Kurcze, ale się naszukałem wątku
Ja natomiast chciałem poruszyć jeszcze jedną sprawę.
Chodzi mi o stosunek Lema do kobiet występujących w powieści/ch. Wydaje mi się, że Lem bardzo "po macoszemu" traktuje relacje kobieta - mężczyzna. Główny bohater podejmując decyzję o pozostaniu na asteroidzie nawet nie myśli o swej partnerce życiowej mimo że ją - podobno - bardzo kocha. Nie uważa za stosowne skonsultować z nią swojej decyzji i traktuje ją trochę jak domowe zwierzątko.
Podobne relacje widać w drugim opisywanym związku Goobar - Callarla.
Może źle to odbieram, ale ciekaw jestem jak to wygląda z punktu widzenia kobiety.
Wybiegnę nieco w forumową przyszłość. Skończyłam właśnie Solaris, a tam o stosunku do kobiety jest całkiem sporo.
A to, co jest wcale mi się nie podoba.
W pewnym momencie Snaut mówi o tym, że nie potrzebujemy innych światów, a jedynie lustra. Moim zdaniem przekłada się to i na stosunki damsko męskie- vide Kris-Harey.
On ją kocha. To fakt niezaprzeczalny. Ale jak kocha:
W sumie trzy razy doprowadza ją do samobójstwa. Z czego dwa razy skutecznie. Kiedy jest obok, ignoruje ją, cierpi, ma dylematy, odchodzi (w sensie dosłownym lub mentalnym). Trudno mu znieść jej obecność. Wkurza go ta baba, krótko mówiąc.
Kiedy udaje się w końcu niewiastę anihilować, stęskniony i zakochany siada na brzegu oceanu, żądając kolejnego cudu, jakby dwóch cudów było mu za mało.
Załóżmy, jednak, że cuda się zdarzają i brzdęk: Harey wraca. Co zrobi bohater? Mam wrażenie, że wykończy ją po raz kolejny. Obojętnością, brakiem uwagi, niemożnością budowania, tęsknotą za niemożliwym.
To taki wieczny idealista, co tak naprawdę woli tęsknić i cierpieć, jak potępieniec, niż zanurzyć się w rzeczywistość i podjąć trud mozolnego, codziennego przebywania. Wymaga od biednej kobiety absolutnego zatracenia, oferując w zamian mgliste być może.
Mam nadzieję, że to li tylko relacja bohaterów, a nie Lema stosunek do kobiet w ogóle.