Dlaczego więc Lem miałby być zwolniony z tego obowiązku?
Tak napisałem?
Ale nie stąd zdziwienie że opaska była, tylko z pewnej nonszalancji
(miałem taką w kieszeni), pamiętając o różnicach - niczym ja z maseczką schowaną takoż po kieszeniach i zakładaną dopiero przed wejściem do supermarketu.
A potem co, zdejmowaną?
Drugie, to Orliński strona 67. Tam autor stwierdza, że Lem nie powiedział tego nigdy publicznie. Otóż jak widać – powiedział.
Tak-siak nie mógł być w tym czasie Donabidowiczem.
A to rok 42.
- Sam mówi o trzech wzorach/prawdziwych postaciach: Marcinów, Kremin, Tannhauser
Tak wiem, miałem na myśli owych dwóch naukowców. Tylu prawdziwków, więc może i oni?
- Przez poezję do szpitala...
Tiaa...wiersz startowy.
Jak myślisz o tym "pamiętnikarzu" – Witkacy?
Sporo tam szczegółów... a tytuł rozdziału od razu mi się skojarzył. I ciekawostka – zapisana pismem stenograficznym rozprawa „Marsjanin” której Stefan T. nie może rozczytać.
No, wiadomo, z czym głowa zaraz skleiła „:))
I jeszcze z innej bajki -
Narodziny człowieka – wystrzał z nieprzyzwoitej armaty. Życie – krzywa balistyczna. Śmierć – jej wyprostowanie.Gdzieś widziałem to...zwizualizowane...ooo..
tutaj.
Wracając do omawianego rozdziału – Stefan zaopatrzony jakimś cudem w pamiętnik Sekułowskiego, po wymordowaniu szpitalnym, ląduje u stryja Ksawerego na prowincji – w tytułowym "cichym dworku" (ale niedaleko Lwowa). Jest to ten sam dom, którym zaczyna się tom pierwszy, tam gdzie odbywała się ceremonia pogrzebowa.
Miejsce ucieczki Stefana, bezpieczna przystań?
Czeka na wyrobienie papierów...ale.. z jakiego powodu potrzebuje nowych papierów, skoro jest aryjczykiem?
Ok. może tylko lepszych z solidnym zatrudnieniem, bez którego groziłaby wywózka. Ale dlaczego stryj się boi, że ludzie gadają, że Niemcy się dowiedzą?
Polak, nawet gość, nie powinien mieć problemów. To ta sama „pułapka” w którą Lem wpadł rozmawiając z Bersiem – uciekając z firmy R. potrzebował fałszywych papierów – a po co?
Stąd, jak podejrzewam, na szybko wymyślił tego ukrywanego Żyda Tiktina. Wszak papiery ormiańskie nie mogły być lepsze niż oryginalne polskie?
Wracając do dworku
- sytuacja robi się niezręczna, stryj nakłania Stefana do działań – „
Ojciec twój goni ostatkami, matka mieszka u teścia, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdybyś zarabiał i mógł utrzymać dom, a przynajmniej pomoc trochę rodzicom”... skąd mu to znamy? Z Bartoszewskiego.
Pojawia się szwarccharakter Dolaniec z szansą na znalezienie roboty dla Stefana i co najważniejsze – dobrych papierów. Dalej streszczał nie będę, ale ten fragment skłania do zastanowienia się – czy podczas okupacji niemieckiej, może po pierwszych pogromach - Lem nie wyjechał poza Lwów do jakichś znajomych?
Nie ma o tym wzmianki w jego relacjach, ale ten opis tak realistyczny... i to byłoby całkiem naturalne – zniknąć na chwilę, przeczekać. Tak jakoś samo się lepi w wariant wydumany – a może ten pogrom bieżynieckiego szpitala, to pierwsze pogromy lwowskie? (Bieżyniec jako symboliczny Lwów, tak chyba przypuszczała A. Gajewska?) Stąd w roli głównej – Ukraińcy?
