No to teraz moje węzły tych "Węzłów...", czyli to co przyciągnęło moją szczególną uwagę.
1.
mebelki w pokoiku i
skórka Pajączkowskiego, ciąg dalszy tendencji zapoczątkowanej
bucikami.
2. Zdanie "
nie czuło się tu wcale jodoformu", krótkie, a jak pięknie zawiera róznicę między szpitalem psychiatrycznym, a - że tak powiem - somatycznym. Brak konieczności ciągłych dezynfekcji.
3. Zdanie:
"Terapia — to nie żadna sztuka: do czterdziestu lat wariat to dementia praecox: zimne kąpiele, brom i skopolamina. Powyżej czterdziestki — dementia senilis: skopolamina, brom i zimny tusz. No i szoki." Niby tak niedawno, a widać jak wiele się w psychiatrii zmieniło. Widać, że inna era medycyny. Budzi ten fragmerncik smutek, i litość nad tymi, którzy - z braku możliwości właściwej terapii (nie tylko psychiatrycznej zresztą) - chorowali, lub umierali bez właściwej pomocy. (Choć za parę kolejnych dziesięcioleci i nad naszymi czasami będzie można tak wzdychać..)
4. Kolejne zdanie: "
Sprawy polityki na ogół przemilczano" - to wygląda, że uzyję freudowskiego żargonu, na akt zbiorowego wyparcia przewalającej się właśnie wojennej zawieruchy. I kontynuuje to, co wiedzieliśmy przedtem na stypie u Trzynieckich.
5. Znów zdanie: "
Stefan, jako esteta", będę o nim pamiętał czytając o naszym bohaterze, zdefiniowało mi go jakoś, przez pryzmat tego estetyzmu będę go teraz odbierał.
6. fragment dot. wizyty u pani Zuzanny - porechotałem nad nim trochę rubasznie, a potem zastanowiłem się nad reakcją Stafana. Wierzący raczej nie jest, więc chyba aż tak nieśmiały (lub pruderyjny).
7. Zdanko "
zawstydzonym wstrętną sytuacją i własną, nagością" - dziwnie mi przypomniało opis pornografii jako "wstrętnej" w "Obłoku...". Mógłby kto jeszcze pomyśleć, że Mistrz zawsze reagował wstętem na sprawy płci...
![Mrugnięcie ;)](http://forum.lem.pl/Smileys/default/wink.gif)
8. Fakt, ze nasz Stefcio człek ludzki, nad parzona pacjentką się uzalił. Wzbudził tym we mnie odruchową sympatię. Chyba po raz pierwszy od początku powieści.
9. Fragment : "
Wolny wybór rodzaju pracy jest niby rzeczą dobrą — ciągnął — ale właściwie tylko prawo wielkiej liczby gwarantuje, że wszystkie ważne społecznie fachy zostaną obsadzone. Teoretycznie przynajmniej jest możliwe, że przez parę lat nikt nie będzie chciał zostać, powiedzmy, kanalarzem… i co wtedy? Przymuszać, czy jak?" - w sumie przekonująca krytyka kapitalistycznego leseferyzmu, pytanie czy wolne wybory jednostek, służą zawsze dobru ogólnemu... Na Zachodzie problem
kanalarzy załatwiono sobie - póki co - gastarbeiterami, co skądinąd wzbudziło nieco nowych problemów, bo teraz między gastarbeiterami pokazują się islamiści, przez co pytanie nabrało jeszcze dramatyczniejszego wydźwięku.
10. Scena w której pojawia się
Salomon Nagiel - jakże inaczej odbieramy nieszczęście gdy dotyka kogoś - choćby pośrednio - nam bliskiego...
Wszystko too jednak sprawy, dla fabuły rozdziału poboczne. W centrum - jak słusznie zauważył
Terminus - pozostają dr Nosilewska i Sekułowski.
Co do niej? Cóż, widać, że gdy Lem był młody jakoś chętniej pisał o uczuciach męsko-damskich (bo nasz Stefan ewidentnie na panią doktor reaguje jak mężczyzna), z wiekiem chyba uznał, że istnieją sprawy poważniejsze.
A Sekułowski? Kiedy czytałem "Szpital..." po raz pierwszy, wzbudził moją ewidentną sympatię intelektualizmem i cynizmem , i tak go sobie utrwaliłem w pamięci. Teraz, przy ponownej lekturze (wychodzi na jaw pożytek z "Akademii..."
![Mrugnięcie ;)](http://forum.lem.pl/Smileys/default/wink.gif)
) jawi mi sie jednak dwuznaczniej. Z jednej strony piękne jest kiedy pewne "oczywistości" wywraca na nice (kontynuując niejako to, co mówił Krzeczotek o małpach i hormonach), kiedy na pewne sprawy patrzy z właściwej - kosmicznej - perspektywy. Wtedy jakbym GOLEMa słuchał. Z drugiej strony jednak jego nihilizm sięga takich szczytów, że mam wrażenie, iż widzę jakiegoś "Derridę-przed-Derridą", jakiegoś pre-postmodernistę, a to już tylko wkurza. Tym niemniej pojawia się pytanie: jakie racje, jakie argumenty, możemy przeciwstawić jego "dekonstruktorskiej"
* pasji.
(I, tak - też mam wrażenie, że na Witkacym jest wzorowany.)
EDIT: Jeszcze a'propos
bucików - to się wydaje być stałą manierą u Lema (vide choćby
wywiad Gondowicza z Mistrzem):
Z samych praw fizyki wynika, co zresztą banalne, że na wszelkich pojazdach kosmicznych wszyscy muszą przede wszystkim zdejmować buciki, bo można niechcący kopnąć kogoś w oko
* tak mi się jakoś przeciwstawił "dekonstruktor" Sekułowski - Konstruktorowi z "Summy...".