Polski > Akademia Lemologiczna

Akademia Lemologiczna [Szpital Przemienienia]

(1/30) > >>

Terminus:

Witajcie w nowym temacie Akademii poświęconym Szpitalowi Przemienienia.

Po ujrzeniu pięciostronicowego omówienia tej książki autorstwa profesora Jarzębskiego, stwierdziłem, że oszczędzę ogólników.

Zatem zgodnie z tradycją proponuje zacząć od omówienia pierwszego rozdzaiłu, "Pogrzeb". Możemy dać sobie na to z tydzień, dwa czasu.  To w końcu plus minus dwadzieścia stron.

Stefan, młody lekarz - na ile młody Lem mógł się z nim utożsamiać, zgadnąć nietrudno - przybywa na pogrzeb wuja. Wdowa, ciotka Aniela, jako jedyna poza nim zdaje się widzieć sztuczność otaczających ich rodzinnych obrządków pogrzebowych. Stefan snuje wspomnienia i przemyślenia egzystencjalne... po czym zasypia. Mnogość otaczających go typów to ciekawy temat do rozmowy - na przykład stryj Ksawery; wrócę jeszcze do tego.

Co uderza czytelnika dzieł Lema - a zatem po pierwsze, to niewątpliwie nie jest powieść o pilocie międzyplanetarnego krążownika, brak także jakiejś rządzącej kompozycją wielkiej przenośni a'la Cyberiada. Książka jest od pierwszych słów bezpośrednia, daje się odczuć niby opowieść przyjacielska o dawnych, wojennych czasach, których większość z nas nigdy nie widziała. Mnie chyba to właśnie przyciągnęło do tej powieść na początku - zapragnąłem wykorzystać fakt, iż mój ulubiony pisarz 'wziął na warsztat' okres historyczny tak fascynujący, jak okupacja Polski, więcej, że sam przecież żył w tym okresie... Zapoznać się z jego pierwszą powieścią, którą napisał gdy był młodszy niż jestem teraz.

Niech omawianie się rozpocznie.

Medelejne:
To może ja zacznę ponieważ "Szpital..." przeczytałam stosunkowo niedawno.
Pierwszy rozdział "Pogrzeb" przywiódł mi skojarzenia z "Lalką", "Weselem", "Chłopami"...
Ale tylko i wyłącznie pod względem właśnie specyficznego klimatu jaki Lem
nakreślił w tym rozdziale. Po prostu wyzionęła na mnie z tego początku taka..."polskość".
Mroźna zima, biedny student,wyalienowany młody człowiek na
łonie dawno nie widzianej rodziny. Opisy samego domu, w którym rozgrywa się akcja
oraz poszczególnych członków rodziny i znowu jakieś dziwne przeniesienie do
Bohatyrowiczów z "Nad Niemnem". Przyznam, że po tym rozdziale miałam ochotę
rzucić tę książkę w kąt ale dzielnie się przełamałam i się nie zawiodłam. Potem jest
już znacznie, znacznie lepiej. Bardzo lubię "Szpital..." ale jedno jest pewne. Powinno
się go czytać przed całą "kosmiczną spuścizną" Stanisława Lema. Bo jak się zrobi
odwrotnie to można nie przełamać się po "Pogrzebie".  No i występuje tam słówko, którego
Lem często używał a które mnie notorycznie rozczula ..."buciki". Nie wiem czy ktoś zauważył
ale Lem bardzo często stosował tą formę zamiast "buty". To chyba styl dawnej polszczyzny...

Q:

--- Cytat: Medelejne w Marca 14, 2009, 07:57:20 pm ---To może ja zacznę ponieważ "Szpital..." przeczytałam stosunkowo niedawno.
Pierwszy rozdział "Pogrzeb" przywiódł mi skojarzenia z "Lalką", "Weselem", "Chłopami"...
Ale tylko i wyłącznie pod względem właśnie specyficznego klimatu jaki Lem
nakreślił w tym rozdziale. Po prostu wyzionęła na mnie z tego początku taka..."polskość".
Mroźna zima, biedny student,wyalienowany młody człowiek na
łonie dawno nie widzianej rodziny. Opisy samego domu, w którym rozgrywa się akcja
oraz poszczególnych członków rodziny i znowu jakieś dziwne przeniesienie do
Bohatyrowiczów z "Nad Niemnem".
--- Koniec cytatu ---

A wiesz, że jak teraz myśle nad Twoją interpretacja tego rozdziału, to rzecz wydaje mi się wręcz symboliczna (choć nie wiem czy był to świadomy zamysł Lema, czy raczej jednak moja prywatna interpretacja). Mamy bowiem oto wyjście od tradycji polskiej literatury XIX wieku (kojarzył mi się jeszcze Judym na przykład) w kierunku problemów nowszych, niesionych przez wiek XX z jego postępem naukowym, ale i okropieństwami. Mamy (mimowolnie prawdopodobnie) zaakcentowane nadbudowanie nowej literackiej kondygnacji na starym fundamencie. Mamy tą samą, starą przedwrześniową Polskę zanurzoną w swoich prusowsko-żeromskich ;) problemach zderzoną z nagła z przerażajacym Nowym, które dotychczasowym "teoretycznym" inteligenckim dylematom nadaje złowieszczo materialny wymiar. Przychodzi czas ostatecznej próby. Choć chyba nieporzebnie wybiegam w przyszłość...

