No, obejrzałem. Niestety nie wiem, czy oglądałem wersję reżyserską czy nie (uroki netu...), ale przypuszczam, że nie. Trwała 2.10. W każdym razie nie miałem problemu ze zrozumieniem niczego. No... hehe... znaczy... ekhem. Ze zrozumieniem fabuły, powiedzmy. Bo te czary, jakie tam odchodzą, to, Panie, głowa mała. Moja ulubiona: "show me external view!" jak to każdą, niewazne jaką transmisję video można przełączyć na "widok zewnętrzny" i nagle widzi się zewnętrze statku, z którego szła transmisja. Nawet jeśli statek nie istnieje! Stąd pytanie: a gdzie była kamera? No, jest jedno proste wytłumaczenie - otóż wszechświat jest usiany nanokamerami a technicy z Enterprise pykają sobie tylko fajeczkę i włączają jedną po drugiej. Ale czemu w takim razie do V'gera nie zajrzeli od razu:)
No i tak dalej. Sam folklor i franchise jest mi w miarę znany, więc spockowatość Spocka, albo śmieszne spejsłoki mnie nie mitygują, było spoko. Za to przyznasz, że w filmie tym wszyscy mają wręcz fetyszystyczny stosunek do samego statku (szczególnie Kirk), co dla widza który wcześniej nie zjadł zębów na serialu, jest dziwne, wręcz zastanawiasz się czego oni sie nawąchali.
Gra aktorska nie nawala, efekty są całkiem ładne, no słowem - życia mojego ten film nie zmieni, ale nie żałuję czasu. Traktuję go raczej jako fenomen socjologiczno-kulturowy, i jako taki całkiem całkiem.
Jako die-hard Trekkie pewnie znasz z 10 teorii działania napędu warpowego? Może byś się pochwalił co to niby jest
?