Czyli lato 41.
A potem ucieczka ze Lwowa na prowincję, z literacką reminiscencję tego właśnie „cichego dworku” – może majątku jakiegoś znajomego lekarza, bo właśnie taki zawód ma stryj Ksawery?
Który raczej stryjem być nie może.
Rodzice wtedy byliby na Brensteina? Czyli u innego, prawdziwego stryjka, Fryderyka? A może już na Zniesieniu - wtedy w gettcie?
Czy syna wysłali ratunkowo na prowincję? ...bardzo to naciągane, wiem
Ale nie mogę się powstrzymać
- Wczoraj zobaczyłam film - poniekąd w temacie - omawiany rok 1942 - o aryzacji plączącej ludzkie istnienia - świetna kobieca rola Idy Kamińskiej (prosto z Odessy:):
Tak, znam - ale książkę.
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/55528/sklep-przy-glownej-ulicyZ rekomendacji Szczygła. Podobnie filmowi, znakomita.
Ten schemat „dobrowolnego” przekazywania majątków znajomym „aryjczykom” celem ratowania resztek był chyba dość powszechny.
Marginesem, zastanawiał się ktoś, co stało się z gabinetem laryngologicznym na Brajerowskiej po wejściu Niemców?
Bo znalazłem ciekawy acz drobny ślad. Ale to potempóźniej.
- Rzecz o marszu na/do Rumunii w 1939...koincydencja...czytam opowiadania Kornela Filipowicza
A ja przeglądam relacje pionków historii. Otóż była w okolicy Lwowa szkoła, ale nie podchorążych a pilotażu.
W Brzeżanach - i ona też ruszyła „na Rumunię".
Jest trochę relacji i z nich wylania się dość jasny obraz – nie tylko z Niemcami Wojsko Polskie miało tam do czynienia.
Dnia 3.9. zostałem przydzielony do Ośrodka Pilotażu Podstawowego nr 1 dowodzonego przez kpt. pil. P. Pischingera z siedzibą w Brzeżanach. Wobec powtarzających się nalotów maszyn rozpoznawczych na Brzeżany, kpt. Pischinger przeniósł samoloty z Brzeżan i umieścił je częściowo na folwarku Krupówki, a częściowo w majątku Kupczynie. Obie te miejscowości znajdowały się w okolicy mocno zukrainizowanej - były częste przypadki dezercji z bronią, napady i morderstwa policjantów itp.https://www.polishairforce.pl/_sprawozdanie2.htmlA tu młodziak z innej szkoły lotniczej (dla małoletnich (sic!) w Krośnie)
- i też ucieka via Brzeżany;
W pewnym momencie z m. Kołki wyjechało czarne osobowe auto, zatrzymało się na chwilę przy czołowych oddziałach piechoty i ruszyło dalej w naszym kierunku. Po przyjeździe na skraj lasu, czterech cywilnych drabów wyszło z niego, pytając gdzie komendant
- Ja nim jestem -odpowiedział płk Zajączkowski.
Jeden z nich, duży drab, dość przyzwoicie ubrany, zwrócił się do dcy pułku z żądaniem, abyśmy złożyli broń, gdyż przez most na rzece Styr w m. Kołki oni nas nie przepuszczą.
- Kto my? - wykrzyknął płk Zajączkowski.
- Selsowiet (rada gminna)
- 0dpowiedział drab.
To wystarczyło płk. Zajączkowskiemu. Był wściekły. Myślał dłuższy czas, powtórzył kilka razy głośno “selsowiet, selsowiet”, i wydał rozkaz aresztowania i przetrzymania 4 panów w ich własnym aucie.
Kiedy po tym incydencie spojrzałem znowu w kierunku nacierającej piechoty, pędził do nas galopem koń kawaleryjski bez jeźdźca, a wśród rozwiniętej piechoty zobaczyłem uwijających się z noszami sanitariuszy.
- Są ranni, a może zabici - powiedziałem do dcy pułku.
- Są! - odrzekł. Ta hołota ma nawet karabin maszynowy, a na tym pędzącym do nas koniu zabili na pewno ułana. Ze złości gryzł wargi i klął jak stary żołnierz potrafi. Za chwilę podszedł do telefonu i dcy nacierającego baonu dał rozkaz zdobycia szturmem m. Kołki. Ruszył do dalszego marszu cały pułk. Wchodząc do miasteczka widziałem palący się młyn i drewniane krzyże na cmentarzu obok. Kilku naszych żołnierzy niosło na noszach zabitych kolegów; we młynie dogorywały zwłoki dywersantów. W powietrzu czuć było swąd spalonych ciał ludzkich, w miasteczku wyły psy.Rykoszetem dostał pewien Żyd
...ludności cywilnej nie było widać. Wśród ciemności, na tle dogasającego ognia, ukazała się sylwetka jakiegoś człowieka. Po chwili stanął przed nami przygarbiony i licho ubrany stary Żyd. Płakał i drżącym głosem pytał, dlaczego nasi ułani podpalili mu dom i całe gospodarstwo? Mówił kresowym językiem, z rosyjska. (...) Skarżył się, że on nie winien, że on nie mordował policjantów polskich w Kołkach, że on Polskę kocha itd. Stał długo przy nas i szlochał. Ponieważ milczeliśmy (...), podniósł tylko rękę wyżej czoła, uchylił czapkę i ze słowami “szczęśliwej drogi” oddalił się ku zgliszczom spalonego domu.
Była to pierwsza wiadomość o wymordowaniu policjantów w Kołkach. Adiutant z kierowcą klęli (...) i wyrażali swoje oburzenie na morderstwa popełnione przez komunistów. Żal mi było starego Żyda, który przeżył ten dzień 20 września bardziej może tragicznie aniżeli my, żołnierze uzbrojeni jeszcze po zęby, z widokiem wydostania się z matni.
... 24.09.
Strzelają do nas Ukraińcy, coraz częściej i gęściej. Nie wolno nam odchodzić do wsi, ani oddalać się. W lesie spotkaliśmy polskie samochody z wojskiem.I fragment jak z omawianej książki –
19.09.
Spotkaliśmy się z batalionem szkolnym ze Świecia. Potem nadciągnęła piechota. Na noc przeszliśmy do jakiejś wsi. To był chyba najlepszy dzień we wrześniu, po raz pierwszy nie widać było wrogich samolotów.
20.09.
Maszerujemy w spokoju. Spotkaliśmy znowu oddziały piechoty, artylerii, kawalerii i wielu żołnierzy KOP - u. Nie mamy już nic do jedzenia. Od wojsk lądowych dostajemy papierosy i trochę chleba. Nie zatrzymujemy się na nocleg, idziemy wciąż do przodu. Z daleka widać łuny pożarów. Miasteczko KOŁKI jest wyludnione, wszędzie zgliszcza. Wszystko zaczyna ciążyć, jesteśmy bardzo zmęczeni...Ok, dość tych relacji. Czy Lem mógł to napisać?
Bo pewnie wiedział o takich historiach.
I w związku z tym kolejna sprawa – jak piszą fachowcy Wilk i Trzyniecki mają sporo z samego autora. Rodzaj aler ego?
I o ile jak sam Lem pisze, Bierzyniec z tomu pierwszego został w pełni wymyślony, to jednak opisy z tomu drugiego są bardo realistyczne.
Też te dotyczące prowincji.
Widział to? Czy ktoś mu opowiadał?
O Lemie myślę, bo z oficjalnych wspominek, to on nie wyściubiał nosa ze Lwowa.
Coś jeszcze miałem, ale wpis robi się zbyt długi ...to później może?