ps. w przeciwieństwie do Ciebie nie wyrzucałbym tak łatwo klasyki polskiej literatury do kosza (nawet jeśli często wypada blado na tle klasyki zagranicznej), rozumiem, że była męcząca jako lektura obowiązkowa, ale nie możemy patrzeć stale z pozycji "zmaltretowanego" ucznia ;). Nie zgodzę, się też, że "Szpital..." dobrze smakuje tylko przed. Czytałem go po raz pierwszy znając już całkoształt lemowskiej "kosmicznej klasyki", i nie miałem kłopotów z odbiorem.

Medelejne:

--- Cytuj ---Nie zgodzę, się też, że "Szpital..." dobrze smakuje tylko przed. Czytałem go po raz pierwszy znając już całkoształt lemowskiej "kosmicznej klasyki", i nie miałem kłopotów z odbiorem.
--- Koniec cytatu ---

I bardzo dobrze, że się nie zgadzasz. Nie patrzę na polską , literaturę klasyczną z pozycji zmaltretowanego ucznia bo czytam tą literaturę po dziś dzień a i do poduszki zdarza mi się zarzucić "Syzyfowe prace" czy "Krzyżaków". Nie wyrzucam też klasyki do kosza. Skąd ta nadinterpretacja? Q popraw się !
Chciałam tylko wyrzucić "Szpital" bo akurat byłam w "ciągu kosmicznym" a tu nagle taka niespodzianka.
No ale przeczytałam czego pewnie wielu nie zrobiło  ;)

qertuo:
Ja też się włączę do dyskusji. Kiedyś już czytałam Szpital.. ale po przeczytaniu odłożyłam go na półkę, z mieszanymi uczuciami. Wydaje mi się, że wtedy przez całą książkę brnęłam z uczuciam brudnego śniegu w butach, i szarego nieba za oknem.
Teraz z pierwszego rozdziału szczególnie w pamięci utkwiły mi fragmenty dotyczące ogólnej postawy wobec zmarłych:

--- Cytuj --- (...) trumna zawiera nie stryja, a tylko jakąś pozostałość, jakąś resztę po jego osobie, tak żenującą i kłopotliwą, że dla jej usunięcia ze środowiska żywych obmyślono i zainscenizowano całą tę nieco długotrwałą, zawiłą i z lekka fałszem pobrzmiewającą historię.
--- Koniec cytatu ---
oraz:

--- Cytuj --- (...) żywi, mimo całej kunsztowności postępowania, jakim usiłują nadać okrągłość okrutnie kanciastemu przejściu od życia do śmierci, nie potrafią jednak znaleźć wobec umarłych jakiejś jednolitej a ciągłej postawy.
--- Koniec cytatu ---
chociaż chyba ciężko rozstrzygnąć na ile ta nieumiejętność wynika z konieczności zmiany relacji "żywy vs. żywy" na "żywy vs. zmarły" a na ile z potrzeby zachowania się wobec najbliższej rodziny zmarłego.

Inny fragment dotyczy relacji młodego Stefana z jego ojcem (trochę kojarzą sie one z historią Indiany Jonesa w "Ostatniej krucjacie").
Mnie szczególnie uderzył ten kawałek wypowiedzi Stefana-ojca:

--- Cytuj --- Czy chciałeś przyjśc na świat? Prawda, że nie? No, nie mogłeś chcieć, kiedy cię nie było. Widzisz, ja też nie chciałem, żebyś ty przyszedł na świat. To znaczy chciałem syna, ale nie ciebie, bo przecież ciebie nie znałem, więc nie mogłem cie chcieć... Chciałem syna w ogóle, ale ty jesteś ten rzeczywisty...
--- Koniec cytatu ---
bo o ile trudno odmówić tym słowom logiki, to jednak skierowane z ust ojca do syna (małego dziecka) brzmią dość okrutnie. Co innego gdyby taką logikę zastosować na jakimś wykładzie z "analizy postaw i pobudek rodzicielskich", ale mówić w ten sposób do dziecka.. które po usłyszeniu takich słów mogłoby raczej odpowiedzieć: "..ale to znaczy że jestem lepszy czy gorszy?"
Lem, na przykładzie ojca i syna, pokazał świetnie jak brak zrozumienia może wyniknąć nie ze złej woli, ale z patrzenia na świat nie tyle z innej perspektywy, co z zupełnie innej płaszczyzny.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej