okropnie bezkrytyczny jesteś Q.
Skadże taki zarzut? Napisałem, że Brytyjczycy lepsi są ogólnie od Amerykanów jako twórcy SF. Czy to nie prawda? (I nie mylmy słowa "lepsi" z "dobrzy" czy "doskonali".) Wspomniałem coś o
banalej space operze czy to dowód bezkrytyczności? Wymieniłem nazwiska autrów, których czytałem. Czy wspomniałem gdzies, że są geniuszami i wielbię ich na kolanach?
'Pianolę' i 'Dr. Futirity' też lubisz? O pierwszej książce Lema nawet nie wspomnę.
"Dr. Futurity" jest, szczerze mówiąc, koszmarny, co nie zmienia faktu, że staram sie mówić do domyślnego czytelnika, który nie uzna, że chwalać danego autora każę zachwycać się bezkrytycznie każdym jego dziełem... Skądinąd thingy jeszcze kilka takich "wypadków przy pracy" miał i co z tego? Jak autor ogólnie jest wartościowy...
"Pianola", cóż jest archaiczna i nie sposób traktowac jej do końca serio, ale czy naprawdę jest aż tak fatalna? Jej przeczytanie pozwala nam przekonać się jak ewoluował talent Vonneguta, czy wiec jest to czas stracony?
A "Człowiek z Marsa"? Owszem czytadło, czytadło i jeszcze raz czytadło... Ale czy nie lepsze od podobnych amerykańskich czytadeł SF? Z dwojga czytadeł to lepsze...
To, co ten ów Reynolds mówi o Lemie, jest pożałowania godne co najwyżej. Chodzi mi o fragment, w którym stwierdza, że próbuje przydać swoim własnym dziełom nieco "wschodnioeuropejskiego ducha". I jak to robi? Dając bohaterom rosyjskie nazwiska i przewidując chińską dominację nad światem....
To się przecież zupełnie nie ima, nawet w przybliżeniu, sedna literackiej "europejskości" Lema. To tak, jakby Spielberg zaczął kręcić filmy, w których często pada deszcz, i stwierdził, że zbliża się do rosyjskości Tarkovskiego.
Łatwo kogos "zjechać' bazując na cytacie z przeprowadzanego "na gorąco" wywiadu. Proponuję owego Reynoldsa trochę poczytać... Z twórczoscia jego się zapoznac... Jakiś wielki mistrz (ani tym bardziej Mistrz) literatury światowej to to nie jest, ale zaprawdę powiadam Ci: pośród ślepych jednoocy królami. A popatrzeć na Wszechświat oczami zawodowego naukowca (jak najbardziej europejskiego zresztą, bo w ESA pracuje) jest rzeczą i pouczającą i przyjemną. (Skadinąd nie wiem dlaczego nie ucieszył Cię fakt, że pisarze cieszący sie na zachodnim rynku SF niejaką renomą Mistrza czytaja i cenią, zamiast tego zarzyuciłeś im, ze nie cenia go na Twój sposób, lecz po swojemu.)
Co zaś do Tarkowskiego. Wiesz zapewne, że reżyser ten odsądził swój własny "Solaris" od czci i wiary, uważając go za swój najgorszy film. Wiesz też zapewne, że "Stalker" zawdzięcza swój niemal wyłącznie "dialogowy" kształt... brakowi możliwości uzyskania wymaganych efektów spec. przy ówczesnych warunkach budżetowych i technicznych... Mogłoby się wiec jeszcze okazać, że gdyby Tarkowski dostał na "Stalkera" więcej gotówki, a F/X stałyby wtedy na wyższym poziomie jeden z Twych ulubnionych filmów byłby znacznie bardziej "hollywoodzki". Czy to byłby wystarczający powód by go na śmietnik wyrzucić?
Draco Volantus słusznie wydaje się oskarżać Cię, Q, o bezkrytyczność.
Krytyczny jestem, tylko najwidoczniej nasz gust nie do końca się pokrywa. A moze po prostu posługuję się skrótami myślowymi i mówię: "poczytajcie Reynoldsa" zamiast: "skoro Mistrz nie żyje i doskonałej SF już nie ma, a naprawdę dobra zdarza się rzadko, z pisarzy drugorzędnych, którzy i tak biją na głowę pisarzy trzecio- i czwartorzędnych, Reynolds IMHO wyróżnia się, zasie aż tak wspaniały nie jest by zasługiwał na miano pisarza pierwszorzędnego, a mistrza literatury tym bardziej"... Nie sądzisz, że aż tak precyzyjne sformułowania byłbyby nudne? Zakładam, że inteligentny Czytelnik (np Ty czy
Draco Volantus zrozumie co miałem na myśli i tak).
A w SF po prostu najistotniejsze są dla mnie kwestie naukowe, zachwytów urodą zdań szukam gdzie indziej... Co mi zreszta po urodzie zdań gdy kto pięknie bzdury pisze? Skoro same Lemy się nie rodzą, musi zadowolić mnie napisane przez naukowca ambitniejsze czytadło...