennym
proszku było, niż ideologiczny pryncypializm. Inna sprawa, że dziwne, iż
myszkowie to puścili (fakt, już w 55, na fali odwilży).
[W ciemno, jak widać po absencji w Akad., nie mam niestety, i nie czytałem, tego tomu.]
przynajmniej leśni tak sprawę stawiali
Refleksja językowa, w końcu mówimy o czasach, na które rzucał potężny cień taki jeden językoznawca... Ciekawe, że w ciągu ostatnich lat stykam się z tym określeniem dopiero po raz drugi - pierwszy był ten:
http://www.bbn.gov.pl/ftp/dok/09/6-17_Ostatni_lesni.pdfChoć - jak pomnę - pamiętający epokę, cokolwiek o tak nazwanych sądzili (bo miałem styczność z szerokim spektrum - zwykle uwarunkowanych politycznie - ocen
*), innego w sumie - przynajmniej w moich okolicach - nie używali (było jeszcze
"NSZ-owcy", ale bardziej selektywne, zarezerwowane dla członków tej organizacji;
reakcyjne bandy/
bandy - to spotykało się raczej w oficjalnych publikacjach proustrojowych, niż w mowie potocznej, o ile nie chodziło o Werwolf czy UPA - te jako
bandyckie kwalifikowano wręcz z lubością), no i w międzynarodowy trend się wpisuje:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Leśni_Braciahttps://przegladbaltycki.pl/6416,bohaterowie-zloczyncy-racja-stanu-partyzanci-pamiec-zbiorowa-we-wspolczesnej-litwie.html* Acz dominował symetryzm - ani szczególne pochwały, ani ganienie, raczej dystans (mało kto - czy to przed '89, czy po - ochoczo przyznawał się do czynnego związku z tamtymi zdarzeniami, nawet jeśli go miał), podkreślanie tragizmu sytuacji i żal z powodu zmarnowanych żyć; o zabitych z drugiej strony mówili podobnie, tak samo się dystansując. Różnica była zwykle w rozłożeniu akcentów - tu już rozstrzał znaczny.
Swoją drogą - jak przy nazewnictwie jesteśmy - może kilka słów o tytule trylogii, ponoć odgórnie narzuconym... Chciał jakiś cenzor w młodym Lemie widzieć antidotum na
zgniłozachodniego Marcelka i jego
burżujskie weltszmerce (choć
gdzie Rzym, gdzie Krym)?