Dzień dobry.
Maźku Kochany, powiem to tylko raz: od dawna odnoszę przemożne wrażenie, że doskonale wiesz, o co mi chodzi, tylko mnie robisz w konia, udając, że nie masz pojęcia. Jeśli to wrażenie odpowiada rzeczywistości - to w naturalny sposób rodzą się w mej głowie następne kwestie, których rozstrząsać nie mam ani czasu (wciąż!) ani ochoty, jednak pierwsze z tych pytań wyrażę: dlaczego tak postępujesz, zamiast jednym zdaniem lekko, spokojnie i bezboleśnie przyznać, że faktycznie nie był to adekwatny podpis, i byłoby po sporze ileś tam postów wstecz?
No, ale wtedy wchodzimy na bagnisty teren ludzkiej osobowości, na którym przebywanie (uwaga na każdy krok!) w kontaktach towarzyskich jest dla mnie przykre (bo z osobowości jestem bardzo prostolinijny, i wolałbym, aby świat wokół mnie mieścił się w palecie, powiedzmy, 2^5, a nie 2^10 barw).
Ja jestem już tak nieprawdopodobnie stary, że - mimo swego ogólnego sceptycyzmu, z autosceptycyzmem na czele - wiem z niemal absolutną pewnością, co dla ludzi jest statystycznie najtrudniejsze. Otóż wg mnie najtrudniejsze bywa przyznanie się do błędu, pomyłki, grzechu etc. - choćby to było tycie-tycie, nieważna pomyłeczka, niewinny grzeszek i minibłądzik, jakiś wręcz subatomowy drobiazg, nie wart wymiany więcej niż dwóch (krótkich!) zdań.
Ale coś miejsce mi się kończy...